Nowenna w Oktawie Dnia Kobiet - w intencji tych, którym narzucone stereotypy nie pozwalają żyć w zgodzie z sobą. (poprzednie dni: pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, następne: ósmy, Podsumowanie Nowenny, Komentarze do Nowenny, Od genitaliów do Nowenny)
Fronda modli się: "za mężczyzn, na których zrzuca się winę za cało zło tego świata"
Cała ta ich modlitwa "za ofiary feminizmu - jednej z najbardziej szkodliwych ideologii" zaś jest działaniem odwrotnym - zrzucaniem winy za to, co oni za złe uważają, na kobiety, szczególnie feministki. Niby modląc się, oskarżają bowiem kobiety o: wyznawanie światopoglądów niepatriarchalnych, utrudnianie mężczyznom sprawowania władzy, niezależność od męskiej dominacji, brak postawy służalczej, chęć samostanowienia. To one są winne odebrania panom "męskości, rycerskości i dżentelmeństwa" (a nie ludzie, którzy takowi być przestali). Katolicy z Frondy kobietom przypisują odpowiedzialność za: antykoncepcję, aborcję, rozpad rodzin, zaniedbywanie dzieci. Mężczyźni, hahaha, oczywiście zawsze akceptują chęć bądź fakt ciąży, więc wola antykoncepcji i aborcji jest im obca. Nigdy, przenigdy nie wymuszają tych działań na swoich partnerkach. Nie zaniedbują dzieci dla kariery, nie rozwodzą się. Kurcze, połowa ludzkości to anioły.
Fronda potępia również "kobiety uwikłane w imię błędnie pojmowanej wolności w związki pozamałżeńskie, romanse, konkubinaty", oraz żyjące w stanie wolnym. Mężczyźni, wnoszę z tego, nie miewają związków/kontaktów pozamałżeńskich, i nie bywają singlami. Czyli te wszystkie konkubinaty z kim są? Z innymi kobietami? :-) :-) Może wystarczyłoby zalegalizować związki lesbijskie i problem by się rozwiązał ;-) Czy jednak mężczyźni też miewają seks pozamałżeński, ale nie jest to powód żeby ich potępić? Im wolno? Frondo katolicka?
Fronda modli się za: "homoseksualistów, którym matki nie potrafiły zaprezentować pozytywnego obrazu kobiecości". Czyli istnienie gejów, tak odrażających dla frondziatych katolików to również wina kobiet.
Ciekawe skąd wzięły się lesbijki. Czy ich matki zaprezentowały im zbyt pozytywny obraz kobiecości?
Aż się dziwię że na tej liście kobiecych win nie ma wojen, tortur, reżimów, totalitaryzmów, bomb konwencjonalnych i atomowych. Wiadomo, że to kobiety są liderami politycznymi wiodącymi do takich działań. Kopernik była kobietą, Hitler i Stalin też. Można też się powołać na Helenę Trojańską bądź po prostu Ewę która zerwała owoc z rajskiego drzewa. Niebagatelny jest też fakt że to kobiety rodzą żołnierzy.
Koniec ironii; żeby było jasne: ja nie oskarżam o wojny mężczyzn. Oskarżam Hitlera, Stalina i innych, konkretnych ludzi. Nie stosuję odpowiedzialności zbiorowej. Gandhi i JP2 w żaden sposób nie ponoszą winy za to co tamci robili. Nie chcę też tworzyć stereotypów i twierdzić że to zawsze mężczyźni są winni rozpadu rodzin, zaniedbania dzieci, zdrad czy przemocy. Nawet ze statystyk nie chcę wyciągać wniosków. Bo byłyby one krzywdzące dla tych ludzi, którzy nigdy się nie dopuścili zła. Nie ma żadnego powodu żeby wrzucać do jednego worka wspaniałych mężów i ojców ze zwyrodnialcami, tylko dlatego że mają taką samą 23cią parę chromosomów.
Dla mnie, jako osoby która przez wiele lat była głęboko wierzącą i intensywnie praktykującą katoliczką tragiczne jest, że to właśnie wśród katolików, wyznawców pięknej wiary w głosiciela wolności i miłości, Jezusa z Nazaretu, ("nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni", mawiał), dużo częściej niż pośród agnostyków i ateistów spotykam ludzi, którzy dają sobie prawo do osądzania tego, jak żyją inni ludzie. Oceniania wyborów bliźnich, gdy te wybory nie łączą się z krzywdą konkretnych osób trzecich. Czym innym bowiem jest potępić znęcanie się nad dzieckiem albo wyzysk innych ludzi, a czym innym to co dorośli ludzie dobrowolnie robią z własnym ciałem/życiem (antykoncepcja, stan wolny) lub ze sobą nawzajem przy obopólnej zgodzie.
Postawa liberalna nie jest wyrazem indyferencji, ale pokory. Pokora to wartość chrześcijańska.
Dramatem jest, że tacy frondowaci katolicy w formę modlitwy potrafią ubrać krytykę, potępienie i pogardę.
Jezus mówił: Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. (Ewangelia Mateusza 7, 14-15)
C.D.N. ( następny dzień: ósmy , Podsumowanie Nowenny, Komentarze do Nowenny, Od genitaliów do Nowenny)
ta cała nowenna (na Frondzie) mówi o tym, czym jest męskość, czym kobiecość. Feminizm w głębi jest dobrym pojęciem, ale dziś na zasadzie manipulacji semantycznej stał się określeniem dla czegoś przeciwnego: mianowicie odkobieceniem kobiet. Dawniej kobieta była dumna, że może zrodzić dziecko. Dziś - w czasach wszechobecnej aborcji i lekarzy pytających "rodzimy, czy usuwamy?" - stała się obiektem pogardy. Co śmieszniejsze - dzisiejsze feministki opowiadają się za aborcją jako prawem kobiety - co za paradoks.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie każda była dumna. Może część była, jednak niezależnie od tego to właśnie kobieta musiała przy tym dziecku, sorry za określenie, zapierdalać. Dumna to mogła być na spacerze z mężem i dziećmi w niedzielę przed sąsiadami, ale przez 7 dni w tygodniu, 24 godziny musiała zajmować się pieluchami, gotowaniem, prasowaniem, sprzątaniem. Dziękuję za taką dumę.
OdpowiedzUsuńDziś jak kobieta chce być dumna z tego że urodzi dziecka, to może urodzić i być dumna. A jak chce być dumna z tego że jest prezesem firmy, to może być prezesem firmy (no, nie zawsze i nie wszędzie, ale generalnie jest pod tym względem lepiej niż dawniej), i też być z tego dumna. Przeszkadza Ci to że ma taki wybór? Ba, nawet Ty możesz być dumny z tego, że zajmujesz się dzieckiem! Niefajnie? Mi tam się podoba :)
"Odkobiecenie kobiet" - tak, bo jak kobieta jest silna, potrafi walczyć o swoje, potrafi być zdecydowana i zdeterminowana, i jeszcze profesjonalnie wykonywać swoją pracę, to NIE JEST KOBIECA! Kobiecość polega na głupkowatych uśmieszkach, różowych fatałaszkach i nieumiejętnym parkowaniu.
Piszesz, że dziś kobieta stała się obiektem pogardy. Tak, kiedyś była obiektem uwielbienia. Dopuki siedziała w kuchni i słuchała męża. Wolałbym jednak być pogardzany i wolny, niż uwielbiany i ubezwłasnowolniony.
Etymologia słowa kobieta:
OdpowiedzUsuńKob - chlew, "od staropolskiej nazwy chlewu, pochodzi wyraz kobieta, który z czasem zatracił swoją pejoratywną konotację."
No to spójrzmy na inne określenia:
Niewiasta - tyle co "jeszcze nie poznana" - synowa o najniższym statusie w rodzinie wynikającym z faktu iż jeszcze nie urodziła syna.
Dziewczyna - dziewa, dziewka - dojarka.
Chicku, czy my żyjemy na tej samej planecie semantycznej?
Amorfisie, przyjacielu - Ty wiesz, co ja Cię.
OdpowiedzUsuńChick pisze:
OdpowiedzUsuń"ta cała nowenna (na Frondzie) mówi o tym, czym jest męskość, czym kobiecość."
Chicku, nie. Mówi o tym, jakie, zdaniem Frondy, role powinni spełniać mężczyźni i kobiety. Mówi o stereotypach, które zmieniają się w zależności od kontextu kulturowego i historycznego. Czyli nie są uniwersalną prawdą o człowieku - są wytworem określonych społeczeństw. W tym konkretnym przypadku są to sterotypy patriarchalne, które zakładają że ludzie mają spełniać przewidziane dla nich role: kobiety rodzić i być posłuszne, mężczyźni walczyć i rządzić. Podejście tu zaprezentowane zakłada, że mają pełnić te role niezależnie od tego czy jest to zgodne z ich osobistymi talentami, przekonaniami, preferencjami; inaczej są potępieni jako niekobiecy i niemęscy.
"Dawniej kobieta była dumna, że może zrodzić dziecko."
Chicku, pamiętasz jak to było w Biblii? Kobieta niepłodna była uważana za przeklętą przez Boga i pogardzali nią ludzie. Psalm 113 mówi, że łaskawy Bóg "niepłodnej każe mieszkać w domu, jako pełnej radości matce synów.". Niepłodna lub rodząca dziewczynki była więc czymś gorszym nawet od owiec i z nimi mieszkała. W czasach, gdy kobiety były ekonomicznie i społecznie całkowicie uzależnione od mężczyzn, małżeństwo było rodzajem kontraktu; mężczyzna utrzymywał kobietę, a w zamian oczekiwał że ona przedłuży jego geny, dostarczy mu dziedziców. Nic dziwnego że kobiety cieszyły się z rodzenia, bo tylko ono zapewniało im przetrwanie w rodzinie, a zatem w społeczności.
"Feminizm w głębi jest dobrym pojęciem, ale dziś (...) stał się (...) odkobieceniem kobiet."
Chicku, nie. Feminizm (ten który ja wyznaję - bo jest ich wiele różniących się podobnie jak katolicyzm Rydzyka i Bonieckiego) głosi, że każdy ma prawo żyć tak, jak czuje się powołany, a nie tak, jak przeznaczył mu z góry kulturowy stereotyp. Głosi, że człowiek ma prawo żyć w zgodzie z samym sobą. Że jeśli mężczyzna ma ochotę opiekować się dzieckiem, jeśli nie chce brać udziału w wyścigu szczurów, to nie jest to powód by nim pogardzać. Że jeśli kobieta chce pracować w domu - to niech pracuje, ale niech też jej bliscy docenią jej wysiłek i pracę. Że jeśli ktoś chce działać w biznesie, społeczeństwie czy polityce - niech nie będzie oceniany pod kątem płci, ale osobistych cnót i działań.
Zauważ, że to mężczyźni narzekają najwięcej na tę "niekobiecość współczesnych kobiet". Ich przekonanie, że to oni są władni określać jakie kobiety powinny być, jest dowodem pychy. I żądzy władzy. Bo nie chodzi tu tak naprawdę o to że kobiety noszą spodnie, klną, znają aikido i potrafią prowadzić tira. Chodzi o to że już nie muszą być posłuszne. O tym całym iluzorycznym "szacunku i uwielbieniu" w dawnych czasach bardzo trafnie pisze Iwona Chmura Rutkowska we wspominanym już artykule o uzurpacjach Pulikowskiego (trzeba przewinąć w dół do "Domek z piedestałem")
Chicku, chodzi dokładnie o to, żeby każdy mógł być sobą. Czynić to, w czym się czuje najlepiej, a nie to co mu tradycja narzuca. Życie wbrew sobie jest pełne cierpienia, którego ludzie nie znający tego konfliktu często nie potrafią sobie wyobrazić. Ja jestem kobietą, ale nie chcę być "kobieca" w taki sposób jaki widzi to patriarchalno-katolicka tradycja. I mam do tego prawo. Moralne prawo, które mam dzięki nauczaniu Jezusa z Nazaretu, który głosił godność każdej jednostki. I społeczne prawo, które wywalczyli mi feminiści obu płci. Dziękuję Bogu że byli, że są.
"Na pewno nie każda była dumna. Może część była, jednak niezależnie od tego to właśnie kobieta musiała przy tym dziecku, sorry za określenie, zapierdalać. Dumna to mogła być na spacerze z mężem i dziećmi w niedzielę przed sąsiadami, ale przez 7 dni w tygodniu, 24 godziny musiała zajmować się pieluchami, gotowaniem, prasowaniem, sprzątaniem. Dziękuję za taką dumę."
OdpowiedzUsuńno dobra, ale dzisiaj jeśli kobieta mimo wszystko chce być dumna, to nie może, bo nie istnieje już etos młodej matki (kojarzy się ją raczej z kimś zniewolonym, poszkodowanym, kimś komu trzeba raczej współczuć).
"Kobiecość polega na głupkowatych uśmieszkach, różowych fatałaszkach i nieumiejętnym parkowaniu."
widzisz, Amorfis, w świecie, w którym pokutuje taki stereotyp kobiecości, nie dziwi, że wszystkie chcą być facetami.
- -
problem leży myślę gdzie indziej. Nie w modelach społecznych, bo te myślę w dużym stopniu (choć może nie zawsze) odpowiadają rzeczywistym predyspozycjom, które są (często) inne u mężczyzny i (często) inne u kobiety.
Jednak kłopot zaczyna się, kiedy ktoś (dajmy na to - mąż) chce na siłę umieścić kobietę w jednej określonej roli. Myślę, że to tutaj jest pies pogrzebany. A nie w tym, że kobieta nie jest mężczyzną.
"no dobra, ale dzisiaj jeśli kobieta mimo wszystko chce być dumna, to nie może, bo nie istnieje już etos młodej matki (kojarzy się ją raczej z kimś zniewolonym, poszkodowanym, kimś komu trzeba raczej współczuć)."
OdpowiedzUsuńChyba żyjesz w innym świecie niż ja. Jeśli tak źle kojarzy się macierzyństwo, to czemu ostatnio rodzi się tyle dzieci? Ja na codzień widzę matki, które owszem, coś tam utraciły przez to że mają dziecko, ale chyba więcej zyskały. I generalnie są zadowolone.
""Kobiecość polega na głupkowatych uśmieszkach, różowych fatałaszkach i nieumiejętnym parkowaniu."
widzisz, Amorfis, w świecie, w którym pokutuje taki stereotyp kobiecości, nie dziwi, że wszystkie chcą być facetami."
No właśnie. To nie rozpowszechniaj tego stereotypu. Poza tym nie chcą być facetami, tylko chcą żeby inaczej była postrzegana kobiecość.
"Jednak kłopot zaczyna się, kiedy ktoś (dajmy na to - mąż) chce na siłę umieścić kobietę w jednej określonej roli. Myślę, że to tutaj jest pies pogrzebany. A nie w tym, że kobieta nie jest mężczyzną."
No i tu chyba wszyscy się zgadzamy. I o to też chodzi feministkom (chyba wszystkim, a przynajmniej większości).
"no dobra, ale dzisiaj jeśli kobieta mimo wszystko chce być dumna, to nie może, bo nie istnieje już etos młodej matki (kojarzy się ją raczej z kimś zniewolonym, poszkodowanym, kimś komu trzeba raczej współczuć)."
OdpowiedzUsuńbzdura. znam całe mnóstwo młodych matek, niepracujących zresztą, które realizują się właśnie wyłącznie poprzez małżeństwo i macierzyństwo. nikt im nie współczuje, nikt nie uważa, żeby były w jakikolwiek sposób poszkodowane czy też gorsze. żyją tak, jak chcą, jeżeli odnajdują się w tym to nie rozumiem, dlaczego ktokolwiek miałby je potępiać czy krytykować.
z drugiej strony o to właśnie chodzi, żeby kobiety, które NIE CHCĄ być żonami ani matkami również miały prawo żyć tak, jak chcą. i żeby mogły być dumne i żeby nikt im nie wmawiał, że są w jakikolwiek sposób poszkodowane.
Paweł, więcej dzieci rodzi się, bo jest wyż demograficzny. Jednak w Polsce w skali UE rodzi się najmniej dzieci (obok Hiszpanii, współczynnik to 1,3 - czyli na 2 ludzi przypada 1,3 dziecka). Największy współczynnik jest we Francji: 1,9, ale głównie ze względu na długofalową i dobrze prowadzoną politykę prorodzinną. A i tak nie jest to współczynnik zapewniający wymianę pokoleń.
OdpowiedzUsuńkobiety są zadowolone - jak już urodzą. Też znam takie, m.in. własną żonę:) i nie dziwię się tym kobietom. Pytanie - czy aby te niezadowolone nie mieszczą się przede wszystkim pośród tych, które nie zdecydowały się rodzić?.. kobiety, które mają dziecko albo planują, muszą ukrywać ten fakt, np. starając się o pracę.
gdzie ja rozpowszechniam stereotyp, że kobieta to taka, co ma różowe fatałaszki i nie umie zaparkować? Ta wizja to raczej współczesny wytwór. Dla mnie kobiecość to odpowiedzialność, hart ducha, opiekuńczość, delikatność, przenikliwość, wrażliwość. Kobieta, która nie umie sobie poradzić w świecie, to dla mnie nie jest symbol kobiety, ALE jej przeciwieństwem nie jest mężczyzna:)
""Jednak kłopot zaczyna się, kiedy ktoś (dajmy na to - mąż) chce na siłę umieścić kobietę w jednej określonej roli. Myślę, że to tutaj jest pies pogrzebany. A nie w tym, że kobieta nie jest mężczyzną."
No i tu chyba wszyscy się zgadzamy. I o to też chodzi feministkom (chyba wszystkim, a przynajmniej większości)."
fajnie, gdyby tak było. Rzecz w tym, że ja nie słyszę takich głosów ze strony dzisiejszych agresywnych feministek. Tam raczej jest mowa o 50procentowych parytetach i prawie do własnego ciała (czytaj do aborcji).
przeciwny model feminizmu (feminizm konserwatywny?) reprezentuje Joanna Najfeld. Z jej wizją - na tyle, na ile znam - się zgadzam. Ale nie z tamtymi chłopkami:)
Pacyfka pisze, że różnic płci nie ma i to jest wytwór cywilizacji. Z tym się nie zgadzam.
Chicku,
OdpowiedzUsuń"kobiety, które mają dziecko albo planują, muszą ukrywać ten fakt, np. starając się o pracę."
Nie u nas w NCDC. Wiesz, kto pierwszy dowiedział się o mojej ciąży (nie licząc Dziuna?) Mój Szef. Rozpowszechniasz stereotypy.
"fajnie, gdyby tak było. Rzecz w tym, że ja nie słyszę takich głosów ze strony dzisiejszych agresywnych feministek. Tam raczej jest mowa o 50procentowych parytetach i prawie do własnego ciała (czytaj do aborcji)."
Chicku, proszę czytać ze zrozumieniem. Ja, i Dziuny, opowiadamy się za prawem człowieka do realizacji siebie w sposób, do jakiego czuje indywidualne powołanie, niezależnie od społecznych stereotypów. Fakt że taki pogląd jest częścią światopoglądu feministycznego to nie jest powód żeby tu nam wyjeżdżać z parytetami i aborcją, bośmy o tym słowem nie wspomnieli.
Fakt że ta sama osoba/grupa wyznaje jakiś pogląd uznany przez ciebie za niesłuszny (np. prawo do aborcji) nie oznacza, że niesłuszne są wszystkie poglądy wyznawawane przez osobę/grupę (np. prawo do wyboru praca zawodowa czy praca w domu). Chyba zgodzisz się ze mną?
"Pacyfka pisze, że różnic płci nie ma i to jest wytwór cywilizacji. "
Różnice płci są - na płaszczyźnie biologicznej. Różnice mentalne i społeczne są wtórne i nie dotyczą wszystkich przedstawicieli płci. Fakt że większość przedstawicieli jednej płci wykazuje jakąś cechę nie jest powodem by nakazywać pozostałym również wykazywać tę cechę. Np. jeśli cechą wykazywaną przez wielu mężczyzn jest brutalność, a przez wiele kobiet próżność, to żaden powód by dyskredytować tych którzy nie są brutalni i te które nie są próżne. Podobnie z działalnością w polityce, zajmowaniem się domem, zarabianiem na utrzymanie i tak dalej. Czy zgodzisz się ze mną?
"Paweł, więcej dzieci rodzi się, bo jest wyż demograficzny."
OdpowiedzUsuńTo tautologia :)
"Jednak w Polsce w skali UE rodzi się najmniej dzieci (obok Hiszpanii, współczynnik to 1,3 - czyli na 2 ludzi przypada 1,3 dziecka). Największy współczynnik jest we Francji: 1,9, ale głównie ze względu na długofalową i dobrze prowadzoną politykę prorodzinną."
Obawiam się, że większą rolę odgrywa tu duża liczba niezamożnych imigrantów. Ciekawe, ile z tego przyrostu naturalnego przypada na ich rodziny, ile na Francuzów.
"A i tak nie jest to współczynnik zapewniający wymianę pokoleń."
Dla mnie nie jest to powód do zmartwienia. Ale taka dyskusja chyba już się odbyła, zajmijmy się tym feminizmem.
"kobiety są zadowolone - jak już urodzą"
No to gdzie tu skojarzenie z "kimś zniewolonym, poszkodowanym, kimś komu trzeba raczej współczuć"? Ja tego nie widzę. Widzę raczej, że macierzyństwo zrobiło się MODNE.
"kobiety, które mają dziecko albo planują, muszą ukrywać ten fakt, np. starając się o pracę"
Tu się zgadzam, to jest problem, ale wynika wyłącznie z rachunku ekonomicznego pracodawców, a nie z jakiejś zakorzenionej w społecznej mentalności pogardy dla macierzyństwa i matek.
"dzie ja rozpowszechniam stereotyp, że kobieta to taka, co ma różowe fatałaszki i nie umie zaparkować?"
Co zatem miałeś na myśli pisząc, że feminizm "odkobieca" kobiety?
Na resztę mógłbym odpowiedzieć to samo co Pacyfka, nie będę więc powtarzał.
""Paweł, więcej dzieci rodzi się, bo jest wyż demograficzny."
OdpowiedzUsuńTo tautologia :)"
to nie tautologia tylko statystyka:) proporcjonalnie rodzi się podobna ilość, jak np. 10 lat temu
ok, też mam wrażenie, że zarzuciłem trochę klimatem apokaliptycznym, mam nadzieję, że masz rację - że macierzyństwo stało się modne i rodzinom z dziećmi będzie z czasem coraz lepiej
Pacyfko, wiem, że macie świetną firmę, nie dziwi mnie to, co piszesz. Jestem raczej optymistycznie nastawiony do świata. Choć zdaję sobie sprawę, że nie zawsze jest tak kolorowo.
Pac:
"Fakt że taki pogląd jest częścią światopoglądu feministycznego to nie jest powód żeby tu nam wyjeżdżać z parytetami i aborcją"
ani przez moment nie skojarzyłem tych rzeczy z Tobą - to raczej mój dygresyjny komentarz do ruchu feministycznego (z zastrzeżeniem, że stricte feminizm to dla mnie coś innego)
pawelstawicki:
""dzie ja rozpowszechniam stereotyp, że kobieta to taka, co ma różowe fatałaszki i nie umie zaparkować?"
Co zatem miałeś na myśli pisząc, że feminizm "odkobieca" kobiety?"
choćby właśnie pozytywny stosunek do aborcji
Pac:
"Fakt że większość przedstawicieli jednej płci wykazuje jakąś cechę nie jest powodem by nakazywać pozostałym również wykazywać tę cechę."
zgadzam się z Tobą, Pacyfko. Mam jednak wrażenie, że gdzieś w niuansach wypowiedzi na ten temat gubi się ta prawda. W imię "równości" zapomina się o tym, że kobiety i mężczyźni jednak się różnią i nie są to różnice li tylko zewnętrzne, ale jest ich mnóstwo na poziomie zarówno biologii, jak i (wcale nie uwarunkowanej społecznie) psychiki (z tym się chyba nie zgadzasz)
jasne, są cechy, które mężczyźni czy kobiety nabyli biorąc przykład z zachowań społecznych. Ale są takie, które są naturalne. Ot delikatność kobiet, która predysponuje je do opieki nad dzieckiem w pierwszych miesiącach (co nie znaczy, że czasem ojciec poradzi sobie lepiej, ale fakt, że nie tak często, jak kobieta, moim zdaniem nie jest uwarunkowana społecznie)
nie znaczy to oczywiście, że siłą trzeba zaciągać kobiety do dzieci, a mężczyzn wyganiać do pracy, by je utrzymywały. Nie. Ale pewne role społeczne są naturalne i zwykle (nie zawsze) w pewnych sytuacjach lepiej odnajduje się mężczyzna, w innych kobieta.
"""dzie ja rozpowszechniam stereotyp, że kobieta to taka, co ma różowe fatałaszki i nie umie zaparkować?"
OdpowiedzUsuń"""Paweł, więcej dzieci rodzi się, bo jest wyż demograficzny."
To tautologia :)"
to nie tautologia tylko statystyka:) proporcjonalnie rodzi się podobna ilość, jak np. 10 lat temu"
Chyba miałeś na myśli, że dawny wyż demograficzny rodzi teraz dzieci, więc jest znowu wyż demograficzny? Bo zdanie "rodzi się więcej dzieci bo jest wyż demograficzny" to jest tautologia. "Jest wyż demograficzny" znaczy to samo co "rodzi się więcej dzieci".
"Co zatem miałeś na myśli pisząc, że feminizm "odkobieca" kobiety?"
choćby właśnie pozytywny stosunek do aborcji""
Czy naprawdę feminizm kojarzy Ci się bardziej z prawem do aborcji, niż z emancypacją i prawem do samostanowienia?
"Chyba miałeś na myśli, że dawny wyż demograficzny rodzi teraz dzieci, więc jest znowu wyż demograficzny?"
OdpowiedzUsuńok, zgadza się - masz rację :)
"Czy naprawdę feminizm kojarzy Ci się bardziej z prawem do aborcji, niż z emancypacją i prawem do samostanowienia?"
problem w tym, że dzisiejszy feminizm łączy to, co mi się kojarzy z ochroną praw kobiet i to, co mi się kojarzy raczej z brakiem szacunku do kobiet i w ogóle do człowieka (walka z Kościołem, lansowanie biednej skądinąd Alicji Tysiąc jako bohaterki). Ale zastrzegam, że istnieje też dla mnie konserwatywny feminizm, który nie walczy np. o prawo do aborcji - przeciwnie. Niestety w mediach raczej niewiele o przedstawicielkach tej grupy.
Amorfis zapytał: "Co zatem miałeś na myśli pisząc, że feminizm "odkobieca" kobiety?"
OdpowiedzUsuńChicku odpisał: "choćby właśnie pozytywny stosunek do aborcji".
Ja myślę, że nie można mieć pozytywnego stosunku do aborcji w ogóle. Można uważać aborcję za dopuszczalną, za prawo, za mniejsze zło, ale wydaje mi się że nikt zdrowy psychicznie nie może być entuzjastą aborcji jako takiej.
Widzę też, że dla ciebie stosunek do aborcji jest kluczowym kryterium oceny człowieka w ogóle. Myślę, że to zjawisko jest czymś więcej niż konsekwencją poglądu że dziecko poczęte jest człowiekiem, a zatem aborcja jest morderstwem. Bo można zgadzać się z tymże poglądem, a zarazem nie mieć do sprawy tak emocjonalnego stosunku. Co więcej, można rozumieć też tych ludzi którzy uważają inaczej, a nawet docenić ich motywacje. Jeśli bowiem dla kogoś w moralności głównym kryterium jest świadomość i cierpienie, to osoba taka może założyć, że mniejszym złem jest przerwać istnienie istoty nieświadomej niż dopuścić by jej narodzenie doprowadziło do cierpienia istot już świadomych, i samego dziecka. A i potencjalnie także tych, których owo dziecko, gdy już wyrośnie na zwichniętego człowieka, będzie krzywdzić. Są osoby które w ten sposób rozumują. Nie są to potwory czy zwyrodnialcy. Są to wrażliwi na krzywdę i myślący ludzie. Dla nich cierpienie człowieka świadomego jest ważniejsze, niż, w gruncie rzeczy metafizyczne, założenie o świętości życia poczętego, ale jeszcze nieświadomego.
Oni też pragną dobra Chicku. Tylko widzą je gdzie indziej niż Ty i drogi do niego upatrują w innych działaniach. Nie została dana im łaska wiary takiej, jak twoja.
Ja rozumiem myślących na oba sposoby. Wydaje mi się że wiem jak jakiego wyboru dokonałabym sama, gdybym musiała wybierać. Ale dla mnie to nie jest żaden powód, żeby dać sobie prawo do kategorycznego oceniania innych ludzi, zwłaszcza a priori, nie wysłuchawszy ich historii.
Kiedy czytam wypowiedzi katolickich publicystów na ten temat, można w nich wyczuć założenie, że za aborcję są odpowiedzialne wyłącznie kobiety. Żeby daleko nie szukać, w tej "modlitwie" na Frondzie stoi: "dzieci, którym ze względu na "prawo kobiety do wyboru" nie dano się narodzić" oraz "lekarzy, których zmuszono do współudziału w mordowaniu nienarodzonych". Czyli winne są kobiety, a lekarzy zmuszono (biciem?). A przecież każde dziecko ma również ojca. Gdzie są ci ojcowie? Czy nie wiedzą o tym co się dzieje? A może mają to gdzieś? Może nie dowiadują się, bo gdyby się dowiedzieli, opuściliby partnerkę? Może to właśnie oni mówią ciężarnej: "jak tego nie usuniesz to won z domu, i grosza na tego bachora ode mnie nie wyciągniesz"? Jaka część kobiet decydujących się na aborcję nawet by o tym nie pomyślała, gdyby miały odpowiednie oparcie w mężczyźnie?
Niezależnie od tego, kto z rodziców dziecka - matka czy ojciec - bardziej i częściej nie chcą by się narodziło, niezrozumiałym dla mnie jest fakt linkowania przez Ciebie Chicku postawy względem aborcji do kwestii kobiecości. Skoro rzekoma "proaborcyjność" jest "niekobieca" to czy zarazem jest "męska"?
Czyli mężczyzna opowiadający się za dopuszczalnością aborcji nie jest godny potępienia? Wątpię byś z tym się zgodził. Jeśli uznajesz aborcję za zło absolutne, domyślam się że mężczyznę głoszącego taki pogląd potępiasz również. Ale nie dlatego że jest mężczyzną, tylko że jest człowiekiem. Co pokazuje nam słuszność tego co napisał Dziuny: "powinności wynikają z bycia człowiekiem, nie zaś nosicielem określonych genitaliów."
cd.
OdpowiedzUsuńOczywiście patriarchalne ideologie, w tym zachowawczy nurt katolicyzmu, starają się stworzyć taki obraz świata, w którym kobieta jest wszystkiemu winna. Winna grzechu i upadku ludzkości, bo zerwała owoc z drzewa. Winna tego że mąż ją zdradza albo popada w alkoholizm, bo nie dość często mu dawała (taki pogląd wyznaje wspominany już Jacek Pulikowski). Winna aborcji, bo namówiły ją do tego feministki, a ojciec dziecka był wspaniałym człowiekiem i dał jej wszelkie wsparcie, a ona poszła i usunęła, bo jest niekobiecą egoistką i morderczynią. Wytwarzanie w ludziach poczucia winy jest istotne, bo dzięki temu łatwiej można ich kontrolować. Podobną funkcję spełnia wszak wywoływanie w osobach obu płci poczucia winy na tle sexualności.
Niestety, twierdzenie jakoby poglądy głoszone przez feministów krzywdziły same kobiety jest wyrazem pychy: "to oto ja wiem lepiej co jest dla wszelkich kobiet dobre. Ja uważam że naturalne dla kobiet jest rodzenie, więc ludzie którzy twierdzą inaczej krzywdzą kobiety bo nie zmuszają ich by się realizowały w tym, co za najlepsze dla nich uważam ja, a nie one same".
Piszesz też Chicku o "walce" feministek z Kościołem. Niestety wielu katolickich działaczy czy publicystów traktuje samych siebie jako święte krowy, które przecież wykonują wolę Boga, a więc ich działań nie wolno poddawać w najdrobniejszą wątpliwość. Zatem krytykujące ich osoby od razu są określane jako "wrogowie" a ich działania jako "atak". Tymczasem większość z tych polemistów chce po prostu dobra ludzkiego, a że realizację i dążenie do niego widzą inaczej niż Kościół, to dają temu wyraz. Ja robię to samo, aczkolwiek moim celem nie jest zniszczenie Kościoła, ale to by bardziej kierował się ku dobru (oczywiście nie mam na to żadnego wpływu).
cd. ...
OdpowiedzUsuńChicku, piszesz: "kobiety i mężczyźni jednak się różnią i nie są to różnice li tylko zewnętrzne, ale jest ich mnóstwo na poziomie zarówno biologii, jak i (wcale nie uwarunkowanej społecznie) psychiki". Zaraz potem przyznajesz, że "zwykle (nie zawsze) w pewnych sytuacjach lepiej odnajduje się mężczyzna, w innych kobieta." Skoro sam przyznajesz że nie zawsze, to po co w ogóle na owych nie zawsze występujących różnicach opierać jakiekolwiek wartościowanie? Po co używać ich jako kryterium, skoro sprawdzają się tylko w części przypadków? Po co na ich podstawie budować tak sztuczne pojęcia jak "kobiecość" i "męskość" i krytykować tych którzy nie wpisują się w ramy?
Piszesz, że cechą "naturalną, nie nabytą społecznie", jest "delikatność kobiet, która predysponuje je do opieki nad dzieckiem w pierwszych miesiącach". Takie stwierdzenia są używane najczęściej do uzasadnienia tego, by kobietę zostawić samą w domu z rozwrzeszczanym, zasranym noworodkiem i pójść ze spokojnym sumieniem do cichego, czystego biura. Wszak żona się naturalnie nadaje do tego, a mąż do tego. I jeszcze jak mąż przyjdzie do domu to ma być posprzątane i obiad na stole, bo, jak twierdzi Pulikowski, kobiety potrafią robić kilka rzeczy na raz i odpoczywać pracując. Co więcej, stwierdzenie o "predyspozycjach" używane jest do tego, by odbierać kobietom heroiczność ich pracy; skoro im to z taką łatwością i bez wysiłku przychodzi, to nie ma tu czego doceniać.
Po drugie, co powiesz na fakt, że jeżeli z nas dwojga którekolwiek radziło sobie mentalnie z tą opieką, to był Dziuny, a nie ja? Czy Dziuny jest przez to mało męski, Chicku? Dla mnie to było piekło i ostatnia rzecz, do której się nadaję. Bardziej na swoim miejscu czułabym się w kopalni, na traktorze, nie mówiąc o tym że w biurze. Czyli co, jestem niedelikatnym, niekobiecym wynaturzeniem? Zmanipulowanym przez feministki? Możesz mi wierzyć lub nie, ale mi się wydawało że się nadaję. Że mam dość siły i empatii. Było dla mnie szokiem że mogłam się aż tak pomylić co do siebie. Nikt mi tego nie musiał wmawiać.
Ten przykład pokazuje do jakich katastrof może doprowadzić życie w poprzek siebie, przyjmowanie ról do których człowiek nie czuje się powołany.
Pacyfko, z tego, co piszesz, wynika, że mój sprzeciw do aborcji wynika z wiary. Z tą tezą się nie zgadzam zdecydowanie. Nie mam takiego zrozumienia dla aborcjonistów, jak Ty. To jest dla mnie po prostu coś potwornego, trudno nie mieć tutaj emocjonalnego stosunku. I jestem pewien, że nie ma to nic wspólnego z wiarą (wiara raczej mnie uspokaja, bo wierzę, że te dzieci nie giną zupełnie bezsensownie, choć oczywiście odbiera im się autorytarną decyzją możliwość realizacji). Przeraża mnie, że idąc logiką zwolenników aborcji, że można zabić póki jest nieświadome, prowadzi do tego, że można zabić do któregoś tygodnia PO urodzeniu, bo wtedy też dziecko jest nieświadome, przynajmniej nie tak świadome jak dorosły. Generalnie wszystko to mnie przeraża. W efekcie daje straszne upodlenie i upadek, dlatego dla aborcji nie mam najmniejszego zrozumienia. Choć rozumiem, że część aborcji podejmowana jest pod presją, ale też bez świadomości (niby zabieg medyczny).
OdpowiedzUsuńpiszesz: oni też pragną dobra. Śmieszne.
"Kiedy czytam wypowiedzi katolickich publicystów na ten temat, można w nich wyczuć założenie, że za aborcję są odpowiedzialne wyłącznie kobiety. Żeby daleko nie szukać, w tej "modlitwie" na Frondzie stoi: "dzieci, którym ze względu na "prawo kobiety do wyboru" nie dano się narodzić" oraz "lekarzy, których zmuszono do współudziału w mordowaniu nienarodzonych". Czyli winne są kobiety, a lekarzy zmuszono (biciem?). A przecież każde dziecko ma również ojca. Gdzie są ci ojcowie?"
Pacyfko, oni się modlą za tych SPOŚRÓD lekarzy, których zmuszono do aborcji poprzez prawo. Są tacy lekarze. To nie jest modlitwa za wszystkich 'biednych' lekarzy, bo wielu z nich SAMI proponują aborcję, myślę, że ta modlitwa tego nie wyklucza.
jak i też nie rozumiem, dlaczego nie można się modlić za dzieci, którym nie dano się narodzić.
zgadza się: gdzie są ojcowie? to często oni popychają kobiety do aborcji, podobnie często koleżanki, rodziny, matki. I ja z kolei nie mam wrażenia, że katoliccy publicyści pomijają znaczenie środowiska przy podejmowaniu tej decyzji. Jeśli mąż powie: po moim trupie, to jak sądzę w 99% aborcji nie będzie. Jeśli powie: usuń to dziecko- kobieta usunie w 50% przypadków (może nawet mniej). Tak czy inaczej myślę, że odpowiedzialność spoczywa w dużej mierze na rodzinie i bliskich. może nie jestem chrześcijańskim publicystą, więc tej wypowiedzi nie możesz wciągnąć do swoich statystyk:) ale z podobnym duchem nieraz się spotkałem w różnych katolickich tekstach (najbardziej w książkach Wandy Półtawskiej, która pracowała w poradni rodzinnej i zna sytuację takich kobiet z pierwszej ręki).
"Skoro rzekoma "proaborcyjność" jest "niekobieca" to czy zarazem jest "męska"? "
myślę, że aborcja jest bezpłciowa. "Kobiecość" i "męskość" to pozytywne cechy, konstruktywne, związane z siłą charakteru.
cóż, współczuję kobietom, które musiały przejść przez koszmar aborcji. Głęboko współczuję. Jednak nie rozumiem tych, które bronią prawa do aborcji. Są wściekłe, jeśli ktoś im powie, że płód to człowiek i że nie mają wcale prawa do własnego ciała.
myślę zresztą, że wśród kobiet zwolenniczek aborcji jest niewiele, ale są bardzo krzykliwe. To moja prywatne wrażenie:) reszta albo działa pod presją, albo po prostu jest przeciwna (i jest ich więcej, niż się wydaje).
Pac:
OdpowiedzUsuń"Chicku, piszesz: "kobiety i mężczyźni jednak się różnią i nie są to różnice li tylko zewnętrzne, ale jest ich mnóstwo na poziomie zarówno biologii, jak i (wcale nie uwarunkowanej społecznie) psychiki". Zaraz potem przyznajesz, że "zwykle (nie zawsze) w pewnych sytuacjach lepiej odnajduje się mężczyzna, w innych kobieta." Skoro sam przyznajesz że nie zawsze, to po co w ogóle na owych nie zawsze występujących różnicach opierać jakiekolwiek wartościowanie? Po co używać ich jako kryterium, skoro sprawdzają się tylko w części przypadków? Po co na ich podstawie budować tak sztuczne pojęcia jak "kobiecość" i "męskość" i krytykować tych którzy nie wpisują się w ramy?"
różnice są faktem,jest ich mnóstwo (np. na poziomie budowy mózgu, z których wynikają pewne predyspozycje)
nie znaczy to, że człowiek jest zdeterminowany raz i koniec. Może np. pod wpływem środowiska czy jakichś innych czynników rozwinąć w sobie pewne cechy, które zwykle ze względu na płeć przypadają osobnikowi płci przeciwnej
nie opieram wartościowania na różnicach płci, są to dla mnie fakty, które opisują człowieka.
Nie krytykuję tych, którzy "nie wpisują się w ramy" kobieta-mężczyzna. Może być przecież taka sytuacja. Pisałem wiele razy, że jeśli kobieta np. chce robić karierę, to nic złego - a z tego, co piszesz wynika, że podlega mojej krytyce.
złożone różnice między kobietą a mężczyzną nie są sztucznym podziałem. Zgadzam się, że na pogłębienie pewnych zachowań ma wpływ środowisko. Np. kobiety chodzą w sukienkach, mężczyźni w spodniach. Albo np. kobiety zasłaniają piersi. To są rzeczy, które na pewno wynikają ze środowiska (choć wcale przez to nie są złe). Ale jeśli jakieś zachowania wynikają z wpływu środowiska, nie znaczy, że WSZYSTKIE wynikają. To jest mylne uproszczenie.
"
Piszesz, że cechą "naturalną, nie nabytą społecznie", jest "delikatność kobiet, która predysponuje je do opieki nad dzieckiem w pierwszych miesiącach". Takie stwierdzenia są używane najczęściej do uzasadnienia tego, by kobietę zostawić samą w domu z rozwrzeszczanym, zasranym noworodkiem i pójść ze spokojnym sumieniem do cichego, czystego biura."
jasne, takie zachowanie nie świadczy dobrze o tym ostatnim. Daleki też jestem od odbierania heroizmu pracy kobiety. Jednak pracowałem kiedyś z chłopakiem, któremu urodziło się 2gie dziecko. On miał wtedy 22 lata i pracowaliśmy obaj przy składaniu takich plastrów, on jeszcze pracował w drugim miejscu na drugą zmianę, a ja wracałem do domu i nic mi się nie chciało. Myślę, że heroizm jest udziałem zarówno matki jak i ojca. Chodzi o to, by się nie licytować, przeciwnie, robić wszystko,by ulżyć mężowi, żonie. Jasne, wpienia stwierdzenie, że kobieta to tylko siedzi w domu. Mnie też to denerwuje, bo wiem, że opieka nad dzieckiem i domem absorbuje w 100% w pełnym wymiarze czasu. Prawdziwy mężczyzna zrobi wszystko, by zdjąć z pleców kobiety choć 10% tych obowiązków, bo kobieta sama na pewno nie jest w stanie sobie tego wygospodarować (chyba tylko oddając dziecko w jakieś trzecie ręce). Komputer jest mechaniczny, łatwo przewidywalny. Przez to nie jest tak absorbujący, jak dziecko. Ale też nie daje tyle satysfakcji:)
tutaj muszę chyba zastrzec, że tak: niekiedy mężczyzna zostaje z dzieckiem. Ale nie staje się przez to wcale kobietą. Takie dziecko jest trochę inaczej wychowane, co nie znaczy gorzej (chyba, że rzeczywiście nie ma żadnego kontaktu z matką, wówczas sądzę takie dziecko zawsze startuje z gorszej pozycji niż takie, które ma kontakt i z matką i z ojcem)
Chicku, zanim odpiszę, czy mógłbyś odpowiedzieć na pytanie czy Dziuny jest niemęski i czy ja jestem zmanipulowanym, niekobiecym wynaturzeniem. Te pytania nie były retoryczne.
OdpowiedzUsuńale czemu Dziuny miałby być niemęski, przeciwnie, skoro Ci pomaga. Moim zdaniem mniej męski byłby, gdyby powiedział, że to sprawa kobiet i się odciął:)
OdpowiedzUsuńnaprawdę pisząc to, co piszę, nie mam nic przeciwko Tobie czy Kazikowi. Nie zgadzam się "tylko", że kobieta i mężczyzna to to samo i można sobie wybrać. To nie jest to samo, a wmawianie, że jest inaczej skutkuje wg mnie pogłębieniem braku tożsamości płciowej. Zarówno w kobiecie jak i mężczyźnie drzemią pewne siły, które wynikają bezpośrednio z płci. Można się do nich odnieść i wzmocnić własną tożsamość kobiety/mężczyzny, a można je zignorować, wytłumić i stwierdzić, że ich nie ma - to też jakaś droga. Rozumiem, jeśli jest świadomą rezygnacją z odniesienia do własnej płciowości (choć to też jest czymś w rodzaju marnowania własnego talentu), gorzej, jeśli jest rezygnacją wynikłą z fałszywego stwierdzenia, że nie ma z czego rezygnować.
"Dziuny miałby być niemęski, przeciwnie, skoro Ci pomaga"
OdpowiedzUsuńWidzę Chicku, że jakoś w głowie Ci się nie mieści sytuacja, w której to raczej Pacia pomaga Kazikowi ;)
jeśli wolisz myśleć, że mi się nie mieści....:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie Amorfisie - JĘZYK ZDRADZA SPOSÓB MYŚLENIA. Gdy człowiek mówi że mężczyzna "pomaga żonie" w opiece nad dzieckiem, że "zdejmuje z niej 10% obowiązków" (JEJ obowiązków), daje wyraz przekonaniu że zajmowanie się dzieckiem jest sprawą matki, a ojciec może jej co najwyżej łaskawie pomóc, o ile nie poleci do pracy na drugą zmianę. Oczywiście cywilizowany człowiek sie do takiego poglądu nie przyzna, więc będzie pieprzył farmazony o rzekomej "kobiecości" i "męskości".
OdpowiedzUsuńChicku, to co napisałeś to nie jest odpowiedź na całe pytanie.
"nie opieram wartościowania na różnicach płci, są to dla mnie fakty, które opisują człowieka."
Chicku, te cechy które opisujesz, IMO nie są żadną "prawdą o człowieku", tylko zmieniającymi się w czasie i przestrzeni stereotypami, a nadawanie im statusu "prawdy" służy patriarchalnym ideologom do kontrolowania i manipulowania ludźmi. Widzę w doświadczeniu wielu osób, że nie daje to ludziom siły, ale odbiera im indywidualność. I nie jestem w stanie pojąć, dlaczego to kobieta nie miałaby być odpowiedzialna, silna, aktywna, dlaczego mężczyzna nie miałby być opiekuńczy, wrażliwy, delikatny, poświęcający się. Etyka obowiązuje ludzi niezależnie od płci, reszta jest estetyką której nie warto poświęcać uwagi.
Zresztą ta argumentacja nie trzyma się kupy. Mówisz: kobieta opiekuje się dzieckiem, poświęca się, bo jest kobieca. A mężczyzna? Bo jest męski. Zamiast po prostu stwierdzić że robią to bo są ludzcy.
Czy komputer daje mniej satysfakcji niż opieka nad dzieckiem? Patrząc na moich kolegów z pracy wątpię. :-/
Nie mam takiego zrozumienia dla aborcjonistów, jak Ty. To jest dla mnie po prostu coś potwornego, trudno nie mieć tutaj emocjonalnego stosunku.
OdpowiedzUsuńpiszesz: oni też pragną dobra. Śmieszne.
Chicku, stwierdzając to, uzurpujesz sobie prawa samego Boga. "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni". "Tylko Bóg zna sumienie i serce".(Ps 7,10) Ty jednak stwierdzasz, że wiesz, jakie motywacje kierują innymi od Ciebie ludźmi.
Gdybym ja rozumowała tak jak ty, to musiałabym każdego kto nie jest wegetarianinem "nazywać po imieniu" - ścierwojadem, mordercą świadomych stworzeń, trupożercą. Wszak giną miliardy czujących, myślących istnień, więc trudno tu nie mieć emocjonalnego stosunku. I miałam takowy, gdy nabrałam tej świadomości w wieku 15 lat, natomiast rychło zorientowałam się że agresja i wyzwiska nie przysparzają sprawie zwolenników. Ja sobie zdaję sprawę, że większość ludzi nie ma wrażliwości i empatii na zwierzęta nie będące ludźmi, bo nasze społeczeństwo i wychowanie ich w to nie wyposażyło. Zaś wyposażyło w mechanizmy wypierania poza horyzont świadomości zła i okrucieństwa, jakie generują ich kulinarne wybory. To jest dopiero hekatomba, potworność i upodlenie, które przeraża. Mimo to w żaden sposób nie twierdzę, że nie ma w tych ludziach dobra, bo wiem że jest, wielu z nich jest moimi przyjaciółmi. Większość nie ma "pozytywnego stosunku do rzeźni" (parafrazując twoje określenie "pozytywny stosunek do aborcji") nie chodzą sobie do jatki oglądać śmierci krów i kur. Wielu z nich, gdyby mieli "materiał na kotlet" zabijać wyłącznie samodzielnie, zostałoby wegetarianami.
Oczywiście wiem, że uważasz że "dziecko w brzuchu mamy jest ważniejsze niż udko kurczaka"; nie chodzi mi jednakowoż o hierarchizowanie, a o sposób rozumowania, oceniania, o stosunek do ludzi inaczej myślących i czujących w szczerości swoich sumień.
Doznaję tu po raz kolejny błogosławieństwa nieposiadania telewizora, bo dzięki temu nie mam kontaktu z histerycznymi i nieracjonalnymi antyaborcjonistami i aborcjonistami. Obserwuję postawy ludzkie na żywych i niezakłamanych przez ekran osobach. Wiem, że po prostu różni ludzie inaczej hierarchizują wartości, dla jednych świętość życia jest najważniejsza, dla innych jakość tego życia, brak cierpienia. Są tacy którzy wierzą że życie bez miłości, poddane przemocy i w konsekwencji pełne przemocy do innych jest czymś gorszym niż nie danie szansy w ogóle. Tu dochodzimy do wiary o której wspomniałam. Nie mówiłam o wierze w Boga, ale o wierze w to co jest dobre, co ważniejsze. Oczywiście nie trzeba być katolikiem by uważać że osobnik nieświadomy jest podmiotem etyki.
Ty masz wrażliwość i empatię wobec embrionów/płodów/ludzi poczętych/zlepków komórek/dzieci nienarodzonych (podaję wszystkie synonimy by uniknąć manipulacji poprzez język a skupić się na rzeczy samej). Są ludzie którzy takową nie zostali obdarowani, podobnie jak tacy którzy nie zostali obdarowani empatią wobec zwierząt innych niż ludzie. U jednych i u drugich wynika to zazwyczaj z braku głębszego spojrzenia, a nie z cynicznego okrucieństwa, i ja osobiście nie daję sobie prawa absolutnego ich oceniania na podstawie jednego kryterium, nie znając ich. Takie ocenianie to świadectwo postawy odwrotnej do otwartej, która uniemożliwia dialog.
Pseudomodlitwa Frondy jest niemoralna bo ustawia opozycję: kobiety winne, mężczyźni niewinni. Lekarze są "zmuszeni" (prawem? a kto im każe być lekarzem?), zaś aborcja jest wynikiem wyboru kobiety ("dzieci, którym ze względu na "prawo kobiety do wyboru" nie dano się narodzić") jakby mężczyźni, ich wybory, ich nieodpowiedzialność, ich nieobecność, nie mieli na to żadnego wpływu. Modlić się, szczerze a nie publicystycznie, stereotypizująco i oceniająco, można oczywiście za każdego.
Cyfry które podajesz (99 i 50%) są z sufitu. Wanda Półtawska nie miała kontaktu z reprezentatywną próbką, samo korzystanie z parafialnej poradni wyklucza dużą część populacji.