Zapraszam również na mój blog motocyklowy

Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/

środa, 29 grudnia 2010

Rządzą nami trumny

Zawsze była mi obca duma z czegoś, na co nie zapracowaliśmy, co nie zależało od naszej woli, ale jedynie loterii urodzeniowej: "bycia białym", "bycia Polakiem", "bycia szlachcicem", bycia dzieckiem bogatych rodziców.
Tymczasem Polak-Katolik oznajmił mi ostatnio z dumą: "Należę do Rodziny Katyńskiej. Najstarszy brat mojej mamy zginął w Katyniu. Jest na liście. Wywieźli go, bo był policjantem przed wojną".
Czyli to taka pycha Schoedingera. Póki nie wiedział - był zwykłym człowiekiem. Teraz wie i jest kimś wielkim - ciotecznym wnukiem nieznanego mu kogoś zastrzelonego przez Sowietów na wiele lat przed jego narodzeniem.
Zresztą, co dla naszego Polaka-Katolika oznacza bycie Polakiem? Nienawiść do Ruskich, Niemców i Żydów. Bo oni nasze dzieci przywiązywali do maszyn oblężniczych pod Głogowem. Bo łagry i lagry. Bo zabili Pana Jezusa. (Żyda).

Rządzą nami trumny.


.

wtorek, 28 grudnia 2010

Wbiję ci wiarę w tyłek kijem

Ja rozumiem, każdy ma swoją wrażliwość i prawo do niej. Aż po granice absurdu. Ale czy poza granice etyki?

Środowiska katolickie, sam episkopat, poświęcają niewiarygodne ilości energii sprawie ochrony embrionów. Walka z in vitro i aborcją w imię ochrony kilkunastokomórkowych istot, nieświadomych i nieczujących, ale - jak twierdzą - będących ludźmi z pełnią praw, prowadzona jest także na płaszczyźnie polityczno-ustawodawczej. Wyznawcy tych poglądów mają do nich prawo i mają też prawo do działania na rzecz ochrony tych, którzy "nie mając głosu, sami się bronić nie mogą".

Te same środowiska, ten sam episkopat, wypowiadają się zarazem przeciwko ochronie dzieci, które jako i ryby głosu nie mają - dzieci już urodzonych. Krytykując nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, biskupi twierdzą, że przepisy zakazujące bicia dzieci, poniżania ich, krytykowania (w tym krytykowania zachowań sexualnych), "narusza wolność jednostki i autonomię rodziny" oraz w "prawo rodziców do wychowania dzieci według wyznawanych zasad", które nazywają "niezbywalną wartością".

Jakiej "jednostki" wolność jest tu zagrożona? Wolność maltretowanego dziecka? Nie, wolność maltretującego rodzica. "Autonomia rodziny" jest tak wysoką wartością, że w jej obronie można tolerować przemoc wobec słabszych osób rodzinę tworzących. Czyli o co tu chodzi? O patriarchalną władzę. Polska Federacja Ruchów Obrony Życia, czyli antyaborcjoniści, piszą w swoim proteście, że to "Utrudnianie wychowania dzieci poprzez obniżanie rangi władzy rodzicielskiej". Wreszcie nazwali zatem sprawę po imieniu. Wolą, by prawo nie chroniło słabszych, bo wtedy agresywni tatusiowie bez przeszkód sobie swoją dominację wyegzekwują, paskiem i kijem.

Biskupi i katoliccy działacze twierdzą, że wypowiadają się w obronie "dobra rodziny". Pytanie tylko - jakiej? Rodziny dobrze funkcjonującej bronić nie muszą. Tam wszystko odbywa się bowiem tak, jak powinno, i nikt nie będzie tam musiał interweniować. Oni są za zachowaniem status quo w rodzinach, w których "dobro rodziny" jest równoznaczne z interesem najsilniejszego w niej osobnika - patriarchy. "Państwo to ja"; "rodzina" to wola i władza ojca. Dlatego próba ograniczenia tej władzy tak ich niepokoi.

"Rodzina jest wartością", twierdzą, ale gdyby naprawdę tak myśleli, to nie przyszłoby im do głowy protestować przeciwko ustawie przeciwdziałającej przemocy. Bo przemoc to najgorsze zło jakie istnieje wśród ludzi. Zwłaszcza wśród ludzi bliskich, zwłaszcza w rodzinie. Ich jednak bardziej przeraża to, że ktoś mógłby nie być pod kontrolą. Zachowywać się nie tak, jak to oni określili w przykazaniach i przepisach. Może nawet myśleć samodzielnie. Ich nie brzydzi przemoc i okrucieństwo. Ich przeraża wolność.

Wolność, w imieniu której pozornie występują. "Wolność jednostki". Tak jakby dziecko, nastolatek nie był jednostką. Jednostką, dodajmy, praktycznie wobec rodziców bezbronną: słabszą fizycznie, zależną ekonomicznie.

Ten strach przed tym, by dzieci posiadały prawa, nie wprost wyraził bp Stefanek w rozmowie dla Radia Maryja: "młodociani członkowie rodziny mogą zgłaszać swoje roszczenia wobec rodziców, prosząc o interwencję pracownika socjalnego." Co za kapryśni gówniarze, mają czelność chcieć żeby ich nie bito i nie poniżano. Biskupa przeraża możliwość zaniku patriarchatu: "Ustawa zatem próbuje wpłynąć na zmianę relacji międzyludzkich, a co za tym idzie - usiłuje wprowadzić nowy ład cywilizacyjny, dodajmy: bardzo niebezpieczny, burzący elementarne zasady życia społecznego." Jednym słowem - podstawową zasadą wspólnot międzyludzkich jest dla biskupa władza, kontrola i nieograniczana przemoc fizyczna i psychiczna silnych, zazwyczaj mężczyzn, nad słabszymi, zazwyczaj kobietami i dziećmi.

Bp. Stefanek: "Jeżeli relacje międzyludzkie w rodzinie będą się opierać wyłącznie na podejrzliwości, chęci dominowania, na wysuwaniu najrozmaitszych żądań, to cóż to będzie za społeczeństwo?" Zarazem "chęć dominowania" i "wysuwanie żądań" jest okay jeśli robią to rodzice: zdaniem wspomnianych antyaborcjonistów ustawa to "tworzenie przepisów służących zmniejszeniu ich [rodziców] wpływu na dzieci [= "chęć dominowania"], zgodnie z którymi niemal wszystkie ich oczekiwania [="wysuwane żądania"] będą mogły być zakwestionowane jako mogące spowodować problemy psychiczne czy poniżanie dziecka".

Czy oni się boją, że dziecko nie zmuszone do posłuszeństwa, nie złamane w swym poczuciu podmiotowości przez przemoc i poniżenie, nie przejmie ich jedynie słusznej religii? Albo owszem, będzie wierzyć, ale myśleć samodzielnie i kwestionować władzę i nieomylność hierarchii?

Ale oficjalnie, to opowiadają, że "Rodzina jest wspólnotą życia i miłości, opartą na wyborze serca, rozbudowywaną przez przyjęcie dzieci, ich wychowanie i wzajemną ofiarną miłość." (bp Stefanek) Tak jakby nie było rodzin, w których dzieci są bite, doprowadzane do chorób psychicznych, kalectwa lub śmierci. Skąd w nich ta ślepota na rzeczywistość? Czy to nadmierny idealizm? Czy to po prostu żądza władzy, władzy, władzy???

piątek, 24 grudnia 2010

"...czas masowych egzekucji..."

Coś się chyba jednak zmienia.
Dwadzieścia lat temu wszyscy ze mnie kpili. A wczoraj w Trójce reportaż o weganach - opowiadają, jak odkryli, że to co jedzą jest zabitym zwierzęciem, jaka była reakcja rodziny i otoczenia. A w blokach reklamowych spot "Karp z lodu" (posłuchaj).
Wierzę, że empatii będzie coraz więcej. Że sto lat temu wyśmiewano się z postulatorów praw dzieci, dwieście lat temu zwolenników praw wyborczych kobiet (m. in. Adama Mickiewicza) nazywano wariatami, trzysta lat temu nieliczni uważali czarnoskórych za ludzi takich jak i biali. Teraz - to społeczne difolty.
Oby za sto lat taką oczywistością stało się włączenie do kręgu empatii także zwierząt.

środa, 22 grudnia 2010

Umarła świnia, niech żyje świnia!

Ludzie to stworzenia których nie jestem w stanie zrozumieć.


Zabijają na przykład raki, i robią to w bestialski sposób, gotując je żywcem we wrzątku. A potem zjadają. A potem stawiają im pomniki. Jak ten w Ińsku, nad jeziorem, nad którym wczasowałam się w dzieciństwie. Wtedy moi wujowie łapali raki i gotowali je. Trafiłam tam, po 20 latach, w czasie jednej z moich motocyklowych wypraw.
Tadeusz Różewicz pisał, w wierszu "Świniobicie":
jakże te niewinne stworzenia
cierpią w przeczuciu śmierci (...)
więzione dla szlachtuza
często umierają na zawał serca
"świniobicie" łączy się w naszym
kraju z narodzinami i śmiercią
z chrztem pogrzebem
a nawet pierwszą komunią
czytałem w "Polityce" artykuł
o przeszczepianiu serca świni
młodemu człowiekowi
- Dlaczego zdecydował się pan
akurat na serce świni?
- pyta dziennikarz -
Ze względu na najodpowiedniejsze rozmiary
- odpowiada doc. Zbigniew Religa (...)
niech żyją wszystkie świnie
zjedzone przez ludzkość
od stworzenia świata!
ileż świńskich serc nerek
ileż świńskich nóżek
zostanie przeszczepionych
do końca XX wieku
jako moralista pytam
czy znajdzie się choć jeden
człowiek, który chorej świni
odda swoje serce mózg
lub nerkę
kiedy ludzkość dojrzeje
do takiej miłości
aby powiedzieć
siostro moja świnio
kiedy wystawimy w Genewie
przed siedzibą narodów zjednoczonych pomnik
świni z prosiętami
Konkurs na pomnik świni
"uważam za otwarty"

No i w moim Ueckerműnde jest taki pomnik - na placu zwanym Świńskim Targiem.


W moim Wrocławiu, w ulicy Stare Jatki, jak głosi tablica, pomnik ku czci zwierząt rzeźnych wystawili "konsumenci".


Tak się zastanawiam: czy ukrzyżowanie Jezusa, a potem wieszanie sobie w mieszkaniach miniaturki nie jest podobne w klimacie?
Stawiamy te pomniki i co? I nic. Hekatomba trwa. Dezerter śpiewał w 1987 roku, i przez ponad 20 lat niewiele się zmieniło:

Niedługo znowu święta
Zabijemy świnię, bo Bóg się rodzi
A jak już się urodzi
To nas oswobodzi


________________________________________________________

piątek, 3 grudnia 2010

Odmienne stany świadomości

Rozsmarowuje mnie po szorstkiej powierzchni rzeczywistości bezlitośnie jak brzytwa Ockhama.
Posłuchajcie:



Słucham tej tu oto muzyki z Incepcji chodząc po mieście. Extaza. Warto było dożyć 2010 roku, żeby to przeżyć.