Zapraszam również na mój blog motocyklowy

Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/

wtorek, 29 czerwca 2010

HARLELUJAH!!!!

Błogo bardzo będę sławił ten dzień,
kiedy na nowo się narodzę.
Nawet gdy to będzie śmierci mej dzień.
Może jednak narodzę się wcześniej.
Edward Stachura

Zdałam!!!!


Tak wygląda szczęśliwy człowiek w chwilę po zdaniu examinu na prawo jazdy na motocykl.

Ta bestia Honda jest Adaśka, nie moja :-)

Adaśko, Alex, Pacia, Dziuny, Estelar i Lila. Dziękuję wam za wsparcie!!!



więcej detali wkrótce....

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Obywatelski obowiązek na pierwszym miejscu...

Wolałabym żeby zdjęcia mej Hondy były na samej górze bloga, ale szczęście Ojczyzny jest ważniejsze niż szczęście osobiste!!!

Autor: Wojtek Młynarski

Wiersz na 04.07

(...)
Gdy spytasz mnie, niedowiarka,
Dlaczego? Wyznam Ci szczerze:
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo w żadną zmianę nie wierzę.
Skąd wiem, że wybór niedobry?
Nie wierzę w zmiany oblicza,
Bo nie chcę powrotu Ziobry
I teczek Macierewicza.
Bo nie chcę mieć prezydenta,
Co straszy gejem i Żydem,
Co w każdym widzi agenta,
I może zaszczuć jak Blidę.
Na Jarka nie oddam głosu
Za czasy, gdy był premierem,
Za ten upadek etosu,
I koalicję z Lepperem.
Za to, co wciska ludowi,
Na co pozwala i sprzyja,
Za to, co pisze Sakowicz
I głosi Radio Maryja.
Za sieć podsłuchów i haków,
Wydanie walki elitom,
Za to, że skłócił rodaków,
Za IV Rzeczpospolitą.
Dziś w duszy mej zakamarkach
Odkrywam decyzji sedno:
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo nie jest mi wszystko jedno.
Wybaczcie drwinę i sarkazm,
Odporność z wiekiem się zmniejsza.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo Polska jest najważniejsza!

.
4 lipca, g. 22:26. Los ojczyzny i tak już został zdecydowany, więc przesuwam ten wierszyk w dół, żeby bardziej pozytywne treści były na górze ;-)

czwartek, 24 czerwca 2010

Dzień Przytulania

Przytulanie jest najbardziej naturalnym, powszechnym wśród wszystkich ssaków, sposobem przekazywania dobrych uczuć i pozytywnej energii. Dotyk to język komunikacji najbardziej pierwotny, instynktowny, potrafiący najprościej i bez pułapek semantycznych przekazać uczucia i umacniać więzi. Psycholodzy twierdzą że człowiek bez minimum czterech przytuleń dziennie nie może zachować zdrowia psychicznego.

W filmie Wendersa "Niebo nad Berlinem" Anioły, będąc niewidzialnymi i nie mogąc być usłyszanymi, wspierają ludzi przytulając ich. To jest takie normalne. Naturalne. A nikt tego nie robi.

Ci nieliczni którzy to robią muszą tłumaczyć społeczeństwu rzeczy oczywiste. Że ciepło, że wsparcie, ależ skąd, żadnego uwodzenia tu nie ma.

Dziś ogólnopolski Dzień Przytulania. Popatrz, wokół ciebie są ludzie, więdnący w smutku i bez ciepła. Przytul ich.

Powrót do przeszłości

Filmy z dzieciństwa, oglądane po latach, potrafią bardzo rozczarować. Dorosłe życie skaża nas permanentnie racjonalizmem i wszelkie brednie, bujdy i bajery zniesmaczają, zamiast kręcić. Nie potrafimy dać się porwać wizji. Wymagamy spójności i realizmu od sztuki ściemy i fantazji.

Dlatego z pewnym lękiem wróciliśmy z Dziunem niedawno do trylogii Zemeckisa "Powrót do przyszłości". Okazało się jednak że nie traci ani odrobiny ze swego uroku. Śliczny, szybki, autointertextualny, inteligentnie śmieszny, ogromnie śmieszny film.

Dialog ze scen niewykorzystanych (rok 1955):

Marty McFly: See! That's what I mean - I mean, god! I c-can't believe I'm actually gonna feel up my own mother. You know this is the sort of thing that could screw me up permanently. Well what if I go back to the future and I end up being... gay?
Dr. Emmett Brown: Why shouldn't you be happy?

czwartek, 17 czerwca 2010

Polifulerenowy zgniatacz galaktyk

Czy nie boisz się, że ukradną ci rower?
Gdybyśmy musieli spędzać dwie godziny dziennie siedząc w ciasnych metalowych puszkach kosztujących dziesiątki tysięcy złotych i niemożliwych do naprawienia za pomocą prostego zestawu narzędzi, a potem przez osiem godzin zastanawiać się, czy na nielegalnym miejscu parkingowym, które z trudem wyszukaliśmy, najpierw zjawią się złodzieje kołpaków, czy może straż miejska z mandatami, strach byłby naszym Panem.

Przecudny text o społecznym odbiorze poruszania się po mieście rowerem - poczytajcie.

piątek, 11 czerwca 2010

Brama do Linuxa

Przeze mnie droga w miasto wyzwolenia,
Przeze mnie droga w wiekuisty uptime.
Przeze mnie droga w świat bez zawieszenia.
Jam dzieło wielkiej, prawej społeczności.
Wzniosła mnie z zera potęga wściekłości
Ku wyzwoleniu przed wirusów grozą.
Starsze ode mnie twory nie istnieją,
chyba że Unix, a jam jest nadzieją.
Ty, który wchodzisz, żegnaj się z Windozą.


W pięknym roku 2006 napisałam i powiesiłam nad wejściem do naszego pokoju w Firmie Ukochanej. :-)

.

czwartek, 10 czerwca 2010

Altruizm, czyli egoizm

Anthony de Mello pisze o egoizmie ("Przebudzenie"):
Istnieją dwa rodzaje samolubstwa. Pierwszy polega na tym, że mam przyjemność w sprawianiu sobie przyjemności. Nazywamy to po prostu egocentryzmem. Z drugim mamy do czynienia wówczas, gdy odnajduję przyjemność w sprawianiu przyjemności innym. Jest to nieco bardziej wyrafinowany rodzaj egocentryzmu.

Pierwszy typ samolubstwa sam narzuca się ludzkim oczom, drugi natomiast jest ukryty, głęboko ukryty, dlatego też nader niebezpieczny. Powoduje on bowiem, iż zaczynamy wierzyć, że jesteśmy naprawdę wspaniali.

Chcesz być potrzebna/y. (...) utrzymujesz, że ponieważ inni potrzebują twojej pracy, to mamy tu do czynienia z wymianą dwustronną. (...) "Coś daję i zarazem coś otrzymuję".

Ale to nie jest dobroczynność, to po prostu oświecona interesowność.

Zresztą, jak pokazuje dalej autor, chodzi nie tylko o przyjemność płynącą z satysfakcji, że spełniamy dobre uczynki, że wypełniamy nasze obowiązki, że jesteśmy potrzebni. Chodzi także o uniknięcie poczucia winy, o to by ludzie widzieli jak dobrze wypełniamy swoje role, o strach że zostaniemy przez innych ludzi nazwani egoistami.

Pisałam już że w rodzinnych gronach, na forach internetowych i w innych miejscach wymiany myśli bardzo częstym zjawiskiem są potępiające reakcje na wyrażanie przez kobiety (tylko przez kobiety) niezadowolenia z tych czy innych aspektów rodzicielstwa. Matka Polka nie ma prawa do własnych potrzeb, do słabości. Dziecko ma wzbudzać w niej wyłącznie zachwyt i extazę. Strażnicy tego stereotypu zawsze posługują się argumentem egoizmu:

z Twoich postów widać, jak bardzo skupiasz się na sobie.. Twój ból, Twoje cierpienia, Twoje poświęcenia...
Miłość ma sens i jest piękna wtedy, gdy się więcej daje niż bierze. I gdy jest bezinteresowna.
Jasne, że poród to wielka trauma, a macierzyństwo nie należy do łatwych i prostych spraw, ale bez przesady, samo nowe życie, uśmiech dziecka, widok jak rośnie i się rozwija - rekompensuje całe cierpienie.
Przynajmniej tak jest w przypadku większości kobiet - myślałam nawet, że wszystkich - ale czytając Twój wpis, widać że są kobiety które sądzą inaczej. Dla mnie to czysty egoizm.

Autorka tej wypowiedzi genialnie zegzemplifikowała tezę de Mello. Najpierw mówi o "bezinteresowności" matki, a sekundę potem wymienia wszystkie przyjemności, które matka czerpie z relacji z dzieckiem. Stwierdza, że bilans jest dodatni, bo cierpienia są rekompensowane przez satysfakcję. Gdzież tu zatem altruizm? Ani odrobiny.

De Mello pisze:
"Żyć swoim życiem nie jest egoizmem. Egoizm zawiera się w żądaniu, by ktoś żył zgodnie z twoimi upodobaniami, żył dla twojej próżności, dla twojego zysku i twojej przyjemności."

Zaś S. J. Lec:
Bądź altruistą. Szanuj egoizm drugich.

.

środa, 9 czerwca 2010

"Godność znaczy posiadanie praw."

...mówi Magdalena Środa w rozmowie o upokorzeniach, jakich kobiety doznają na porodówce. O "o doświadczeniu przemocy, traktowaniu ciał kobiecych jako przedmiotu, o szpitalu jako instytucji totalitarnej."

Jedna pani szła już na salę porodową, zrobili jej lewatywę i ona po tej lewatywie nie mogła dojść po piętrach, pobrudziła korytarz. Pielęgniarki zrobiły jej dziką awanturę (...) Jak poszłam z mojego łoża madejowego do toalety, z wielkim brzuchem, już miałam mocne bóle, po lewatywie, ledwo doszłam. I w tym momencie otwierają się drzwi, stoi w nich pani doktor pachnąca Chanel 5 i mówi: 'To jest toaleta dla personelu'. Wtedy, w tej toalecie pomyślałam: 'To jest właśnie dno wszystkich upokorzeń, człowiek jest niczym'.

wtorek, 8 czerwca 2010

Byłam w Hannoverze

Lepiej być niż nie być. Istnienie jest lepsze od nieistnienia. Doktor Piskorz, który wykładał nam filozofię, egzemplifikował tę tezę przy pomocy flaszki wódki. Istniejąca wódka jest lepsza od nieistniejącej.
Z tego zaś wywodził dowód na istnienie Boga. Skoro Bóg jest doskonały - musi BYĆ.
"Bycie w" jest dużo lepsze od niebycia.
Ja niedawno byłam w Hannoverze. "Byłam" jest tu ważniejsze niż "Hannover", który dla mnie by nie istniał gdybym w nim nie była.

Pojechałam tam z Firmą Ukochaną na doroczny półmaraton. Tu można obejrzeć fotki. Szczególnie lubię pierwszą: "human GPS".


A tu: na deptaku.

piątek, 4 czerwca 2010

Kościół zezwolił na prezerwatywę!!!

Jedyny "godziwy" sex to taki, w którym nasienie trafia do dróg rodnych kobiety - tak wygląda etyka małżeńska Kościoła Katolickiego. Inne formy współżycia, jako nie mogące doprowadzić do poczęcia, są zabronione. Zaś sprzeciw wobec in vitro jako istotny element zawiera niezgodę na pozyskanie nasienia do zapłodnienia pozaustrojowego: wszak musi się to odbyć poprzez masturbację, fuj. Są co prawda w Kościele ludzie tacy jak ojciec Knotz, który głosi że sex oralny jest dopuszczalny, no ale pod warunkiem że tuż przed lub po był sex "normalny" - umożliwiający rozpłód. Ta ideologia, nakierowana na podporządkowywanie kobiet mężczyznom i zwiększanie ilości wyznawców jedynie słusznej religii, ubierana jest w poetyckie pierdoły w stylu "prawdziwie ludzki kontekst aktu małżeńskiego", "Komunia cielesna, psychiczna i duchowa" (zwłaszcza tam, gdzie pijany mąż wcześniej dał wpierdol żonie, która nie chciała dać mu d..., bo był dzień płodny).

In vitro jest zabronione, ale okazuje się że, zgodnie z orzeczeniem Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia, dozwolona jest medyczna sztuczna inseminacja. Niemniej, muszą zostać spełnione warunki: wytrysk nasienia do pochwy. Amerykańscy biskupi zalecają zatem, aby w celu pozyskania nasienia na czas stosunku założyć prezerwatywę. Aby nie była to grzeszna antykoncepcja, w prezerwatywie robi się dziurkę, by część nasienia wypłynęła do dróg rodnych. Część która zostaje wewnątrz używa się do inseminacji. Nie ma masturbacji ani antykoncepcji.

Czytałam iż starożytni Izraelici wykazywali się podobnym sprytem, by obejść przepisy Prawa Mojżeszowego, ale tak by pozostać w zgodzie z jego literą. Np. zabroniona była praca, w tym i podróżowanie, w szabat. Wyjątkiem była podróż wodą (trudno jej zaprzestać na pełnym morzu). Więc pobożny Żyd, gdy potrzebował jednak jechać dokądś w szabat, wsiadał na wóz i wstawiał nogi do miski z wodą. Pomysł z dziurką w prezerwatywie wydaje mi się podobny metodologicznie.

Tylko jak zalane spermą muszą być rowki mózgów, które siedzą w zakurzonych watykańskich bibliotekach i nie mając pojęcia o prawdziwym życiu wymyślają tak tragicznie żałosne rzeczy, które potem niszczą życie milionom ludzi.

czwartek, 3 czerwca 2010

Matka Polka ma miesiączkę

W cudownych czasach żyjemy! Jeśli czytam że:

Postawienie pytania „kiedy dzieci?” powinno w pewnych sytuacjach podlegać karze grzywny.
Dzieci mieć nie trzeba, dzieci mieć można.
Tym większe uznanie budzą we mnie kobiety, które stawiają opór presji ogółu i które, rozpoznając swoje możliwości i ograniczenia, odpowiedzialnie rezygnują z tego doświadczenia.
Matki do kin, teatrów, pubów! Też chcą się bawić. Ojcowie do piaskownicy! Też mają dzieci.

w piśmie ze słowem "Katolicki" w podtytule.

Poczytajcie sobie na stronach Tygodnika Powszechnego ów text "Fizjologia Matki Polki". Zawiera mnóstwo porażających trafnością spostrzeżeń:

Skąd pomysł, aby na dużym kierowniczym stanowisku obsadzić kobietę. „Bo kobiety, a szczególnie samotne matki, dadzą z siebie wszystko, byle tylko pracę utrzymać” – usłyszałam niepozostawiającą złudzeń odpowiedź. (...) nie potrafiłabym działać w grupie czerpiącej siłę z czyjegoś lęku.

Gdy tata odsiadywał wyrok w ponurym 1982 r., mama chodziła dzień w dzień do pracy, utrzymywała z jednej pensji cały dom, wychowywała dwójkę wcale niełatwych dzieci, stała w wijących się w nieskończoność kolejkach i z godnością znosiła raz na jakiś czas odbywające się w domu wizyty funkcjonariuszy SB. Skoro mój ojciec miałby być odznaczony, to dlaczego i nie moja mama?

środa, 2 czerwca 2010

Być, czyli mieć? (duszę)

Na billboardzie reklamującym markę samochodu: "Lexus - i wiesz kim jestem". Aż mi żal tych żałosnych ludzi, którzy czują się tak totalnymi zerami moralnymi i duchowymi, że muszą sobie na amputowaną tożsamość zakładać aż tak wielką protezę.

Pomyślałam sobie też, iż cenię sobie znajomość z, na przykład, Krzysiem z Dredami, kurierem rowerowym, bardziej niż z kierowcami wszystkich Lexusów Europy. Tej zimy pod naszym biurem taki jeden zakopał się w śniegu. W czynie społecznym wypchnęliśmy go, ale właściciel nie wzbudził w nas żadnych szczególnych uczuć. A jak Krzyś przyjeżdżał rowerem z przesyłką, to jakby słońce wchodziło do naszego biurewskiego pokoju :-D

Tracy Chapman śpiewa: All that you have is your soul.

wtorek, 1 czerwca 2010

"Wolność", czyli nieróbstwo

Polacy mają wciąż pretensje że żyją za biednie, ale pracować im się nie chce. Tzn. chcą mieć pracę, ale nie pracować, albo możliwie najmniej. Tak jakby firmy brały pieniądze na pensje z kosmosu, a nie ze sprzedaży wypracowanych towarów i usług.

Parlament Najjaśniejszej Rzeczpospolitej uchwalił właśnie, że będzie jeszcze jeden dzień "wolny" (!!!) od pracy - święto Trzech Króli. Niejako "w zamian" zniesiono jeszcze durniejszy przepis, że jeśli święto państwowe czy kościelne wypadało w sobotę, to pracodawca miał obowiązek dać pracownikom dzień niepracujący extra, żeby nie byli "pokrzywdzeni", że im święto "przepadło". Dzięki tej "zamianie", jak policzono z kalendarzem w ręku, w ciągu najbliższych 10 lat "pracownicy stracą" o jeden dzień "wolny" mniej niż "zyskają". Ale w praktyce, jeśli do Bożego Narodzenia i Nowego Roku dojdzie jeszcze jedno święto tydzień później, to oznacza, że w tym kraju durni i leni, za sprawą zaledwie czterech dni ustawowo "wolnych", nic nie będzie funkcjonowało przez bity miesiąc. Zajawki tego dają nam wszak już obecne "długie weekendy", kiedy jeden czy dwa dni świąteczne powodują tygodniową wyrwę w rzeczywistości. Dramatyczne jest też że ten czas przypadnie na przełom roku podatkowego, kiedy w firmach często jest bardzo dużo rzeczy do zrobienia. Ustawodawca, wszak biorący stronę nieszczęsnych, bo zmuszanych do pracy robotników, daje im narzędzia przewagi nad pracodawcą, np. 4 dni urlopu "na żądanie" - na przełomie roku zbiera się ich zatem osiem. Niech się w firmie wali i pali, ale robotnik ma prawo do nieróbstwa.

"Bez pracy nie ma kołaczy" - żądny konsumpcji naród zapomniał chyba o tym. A wszak nie bez powodu dżingiel "Informatora Ekonomicznego" w Trójce (9:30) to piosenka idących do kopalni krasnoludków: "Haj hoł, do pracy by się szło!"