Zapraszam również na mój blog motocyklowy

Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Szabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu

Musisz kupić prezenty, musisz je ładnie zapakować, musisz o nikim nie zapomnieć. Musisz wysprzątać chatę i umyć okna, musisz ugotować wszystkie świąteczne potrawy, musisz podać je w określonej kolejności. Musisz pójść na wigilię do matki, musisz odzwiedzić babcię, musisz spędzić czas z teściową, musisz połamać się opłatkiem z każdą ciotką i jak żabę przełknąć składane na twoim policzku pocałunki obwisłych, mięsistych warg.

Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: «Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?» On im odpowiedział: «Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno». I dodał: «To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. (Ewangelia św. Marka, 2, 23-27)

Czy to zatem święta są dla nas czy my dla świąt?

A najgorsze niewolnictwo to to zinternalizowane.

Nic nie musisz. Wszystko możesz.

Wolności wam życzę.

piątek, 21 grudnia 2012

Wachowskis wymiatają!!!

Po obejrzeniu Matrixa już nic nigdy nie było tak samo. 

Dziesięć lat później Siblings (bo już nie Braza) Łoczaski znów zredefiniowali kino na kolejną dekadę.
Znów antysystemowi i postmodernistyczni. Znów odważni, inwestujący czas i kasę w ogromny projekt, zrobiony nie tak by koszty się zwróciły, ale tak żeby wyrazić dokładnie to, co chcą wyrazić.


Słuchałam bicia jego serca.
Serca Czystokrwistych biją wolniej niż sług.
To mnie uspokaja. 


I will never let you go again.

"Atlas Chmur". W kinach. 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Premium Rush - Ride Like Hell


Wszystkim, którzy szkalowali dobre imię kurierów rowerowych :-P, polecam gorąco obejrzenie tego oto filmu:



Premium Rush - hipetrafna apologia zarówno kunsztu, jak i etosu kuriera, który w swej torbie wiezie ludzkie życie. Od którego odwagi, zwinności, rzetelności i niezłomności zależy jak potoczą się ważne sprawy konkretnych osób. Oczywiście, na codzień kurierzy spełniają swoją służbę w mniej problematycznych okolicznościach. Nawet jeśli zazwyczaj nasze losy nie ważą się tak dramatycznie w jednym momencie, to i tak nasza biografia jest sumą mniejszych i większych ważnych spraw, które z ufnością można powierzyć posłańcom na dwóch kółkach.

Poprzednio polecałam tu dokument o Alleycatach. Mój ulubieniec Krzyś z Dredami, który kilka lat latał na rowerze w pilnych sprawach, moich i innych szczecinian, tak skrótowo określił wrażenia z "Line of Sight": "Cały czas ściśnięte poślady" (mówiąc po ludzku, bez przerwy organiczny strach, że krzywda stanie się bohaterom reportażu).

Ja dużo bardziej bałam się oglądając "Premium Rush", mimo że to historia fikcyjna, ale o człowieku tak prawdziwym, jak ci chłopcy z Goniec Szczecin, którym w biurze NCDC wręczałam przesyłki. Bałam się, bo wiem, że na alleycatach ludzie nie giną, natomiast tracą życie w pracy, w czasie robienia kursów. Stąd strach o losy bohatera (który prócz zasadzek nowojorskiej dżungli miejskiej musiał pokonać dwóch policjantów, dobrego i złego, a do tego jeszcze nie potrafiącego słuchać kolegę po fachu). W głównej roli mój ulubieniec, Joe Gordon-Levitt, największy wymiatacz kunsztu aktorskiego w światowym kinie (IMHO). Jest taki dobry w tym co robi, bo kocha to robić i angażuje się całym sobą w odtwarzane role. Wybiera te, które go inspirują, dlatego częściej zobaczymy go w niskobudżetowym kinie niezależnym niż w dużych produkcjach, chociaż i w takich może działać, i czasem to robi (Incepcja), ale z zachowaniem kryterium pierwszego.

Intryga kryminalna na szczęście nie przysłania głównego tematu, czyli uroków i udręki kurierowania w ogromnej metropolii. Wspaniałe wizualnie ujęcia oraz rozkminy prześlizgiwania się pomiędzy samochodami, ciężarówkami, autobusami i pieszymi - wgniatają w fotel. Dwa kółka dobrze, cztery kółka źle, mięczakom mówimy zdecydowane nie. :-P

czwartek, 13 grudnia 2012

Logos, o którym nie śniło się filozofom...

...można odnaleźć przeglądając statystyki bloga.

Ktoś trafił na blog wpisując w wyszukiwarce (ortografia oryginalna):

"czlowiek lewitujacy w kopenchadze"

Wieczny tułacz


Alan w tramwaju eNce w czasie premiery Łosia i Kota


Przyjaciel nasz Alan Weiss (widoczny na zdjęciu powyżej) parę dni temu o bladym świcie znalazł się na dworcu PKP Wrocław Główny. Czekając na pojawienie się pociągu, którym miał udać się na naszą premierę Łosia i Kota, złapał wzrok starszego pana siedzącego na peronowej ławce.
Mężczyzna ów spozierał na Alana życzliwie sponad rozpostartej płachty "Naszego Dziennika".
Alan odpowiedział zatem równie życzliwym spojrzeniem.
- Przepraszam - odezwał się ośmielony wyznawca rydzykizmu. - Czy jest pan... tym, no... hipsterem?
- Nie. Jestem Żydem.
- Acha. Dziękuję - uśmiechnął się, nadal życzliwie, Polak-katolik i powrócił do lektury pisma polskiego (nie mylić z polskojęzycznym).

Dla pełnego kontextu, powinnam chyba zaznaczyć, że Alan nie jest Żydem, tzn. nie wiadomo czy jest, tzn. nie ma to znaczenia, czy jest.

Później dodane: Komentarz ♥Ryby:

To jest pomysł na setting powieści! Po małej modyfikacji:
Po wymianie życzliwych spojrzeń Alan zagaja:
- Widzę, że czyta pan "Nasz Dziennik"?
- Nie wasz, tylko nasz!
- No przecież mówię, że nasz!
- Nie drażnij mnie Żydzie!
- Nie jestem Żydem, jestem hipsterem!
I tak od słowa do słowa, po wymianie zdań dochodzi do wymiany ciosów, w trakcie której czapka Alana zmienia właściciela. Na szczęście nieopodal przechodzą prawdziwi Polacy i z okrzykiem "Naszych biją!" wybawiają Alana z opresji. Niestety - czapka przepadła. :)

Alan: ostał się jeno szn(/cz)ur.
.