Zapraszam również na mój blog motocyklowy

Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/

niedziela, 26 lipca 2009

Matthew Shepard, czyli ja

Może historia Matthew, który został zamęczony za to kim był, tak głęboko mną wstrząsnęła, bo był do mnie podobny?

Urodził się zaledwie miesiąc po mnie (01.12.1976), miał tak samo jak ja 156 cm wzrostu i był tak samo drobny (48 kg, tyle co ja), tak samo jak ja najbardziej ze wszystkiego angażował się w relacje z ludźmi. Przyjaźnił się z kobietami i mężczyznami, a gdy spotykał przyjaciół, energicznie ich przytulał - wspominają to tak: "he would bounce up to me, throw his arms around me in a hug only Matt could give" (język polski nie ma sformułowania "dać przytulenie" a ono tak pięknie to oddaje, że czułość jest darem; "obejmował mnie przytuleniem, jakie tylko Matt potrafił dać"). Tak samo jak ja był "trudnym dzieckiem"; żyjący w lęku przed przemocą, depresyjny, miał autodestruktywne inklinacje. Tak samo jak ja pod wieloma względami nie pasował do społeczeństwa, cierpiał z tego powodu, był obiektem agresji, ale próbował to społeczeństwo oswoić, wierzył że może się ono rozwijać ku powszechnej wzajemnej akceptacji i współodczuwaniu. Angażował się w sprawy świata, chciał ten świat zmieniać, czynić lepszym, lepszym dla ludzi. Jego rodzice i przyjaciele mówią o nim:

Talentem Matta byli ludzie. Uwielbiał być z ludźmi, pomagać ludziom, sprawiać by inni czuli się dobrze.

Wiedział, że oceniać ludzi przed ich poznaniem jest utratą możliwości. Nigdy nie rozumiał dlaczego nie wszyscy tak myślą. Matthew czuł że nie może być nic lepszego na tym świecie niż następny przyjaciel.

Był wyjątkowy poniekąd dlatego że był gejem, ponieważ zawsze był inny i ta odmienność sprawiła że stał się bardziej reflexyjny, wrażliwy i pełen empatii.

Matt kochał ludzi i ufał im. Nigdy nie potrafił zrozumieć, jak jeden człowiek może krzywdzić drugiego, fizycznie czy słowem.

Miał wygląd potencjalnej ofiary: był tym rodzajem osoby na którą jeśli spojrzysz, wiesz że możesz go skrzywdzić i on to przyjmie - nie może nic z tym zrobić, werbalnie ani fizycznie.

Według tego co mówili o nim przyjaciele, był człowiekiem jakim chciałabym być, ale nigdy nie będę (zbyt zła i brutalna bowiem jestem) - "łagodnym duchem":

Jeśli ktokolwiek żył chrześcijańskim ideałem nadstawiania drugiego policzka, to był Matt.


(źródła cytatów: strona fundacji, reportaż, xiążka )

On kochał chłopców i ja chłopców kocham; ani on ani ja nie wybraliśmy tego; wstyd mi, że moja cywilizacja pozwala mi żyć w spokoju a jego zabiła; bo jakaż między nami różnica???




powyższe nagranie wykorzystuje fragment filmu "The Matthew Shepard Story"

inne moje posty o Matthew


________________________________________________________________

sobota, 25 lipca 2009

To know we can die is to be dead already

W biegu pomiędzy drogerią a spożywczakiem, obładowana pieluchami i pomidorami, by zatrzymać się na chwilę, odetchnąć i popatrzeć na piękno, siadam sobie w ogródku Fanaberii, w doborowym towarzystwie: gorąca czekolada, gałka lodów, bita śmietana. Przyglądam się przechodniom, chcąc ucieszyć oczy widokiem pięknych ludzi, półelfów, może by się i trafił elf czystej krwi.
Ale wokół tylko brzydota. Żadnych urodziwych chłopców czy dziewcząt. Chłopi i robotnicy, kloszardzi, pijacy i żebracy, matki z terrorystami w wózkach czy chustach, czy w dresach. Nawet jednej wikińskiej hałastry na weekendowej wycieczce. Ludzie albo starzy, albo cyniczni. Orki i uruki.
Remont parterów hiszpańskich kamienic ciągnie się już od miesięcy. Pod młotami padły kawałki muru ze sprayunkami, które robiłam letnim świtem, w pięknym 2006 roku:


Trzeci, cytat z filmu Hala Hartleya, zginął pod farbą koloru guano:


Już nigdy nie będzie takiego lata.

_______________________________________________

piątek, 24 lipca 2009

Wszystko jest poezja

Biznes/gospodarka to najbardziej humanistyczna/ludzka dziedzina ze wszystkich, bo to ludzie pracują i robią rzeczy potrzebne ludziom. To poeci robią rzeczy często nikomu niepotrzebne.

To taka reflexja abstynującej od lat humanistki nawróconej na biznes.

Alexandra pisze mi, że ona potrzebuje tego co robią poeci. Cenię to w niej.

Dziś mija trzydzieści lat od dnia, gdy Poeta mój ulubiony, Edward Stachura, pisząc "niech żyje życie" wyszedł śmierci naprzeciw.

Stos porąbanego drewna jest najpiękniejszym poematem, pisał. Stos drewna, czyli efekt pracy.

A jeden krytyk zarzucał mu, że nie zauważa "realiów gospodarki towarowo-pieniężnej".
Krytyk mylił się. Stachura miał odwagę wyjść ponad te realia. Ponosząc konsekwencje swoich wyborów, często trudne. Jak to się, nomen omen, mówi "płacąc za to wysoką cenę".

To właśnie Stachura pisał i dawał przykład życia, że nie można być przez pół dnia kimś, a przez drugie pół zupełnie kimś innym. Że pracując wbrew sobie, popada się w schizofrenię. Że praca musi wypływać z serca, z miłości, inaczej jest dehumanizującym niewolnictwem.

Ja w to wierzę. To jest właśnie moje powołanie w Firmie Ukochanej: właśnie tak organizować pracę, taki klimat w niej pielęgnować, żeby dało się ją kochać.

Dlatego wnerwiają mnie ludzie, którzy mówią: "Jak fajnie, piątek, teraz będzie weekend". Jeśli nie kochasz swej pracy, to dlaczego nie znajdziesz innej, którą będziesz kochał? A jeśli nie potrafisz kochać żadnej, to po co pracujesz w ogóle?

Skoro większość naszego społeczeństwa pracuje odwalając swą robotę jak pańszyznę, jak karę boską, to nic dziwnego że nasza gospodarka jest tak marna. Nie chodzi o to, że brakuje kapitału, zasobów naturalnych, infrastruktury czy kwalifikacji. Brakuje miłości. Naszej gospodarce brakuje miłości. Bez niej nic wartościowego ani dobrego się nie stworzy.

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, i posiadł wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, a miłości bym nie miał - byłbym niczym.

wtorek, 14 lipca 2009

Filandia

Nigdy nie będzie takiego lata
Nigdy policja nie będzie taka uprzejma
Nigdy straż pożarna nie będzie tak szybka i sprawna

Nigdy papieros nie będzie tak smaczny
A wódka taka zimna i pożywna
Nigdy nie będzie tak ślicznych dziewcząt
Nigdy nie będzie tak pysznych ciastek
Reprezentacja naszego kraju nie będzie miała takich wyników
Już nigdy...
...

Nigdy ksiądz nie będzie mówił tak mądrych kazań

Właściwie to chyba nie chodzi o to że "to se ne vrati". Nigdy nie będzie, nigdy nie było, bo to by było zbyt piękne.
Śliczny clip:




Nad horyzontem błyska się i słychać szczęk żelaza
Nigdy nie będzie takiego lata

piątek, 10 lipca 2009

Rower, to musi być miłość

Kurierowi rowerowemu ukradli rower. Na placu Rodła, w środku dnia. Świat jest pełen kanalii. Przecież taki kurier zarabia tak marnie, że w 3 lata nie zarobi na nowy rower. A jak nie ma roweru, nie ma narzędzia pracy. I największej pasji; żeby w tym pracować, trzeba to kochać.
Przychodzi kurier do nas do biura; chcę się dowiedzieć, czy się może udało sprzęt odzyskać, więc zaczynam: "Słyszałam że jednemu z was ukradli rower". "Żeby to jednemu" wzdycha z rezygnacją.

W Polsce kradnie się wszystko. Nieodremontowana elewacja parteru zasłonięta reklamową płachtą udającą ciąg dalszy kamienicy. I o tę "niby ścianę" "oparty" nadrukowany rower. W nocy ktoś przyszedł z nożyczkami i ukradł ten rower. Między łopoczącymi na wietrze brzegami dziury widać obdrapany do kości tynk.

Rowerami jeżdżą tylko pasjonaci; przeciętny Polak traktuje swój pojazd jako przedłużenie penisa i najważniejszą formę manifestacji statusu materialnego. Heniu jechał sobie kiedyś rowerem dla przyjemności, a kierowca auta jadącego ulicą w tym samym kierunku otworzył okno, wychylił się i mówi do Henia: "Widzisz? Trzeba było pracować!"

piątek, 3 lipca 2009

Sumienie outsorcowane

Którzy to są – katolicy?” - zastanawia się ośmiu amerykańskich policjantów, usłyszawszy jakiego wyznania jest zabrany przez nich autostopowicz. “A! - przypomniał sobie któryś. “To ci, którzy nie używają kondomów!

Śmieszne? Nie, przerażające. Gdyby najważniejszą cechą katolickiej moralności, widoczną na codzień w życiu wiernych, było niewszczynanie wojen, niebicie żon, oddawanie połowy majątku ubogim... Gdyby pierwszym skojarzeniem z "katolik" było "miłujący bliźniego jak siebie samego"... Ale nie. Na świecie powstają bomby atomowe, dzieci są zmuszane do prostytucji lub zabijania, całe narody giną z głodu, rodziny rozpadają się przez alkohol, ale spośród tych zjawisk najintensywnej (najgłośniej?) zwalczanym przez Kościół Katolicki jest pigułka antykoncepcyjna. Ile na niedzielnych kazaniach słyszymy o rzetelnym płaceniu podatków, przemocy w rodzinie, uchylaniu się od pracy, złośliwości i intrygowaniu przeciw bliźnim, uczciwości wobec pracowników i pracodawców, prowadzeniu aut na trzeźwo, a ile o seksie – czystości przedmałżeńskiej, homoseksualizmie, kontroli urodzeń? Do tego stopnia, że mój młody kolega myśli, że seks "jest nagrodą za trud wychowania dzieci", więc bezpłodni i przekwitnięci, no i oczywiście homosexualni, nie mają do niego prawa. “Prawo do seksu”! Jakżeż chora musi być mentalność, która wytworzyła takie pojęcie!

Lektura blogu Artura Sporniaka "Małżeństwo pod rygorem" i przytaczanych tam opinii była dla mnie tym co dobiło moją niegdyś tak silną więź z Kościołem. Jedni uprawiają intelektualną woltyżerkę, budują wymyślne konstrukcje argumentacji żeby udowodnić że antykoncepcja jest zła z założenia - coś czego się nie da udowodnić, bo to przecież bzdura. Inni żyją nadzieją na “rozluźnienie stanowiska Watykanu”, wypatrując różnych znaków na niebie i ziemi, i spekulując co na ten temat będzie sądził następny papież. Takie podejście do etyki jest dla mnie absurdem. Czy ci ludzie liczą na to że może uda się przekonać biskupów, a oni przekonają papieża, a papież przekona Pana Boga i Bóg nie będzie ich strącał do piekła? Albo coś jest dobre albo złe, albo to robimy albo nie. Miliony zabezpieczonych aktów małżeńskich dziś są "wewnętrznie złe", a jutro, jak papież zmieni decyzję, takimi być przestaną? Czy trzeba będzie się wyspowiadać z tych sprzed decyzji również? Nazwałabym to “outsorcingiem sumienia”, “sumieniem scentralizowanym”. Jest ono oznaką niedojrzałości; podobnie niektórzy dorośli już ludzie nadal słuchają we wszystkim mamy, “bo jeśli to co ona mi kazała będzie miało złe skutki, to nie będzie to moja wina”. Nie chodzi o to żeby robić coś dobrego, unikanie zła też nie jest celem; chcą tylko żeby nikt się do nich nie mógł przyczepić.

Ojciec dwójki nastolatków, katolik, humanista po studiach zarabiający w zawodzie 1000 zł dowiaduje się, że moja znajoma po siedmiu latach starań zaszła w ciążę. “Ach, co za szczęście" - mówi; a ja myślę że cieszy się z przyszłymi rodzicami, że się w końcu udało. Ale on kontynuuje: – "Co za szczęście, siedem lat seksu bez ograniczeń i bez tych ciągłych nerwów, będzie miesiączka czy nie”. Jezus mówił o faryzeuszach: nakładają na ludzi ciężary których palcem nie chcą ruszyć. Nikt z wielce mądrych duchownych nie ma doświadczenia męczarni ciąży, horroru porodu, nikt z nich nawet nie towarzyszył żonie na porodówce, nie zrywał się co godzinę w nocy by karmić i przewijać. Nikt z nich nie leżał w łóżku koło żony, podczas gdy to już czternasta noc z rzędu kiedy "nie można". Ale to oni określają, jak mają żyć inni i jak mają się z tym czuć. Gdyby dzieci w dużych ilościach tak uszczęśliwiały wszystkich bez wyjątku, nie trzeba by było namawiać ludzi, żeby mieli ich tuziny.

Parę powyższych myśli oraz parę innych na ten temat było opublikowane w Tygodniku Powszechnym (list "Zniszczeni przez kalendarzyk")