Zapraszam również na mój blog motocyklowy

Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/

sobota, 30 stycznia 2010

Manna nie leci z nieba

Moi katoliccy dyskutanci z kilku poprzednich wątków pisali, że przyjmowanie rozumowego kryterium możliwości utrzymania dzieci przy decydowaniu o ich ilości jest podejściem niesłusznym. Przytaczali cytaty biblijne ("Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać") na dowód, że słuszną postawą jest ufać Bogu i rozmnażać się ile wlezie, zakładając że jak się nie zarobi na wyżywienie dzieci, to się dostanie wsparcie od innych ludzi. Przytaczali łzawe historie o rodzicach którzy mieli 5 dzieci i dostali od kogoś dom, o innych co mieli 16cioro i dostali kamienicę, a także o aniołach przypływających w łódkach. Wychwalali pod niebiosa płodzących a ganili ludzi, którzy przed/zamiast urodzeniem dziecka woleli kupić dom, samochód i pozostawali karygodnie bezdzietni mając lat 38.

Moi dyskutanci pozostawali ślepi na fakt, że takie postępowanie, uznawane przez nich za jedynie słuszne jest możliwe tylko dlatego, że są inni ludzie, którzy postępują inaczej. Wielodzietni mogą przetrwać dlatego, że są inne osoby, płodzące nie więcej niż potrafią utrzymać i po nakarmieniu własnych dzieci mające jeszcze nadwyżki, które są w stanie przeznaczyć na wsparcie cudzego potomstwa. W humanitarnym społeczeństwie, które nie pozwala umierać z głodu niewinnym przecież dzieciom nieodpowiedzialnych rodziców, spłodzenie większej ilości dzieci niż jest się w stanie wykarmić oznacza zmuszenie innych ludzi by na nie pracowali. Owi inni oddają owoce swej pracy dobrowolnie bądź zmuszeni przez państwo, w formie podatków/ZUSów, z którzych finansowane są zasiłki.

Bo Bóg opiekuje się biednymi nie w ten sposób, że posyła aniołów z chlebem. Posyła innych żywych ludzi, którzy przynoszą wielodzietnym chleb na który zapracowali. "Posłańcy Boga", to są właśnie owi "egoiści" zabezpieczający się przed kolejnym dzieckiem.

Dlatego odwołuję się do Kantowskiego "powszechnego prawa". Nikt by nie wsparł płodzących ponad miarę, gdyby wszyscy płodzili ponad miarę.

Narodzić się, by cierpieć

Z dyskusji pod poprzednim postem dowiedziałam się przerażającej rzeczy: projekcie becikowego w wysokości 16000 PLN przy szóstym dziecku. Napisałam więc:

Jedyna metoda żeby sensownie wspierać rodziny, to obniżać im podatki i ZUSy. Bo podatki i ZUSy płacą ludzie pracujący, czyli zdrowi społecznie. Ich dzieci będą przyszłymi podatnikami, czyli społeczeństwo będzie miało z nich pożytek, dlatego uczciwym jest wspierać ich wychowanie z publicznych pieniędzy. Dzieci patologii będą dla społeczeństwa wyłącznie obciążeniem więc dawanie im jakichkolwiek pieniędzy to tylko sponosorowanie sklepów monopolowych.

Na to odpisuje Anonimowy, chcąc mnie chyba zabić ironią:
dla poprawy samopoczucia i spokoju zatroskanego o społeczeństwa sumienia proponuję wnieść do Sejmu jakiś projekt propagujący metody eugeniczne.

Drogi Anonimowy, eugenika to tak brzydkie słowo, że chyba należałoby je wykropkować. Przecież, wedle katolickich ideologów, rozpłód jest najważniejszym celem życia, a zatem i niezbywalnym prawem każdej jednostki. Również morderca, gwałciciel, osobnik lubujący się w brutalnych pobiciach mają prawo wygenerować potomstwo i wychować je na podobnych sobie.
Ale ja zapytam: czy ważniejsze jest prawo kryminalisty do (często przypadkowego) rozpłodu, czy prawo porządnego obywatela do bezpieczeństwa?
Czy ci którzy łamią prawa ustalone przez społeczność w celu ochrony jednostek (zakaz bicia, zabijania, okradania) powinni być jednostkami chronionymi i wspieranymi przez społeczeństwo?
A może zaproponować im, w zamian za np. skrócenie wyroku, poddanie się sterylizacji? Od sterylizacji uzależnić dostęp do świadczeń socjalnych? Nie nakazać. Dać wybór, aby nieszczęście nie upowszechniało się.

Pracowałam przecież przez dwa lata z młodzieżą pochodzącą z rodzin patologicznych. Te dzieci, poczynane przypadkiem i po pijaku, bynajmniej z miłości, od urodzenia strasznie cierpią, nie otrzymują czułości, głodują, są bite, a gdy tylko odrosną od ziemi, robią to samo: biją, kradną. Nikt ich nie szanował, nie chronił przed cierpieniem, więc i one krzywdzą bez oporu. Ich rodzice nigdy nie pracowali, więc i one pracować nie będą nigdy, bo nie otrzymały takiego wzorca. Urodzone przez 15letnie matki rodzą dzieci w 15 roku życia. Jeśli nastolatek pije wódkę wraz z ojcem i razem leją matkę - jaka jest szansa dla tego dzieciaka na normalne życie? Może lepiej by było dla niego gdyby nie przyszedł na świat? A już na pewno lepiej by było dla tych, którym da w mordę lub nożem, by ukraść komórkę i portfel.

Ale w naszym katolandzie nigdy to się nie uda. W Polsce sterylizacja nawet na życzenie pacjenta jest przestępstwem: "kto powoduje ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci pozbawienia zdolności płodzenia podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10."
Tak więc, drogi Anonimowy, nie bój nic.

środa, 27 stycznia 2010

Głupich nie sieją, sami się rodzą

Z dyskusji pod postem o myśleniu dowiedziałam się że wielodzietne rodziny "z głodu nie umierają, bo nawet jeśli mąż nie zarobi akurat w danym miesiącu tyle co potrzeba to znajdują się ludzie którzy im dają pieniądze:) jedna taka rodzina przy 5 dziecku dostała od obcej osoby dom z ogrodem:)"

Ręce mi opadły.
Bezmyślne płodzenie dzieci bez pewności, że jest się w stanie zapewnić im elementarne utrzymanie, jest dla mnie zachowaniem świadczącym o niedopuszczalnej nieodpowiedzialności, głupocie i niemoralności.
Jaki bowiem wzorzec przewkazują swoim dzieciom ludzie którzy biorą od obcych by je utrzymać? Że nie trzeba na siebie pracować? Że pracować na mnie mają inni? Że nie muszę ponosić konsekwencji moich czynów? Że mogę być dla obcych ludzi ciężarem, mogę ich exploatować?

Jakiś czas temu w prasie i TV były reportaże o jakiejś rodzinie, bodajże w Krakowie, gdzie było kilkanascie dzieci, i cała parafia się na nich zrzucała. Xiądz proboszcz był dumny. A ja byłam przerażona. Czego ci ludzie uczą swoje dzieci? Być żebrakami na cudzej łasce???
A co gdyby wszyscy założyli to samo: my będziemy płodzić, a inni będą pracować na nasze dzieci? I wszyscy nagle spłodzili kilkoro, kilkanaście? To kto by wtedy na te dzieci pracował?

"Postępuj wedle takich tylko zasad, co do których możesz jednocześnie chcieć, żeby stały się prawem powszechnym" (Immanuel Kant - etyka świecka)

"Szczęśliwy każdy, kto boi się Pana, kto chodzi Jego drogami! Bo z pracy rąk swoich będziesz pożywał, będziesz szczęśliwy i dobrze ci będzie" (Psalm 127 - etyka judeochrześcijańska)

niedziela, 24 stycznia 2010

Przemyśl to sam

Ostatnio byłam świadkiem takiej sytuacji: osoba mająca sama wnuki żali się, że otrzymuje od swoich rodziców polecenia: oni jej mówią jakie polecenia ma wydać swojemu 30-letniemu synowi.
Przeczytajcie sobie extremalnie trafną syntezę tego problemu: Precz z dyktaturą pociotków i znajomych
Autor pisze o przyczynach i przejawach
silnej presji, jaką różni ludzie z bezpośredniego otoczenia starają się (często niestety z powodzeniem) wywierać na nas, szczególnie w kierunku “wepchnięcia” nas w taki styl życia, który oni uważają za odpowiedni.


Ich intencjami mogą być m. in.:
- próba dowartościowania się osoby “radzącej”

- próba realizowania poprzez dzieci własnych niespełnionych ambicji

- abyśmy za bardzo nie poszli do przodu, bo wtedy stalibyśmy się wyrzutem sumienia dla tych, którzy od lat tkwią w miejscu


Tymczasem
Większość tych ludzi ma bardzo przestarzałą “mapę” rzeczywistości i w oparciu o tę mapę próbują dawać nam wskazówki co i jak robić. I to w sytuacji, kiedy tenże świat zmienia się tak szybko, że nawet zajmując się tym tak intensywnie jak ja trudno za wszystkimi tymi zmianami nadążyć.

Genialnie to podsumowuje:
“Nie jest twoją powinnością, aby osiągnąć w życiu to, co inni ludzie uważają że powinieneś osiągnąć. Nie jest moją powinnością aby stać się takim człowiekiem jakim inni oczekują że będę, jeśli stanie się inaczej, to jest to ich pomyłka, a nie moje niepowodzenie”

I jeszcze podsuwa pomysły jak radzić sobie z manipulacyjnymi pytaniami typu "kiedy wreszcie dasz nam wnuka", "kiedy wreszcie skończysz studia" etc. Przeczytajcie koniecznie.

Wielka Orkiestra

B EAvg
tcH h
00000000
0
5

(to Alanek napisał)
W przedpoprzednią niedzielę podeszły do nas z puszką dwie dziewczyny. Kiedy ja robiłam w moim Liceum kochanym orkiestrowe pogoteki, i dochód z nich z Barcikiem i Filipem poszliśmy zanieść do Telewizji w czasie pierwszego finału, to dziewcząt tych jeszcze nie było na świecie. Wieczorem tegoż dnia Owsiak ze łzami w oczach krzyczał że zebrano ponad milion dolarów. Nikt się wtedy nie spodziewał, że za lat naście będą to kwoty ponad 10x większe.
...muszę więcej pisać o pozytywnych zachowaniach ludzkich

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Nie mnożyć (od)bytów ponad potrzebę.

Jednym z licznych debilizmów polskiego prawa pracy jest taki absurdalny konstrukt jak "pensja brutto". Liczba urojona, która nie wyraża ani tego, co człowiek zarabia, ani tego, ile wydaje na niego pracodawca - bo oprócz podatku dochodowego i połowy ZUSu, które mieszczą się w tym "brutto" jest jeszcze druga połowa ZUSów - tzw. "ZUS pracodawcy", kolejne pojęcie widmo. Przepisy bowiem tworzą fikcję nazewniczą, że połowę ZUSu "płaci pracownik", a połowę "płaci pracodawca". Gówno prawda, bo wszystkie ZUSy płaci pracodawca (przelewa je na konto ZUSu tym samym przelewem), a na wszystkie ZUSy pracuje pracownik - z owoców jego pracy trzeba mu je odebrać i oddać do nienażartej machiny politycznego rozdawnictwa - szczególnie tym, którzy potrafią z kilofami przyjść pod Sejm. To "brutto", które widzi na swej umowie pracownik, to kolejne narzędzie utrzymywania obywateli, podatników, wyborców w nieświadomości, ile z ich pracy pożera państwo. Bo to co zabiera, to nie około 28% różnicy między bruttem a "na rękę", lecz 40% różnicy między pełnym kosztem pracodawcy a wypłatą. Czterdziestoprocentowy podatek - tak, właśnie taki płacimy!!! Praca w Polsce opodatkowana jest jak bóg wie jaki luxus! Dla przykładu: jeśli firma na zatrudnienie człowieka wydaje 4000 zł, do niego trafia z tego tylko 2416 zł. 232 to zaliczka na PIT. Resztę - 1350 zł - przeżuwa nienażarty ZUS. Z czego do OFE, czyli na przyszłą emeryturę, trafia zaledwie około 110 zł - 1/3 składki emerytalnej!
A co wyraża liczba 3376,10 pojawiająca się jako "brutto" na umowie tego przykładowego pracownika? Nic nie wyraża. Zatem rację miał ten, który stwierdził:

Podawanie pensji brutto to jak podawanie długości członka wraz z kręgosłupem.

PS. Jeśli chcesz policzyć ile owoców twej pracy pochłania ZUS, skorzystaj z kalkulatora płacowego. Zawsze wybieraj opcję "kalkulator dla pracodawcy" - tylko wtedy zobaczysz całą sumę na którą pracujesz. Pamiętaj - NFZ i FPiFGŚP to też ZUS.

niedziela, 17 stycznia 2010

Milczenie owiec

Jeszcze jeden wątek z dyskusji:

...zauważyłam przerażająco częstą w publicznych i prywatnych wypowiedziach osób zaangażowanych w katolicyzm metodę manipulowania zabarwieniem emocjonalnym używanych pojęć. Mąż który znęca się, bije, gwałci nie jest nazywany krzywdzicielem żony, on jest żonie "niewygodny". Ucieczka od takiego to nie jest działanie w celu ochrony siebie i dzieci, ratowanie swej godności - to jest pójście tam, "gdzie przyjemnie i wygodnie." W ten sposób uniewinnia się kata, a oskarża ofiarę, krzywdzoną kobietę. To nie on jest nieludzkim okrutnikiem, to ona jest hedonistka, wygodnicka i niewierna przysiędze.
Oczywiście bowiem nie człowiek z jego podstawowymi prawami (do godności, do nietykalności cielesnej) jest celem takiej ideologii, tylko władza mężczyzny nad rodziną, ubrana w piękne słówka o tym że najważniejsze są wartości, o wierności sakramentalnej przysiędze, o rodzinie jako podstawowej komórce społecznej, i że się trzeba poświęcać w pokorze. Tylko że w praktyce poświęcają i upokarzają się prawie wyłącznie kobiety. Dlatego mnie cały ten katolicyzm tak brzydzi, bo to alians xięży i mężów w celu utwierdzania patriarchalnej struktury społeczeństwa.

Udko dziecięcia

Dyskusje rozpętane pod postami wypączkowały w kierunkach zgoła zaskakujących.

Kazik spytał: Jak nazwiesz "mięso"?

Chick (jak się okazało, The Chickeater) odpowiedział: tego nie rozumiem.... zbitek komórek?:)

Na to ja: Niesamowite. Parę lat temu w czasie jednej z dyskusji nad aborcją mój kolega tak właśnie nazwał kilku(tygo)dniowy płód ludzki.
W ten sposób uzasadniał to, że nie jest potrzebne by otaczać ten płód empatią, czynić przedmiotem etyki i chronić go.
Ty tak nazywasz fragmenty trupa samoświadomej czującej istoty, która została zamordowana w celu gastronomicznym. Nie otaczasz tej istoty empatią, nie czynisz przedmiotem etyki, nie chronisz jej.

Chick na to: przesadzasz chyba porównując mnie do dzieciobójców dlatego tylko, że udko od kurczaka (nawet jeśli żył i cierpiał) jest dla mnie mniej ważne od dziecka w brzuchu mamy.

Ja: Czy przesadzam? Spytaj krowy. Ona, w przeciwieństwie do 3-miesięcznego dziecka w brzuchu, może by była w stanie mieć swoje odczucia na ten temat.

Chick: oczywiście mnie też przeraża, że niektórzy traktują nienarodzone dziecko jak udko od kurczaka. Po prostu mnie to przerasta.

Ja: Mnie przerasta to, że inteligentne, świadome, zdolne do cierpienia i uczuć stworzenia Boże można traktować jak - kawałek mało jeszcze zróżnicowanych tkanek? Wiesz ile cierpienia stoi za tym lekceważonym udkiem które jesz na obiad? Że było żywym, czującym stworzeniem? Czy spojrzałbyś mu w oczy w chwili, gdy umierało?

Zwierzęta chronić należy ze względu na ich świadomość i zdolność do cierpienia. Dziecko nienarodzone - ze względu na potencjalność, która jest przed nim. To są kompletnie różne płaszczyzny i motywacje i nie da się ich porównać.

środa, 13 stycznia 2010

Moje dyskusje z Chickiem-katolikiem...

Mało kto czyta komentarze, więc wklejam ciekawsze opinie Chicka i co odpowiadam mu ja (w dyskusji pod postem o adopcji i gejach)

pragnienie dzieci i zrodzenie dzieci, a potem zapewnienie im opieki, JEST czymś szlachetnym i wysokiej wartości.

Haha. Kościelna ideologizacja pragnienie dzieci nazywa powołaniem, a brak takiego pragnienia - egoizmem. Tymczasem jeśli ludzie pragną dzieci, bo czują w życiu pustkę i brak celu, to jest to taki sam "egoizm", a zrodzone jako "zapchajdziura sensu" dzieci są potraktowane równie instrumentalnie, jak te, które są zrodzone nie z pragnienia, ale dla spełnienia narzuconego przez Kościół obowiązku. Tym ostatnim współczuję najbardziej, bo ich rodzice podświadomie będą czuli do nich dużą dozę niechęci. "Wcale cię nie chciałem, ale gdybyś się nie urodził, to poszedłbym do piekła".

Tak więc rodzina nie jest niczym naturalnym, ale jest czymś bardzo bardzo dobrym i słusznym:)

Jak dla mnie, jest to pogląd który ma zbrodnicze konsekwencje w życiu społecznym, gdyż prowadzi do straszliwego cierpienia niewinnych ludzi.
Jak zrelacjonowali mi krewni, w kościele parę ulic od dominikańskiego w tym samym czasie wygłoszono kazanie, w którym xiądz gloryfikował postawę żony, która (podobnie jak dzieci) była przez wiele lat bita przez męża, ale nigdy nie zadzwoniła na policję, nie odeszła, tylko, wg. kaznodziei "uświęciła się". (czyli mąż dobrze robił, że ją lał - pomógł jej się uświęcić, tak?). Kościelne parcie na zachowanie więzi sakramentalnej kosztem kolosalnego cierpienia uwikłanych w nią ludzi jest moim zdaniem zbrodnią. Z tego co wiem, radzenie niszczonym żonom, by w obronie sakramentu "przyjmowały na siebie krzyż" jest w polskim Kościele czymś powszechnym.
RODZINA JEST CZYMŚ DOBRYM TYLKO WTEDY GDY SŁUŻY DOBRU NALEŻĄCYCH DO NIEJ OSÓB. WSZYSTKICH. A NIE TYLKO REALIZACJI POTRZEB DOMINUJĄCEGO W NIEJ OSOBNIKA, najsilniejszego fizycznie i/lub społecznie i/lub ekonomicznie, zwykle mężczyzny.

Współżycie mężczyzny i kobiety - JEST czymś naturalnym.

Zaś monogamia, wstrzemięźliwość w okresach płodnych czy współżycie dwóch osób tej samej płci - czymś nienaturalnym. Wynikają one z tego, co sam ładnie ująłeś: "Tymczasem człowiek jest zdolny do niesłychanych rzeczy i to w zgodzie z własną naturą - z naturą ducha." Ludzki duch przekracza ograniczenia ludzkiej biologii, prowadzi do zachowań nadnaturalnych. Ciekawe, że jedne z nich gloryfikujesz, inne potępiasz.

wtorek, 12 stycznia 2010

Za co kocham mojego męża

... Dziuny w komentarzach do mojego bloga dyskutuje z Chickiem i pisze:

Oczywiście stałym elementem mojej hierarchii wartości jest założenie iż mogę się mylić.

"Sumienie" to esencjalne określenie dla zdolności wydawania osądów moralnych według hierarchii wartości danej osoby. To właśnie ta hierarchia jest przedmiotem namysłu i ciągłej ewaluacji. Tzw. "niedojrzałość sumienia" oznacza brak zinternalizowanej hierarchii wartości - zamiast hierarchii autentycznej ukształtowanej intuicją etyczną, stosowana jest bez namysłu hierarchia przyjęta "z zewnątrz" - np. jakiś kodeks zasad. IMO nauka Jezusa polegała m.in. na pokazaniu jak internalizować hierarchię wartości. Drugi istotny jej aspekt to afirmacja empatii. Trzeci aspekt, nie wyrażony wprost (i może stąd tyle konfuzji) - potrzeba rozróżnienia osobistej hierarchii wartości estetycznych (gust) od zinternalizowanej hierarchii wartości etycznych (pretendującej do miana obiektywnej).

Moje sumienie nie ocenia ani homoseksualistów, ani związków homoseksualnych. Ocenia akty homoseksualizmu, a ocenia analogicznie do aktywności heteroseksualnych, czyli ze względu na ich konsekwencje. Koncepty w rodzaju "wewnętrzne nieuporządkowanie", to teologiczno-esencjalne konstrukcje, których po prostu nie mogę zaakceptować z szacunku dla własnego rozumu. Koncepty w rodzaju "odrażające", odpadają jako estetyczne. Koncepty w rodzaju "niezgodne z naturą" odpadają ze względu na esencjalny język kamuflujący nieuprawnione oceny etyczne pod płaszczykiem języka naukowego.

Rycerze Niezłomni

Na całej połaci śnieg. A komuś padł zasilacz do lapa i trzeba szybko ze sklepu zorganizować nowy. A tam na dworze zwały śniegu zawieja, mróz, człowiek psa by nie wygonił. Więc wygania kuriera rowerowego.
I pozostaje ze strachem. Że się taki rowerzysta gdzieś na lodzie smyrgnie pod jadące za nim auto. Że go któryś puszkarz zahaczy i zepchnie pod autobus lub ciężarówkę.
Na kurierze polegać można jak na Zawiszy. Krzyś z Dredami, niegdyś student filozofii, zmarznięty i mokry przywozi nam zasilacz. "Musiałem jechać cały czas z jedną nogą przy ziemi, jak Fred Flintston".

Kurierzy są niezłomni. Rycerze Zakonu Spraw Nie Cierpiących Zwłoki.

środa, 6 stycznia 2010

Dla tych, którzy mają dzieci - do przemyśleń.

Dziunek wymyślił taką rzecz do przemyśleń:
Popieraj prawo do adopcji dla gejów - być może będzie to dla ciebie jedyna możliwość, żeby zostać dziadkiem!
Ciekawie się też rozwinęła dyskusja pod poprzednim postem w tym temacie.

wtorek, 5 stycznia 2010

Albo posłuszeństwo, albo myślność

W dyskusji, która rozwinęła się w komentarzach pod jednym z postów, pisze Chick:

w Kościele nie ma demokracji. Chrystus nie pytał: Zrobimy głosowanie.... ? podstawa chrześcijaństwa to jednak posłuszeństwo. Rzecz jasna nie chodzi o bezmyślne posłuszeństwo.


Piszę mu ja:

Uczniowie Jezusa szli za nim, bo go kochali i podziwiali, a nie dlatego, że im kazał. Dołączyli do niego dobrowolnie - to był ich wolny wybór.
Nie zauważyłam czytając Ewangelie, by Jezus kogokolwiek zmuszał do działania wbrew jego woli.
Bez wolności nie ma etyki, bo tylko w przestrzeni wolności można podejmować decyzje.
Jezus uczył ludzi przede wszystkim miłości i dobra. To podążanie za sumieniem ku dobru, a nie posłuszeństwo, jest postawą chrześcijaństwa. Jeśli trzeba przy tym iść w poprzek skostniałych struktur, to trzeba. Jezus też szedł w poprzek skostniałych struktur swojej religii, przeciwko establishmentowi, kapłanom. To oni postanowili w końcu go zabić.

Hierarchiczność Kościoła, taka jaką mamy ją teraz, to skutek ukształtowania struktury wielkiej organizacji na wzór politycznych struktur monarchiczno-feudalnych, już kilkaset lat po śmierci Jezusa. Jeśli Kościół szybko nie zauważy, że świat Zachodu, idąc za nauką Jezusa o równości ludzi w ich godności, już dawno ten model odrzucił, to nie ma szans na przetrwanie - i mi wcale nie będzie szkoda.

Nie da się pogodzić posłuszeństwa z myśleniem. Albo idziesz za sumieniem, albo za rozkazami. Nawet jeśli się w danym momencie pokrywają, to zawsze któraś motywacja jest pierwsza. Co wychodzi wtedy, gdy przestają się pokrywać.