Ja rozumiem, każdy ma swoją wrażliwość i prawo do niej. Aż po granice absurdu. Ale czy poza granice etyki?
Środowiska katolickie, sam episkopat, poświęcają niewiarygodne ilości energii sprawie ochrony embrionów. Walka z in vitro i aborcją w imię ochrony kilkunastokomórkowych istot, nieświadomych i nieczujących, ale - jak twierdzą - będących ludźmi z pełnią praw, prowadzona jest także na płaszczyźnie polityczno-ustawodawczej. Wyznawcy tych poglądów mają do nich prawo i mają też prawo do działania na rzecz ochrony tych, którzy "nie mając głosu, sami się bronić nie mogą".
Te same środowiska, ten sam episkopat, wypowiadają się zarazem przeciwko ochronie dzieci, które jako i ryby głosu nie mają - dzieci już urodzonych. Krytykując nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, biskupi twierdzą, że przepisy zakazujące bicia dzieci, poniżania ich, krytykowania (w tym krytykowania zachowań sexualnych), "narusza wolność jednostki i autonomię rodziny" oraz w "prawo rodziców do wychowania dzieci według wyznawanych zasad", które nazywają "niezbywalną wartością".
Jakiej "jednostki" wolność jest tu zagrożona? Wolność maltretowanego dziecka? Nie, wolność maltretującego rodzica. "Autonomia rodziny" jest tak wysoką wartością, że w jej obronie można tolerować przemoc wobec słabszych osób rodzinę tworzących. Czyli o co tu chodzi? O patriarchalną władzę. Polska Federacja Ruchów Obrony Życia, czyli antyaborcjoniści, piszą w swoim proteście, że to "Utrudnianie wychowania dzieci poprzez obniżanie rangi władzy rodzicielskiej". Wreszcie nazwali zatem sprawę po imieniu. Wolą, by prawo nie chroniło słabszych, bo wtedy agresywni tatusiowie bez przeszkód sobie swoją dominację wyegzekwują, paskiem i kijem.
Biskupi i katoliccy działacze twierdzą, że wypowiadają się w obronie "dobra rodziny". Pytanie tylko - jakiej? Rodziny dobrze funkcjonującej bronić nie muszą. Tam wszystko odbywa się bowiem tak, jak powinno, i nikt nie będzie tam musiał interweniować. Oni są za zachowaniem status quo w rodzinach, w których "dobro rodziny" jest równoznaczne z interesem najsilniejszego w niej osobnika - patriarchy. "Państwo to ja"; "rodzina" to wola i władza ojca. Dlatego próba ograniczenia tej władzy tak ich niepokoi.
"Rodzina jest wartością", twierdzą, ale gdyby naprawdę tak myśleli, to nie przyszłoby im do głowy protestować przeciwko ustawie przeciwdziałającej przemocy. Bo przemoc to najgorsze zło jakie istnieje wśród ludzi. Zwłaszcza wśród ludzi bliskich, zwłaszcza w rodzinie. Ich jednak bardziej przeraża to, że ktoś mógłby nie być pod kontrolą. Zachowywać się nie tak, jak to oni określili w przykazaniach i przepisach. Może nawet myśleć samodzielnie. Ich nie brzydzi przemoc i okrucieństwo. Ich przeraża wolność.
Wolność, w imieniu której pozornie występują. "Wolność jednostki". Tak jakby dziecko, nastolatek nie był jednostką. Jednostką, dodajmy, praktycznie wobec rodziców bezbronną: słabszą fizycznie, zależną ekonomicznie.
Ten strach przed tym, by dzieci posiadały prawa, nie wprost wyraził bp Stefanek w rozmowie dla Radia Maryja: "młodociani członkowie rodziny mogą zgłaszać swoje roszczenia wobec rodziców, prosząc o interwencję pracownika socjalnego." Co za kapryśni gówniarze, mają czelność chcieć żeby ich nie bito i nie poniżano. Biskupa przeraża możliwość zaniku patriarchatu: "Ustawa zatem próbuje wpłynąć na zmianę relacji międzyludzkich, a co za tym idzie - usiłuje wprowadzić nowy ład cywilizacyjny, dodajmy: bardzo niebezpieczny, burzący elementarne zasady życia społecznego." Jednym słowem - podstawową zasadą wspólnot międzyludzkich jest dla biskupa władza, kontrola i nieograniczana przemoc fizyczna i psychiczna silnych, zazwyczaj mężczyzn, nad słabszymi, zazwyczaj kobietami i dziećmi.
Bp. Stefanek: "Jeżeli relacje międzyludzkie w rodzinie będą się opierać wyłącznie na podejrzliwości, chęci dominowania, na wysuwaniu najrozmaitszych żądań, to cóż to będzie za społeczeństwo?" Zarazem "chęć dominowania" i "wysuwanie żądań" jest okay jeśli robią to rodzice: zdaniem wspomnianych antyaborcjonistów ustawa to "tworzenie przepisów służących zmniejszeniu ich [rodziców] wpływu na dzieci [= "chęć dominowania"], zgodnie z którymi niemal wszystkie ich oczekiwania [="wysuwane żądania"] będą mogły być zakwestionowane jako mogące spowodować problemy psychiczne czy poniżanie dziecka".
Czy oni się boją, że dziecko nie zmuszone do posłuszeństwa, nie złamane w swym poczuciu podmiotowości przez przemoc i poniżenie, nie przejmie ich jedynie słusznej religii? Albo owszem, będzie wierzyć, ale myśleć samodzielnie i kwestionować władzę i nieomylność hierarchii?
Ale oficjalnie, to opowiadają, że "Rodzina jest wspólnotą życia i miłości, opartą na wyborze serca, rozbudowywaną przez przyjęcie dzieci, ich wychowanie i wzajemną ofiarną miłość." (bp Stefanek) Tak jakby nie było rodzin, w których dzieci są bite, doprowadzane do chorób psychicznych, kalectwa lub śmierci. Skąd w nich ta ślepota na rzeczywistość? Czy to nadmierny idealizm? Czy to po prostu żądza władzy, władzy, władzy???
ha,ha a matriarchat? jakos jednostronnie podchodzisz do problemu przemocy w rodzinie... a gdzie dominujace, nabuchane estrogenem matrony ponizajace i na rowni wyzywajace sie na swoich mezach i dzieciach? Moze kosciolowi chodzi o utrwalanie takiego wlasnie modelu :P z drugiej strony ponizanie, ponizaniem ale na drugim biegunie jest Szwecja gdzie dom dziecka jest preferowany jako miejsce do wychowywania dzieci w przypadkach niejasnych. Tylko kto lepiej wychowa dzieci jesli nie sami rodzicie? przeciez nie nasze panstwo...
OdpowiedzUsuńPanie De Vil, Pana prze(d)stawienie sytuacji, to jakby nazista przyparty do muru za holocaust, odparował, że Żydzi nie są tacy niewinni, wszak nieraz widział jak koledzy hitlerowcy zakrztusili się dymem z krematorium. Grunt to mieć dobre samopoczucie.
OdpowiedzUsuńNie do końca w temacie tego postu, ale nie chciało mi się grzebać za archiwalnymi dyskusjami. Tako więc wklejam wypowiedź Zbigniewa Mikołejko tukej, jako że przypomina mi owe dylematy roztrząsane tu i zdanie autorki blogga ;)
OdpowiedzUsuń"A rodzina gwarantuje szczęście?
To złudzenie. Szczególnie w Polsce, gdzie rodzina jest często konstruktem ideologicznym. Deklarujemy więc nagminnie, we wszelkich badaniach i wywiadach, że jest dla nas najwyższą wartością, lecz w praktyce łatwo się ją porzuca, np. dla emigracji, stosuje przemoc, oszukuje.
Okopanie się w rodzinie jest "obudowane" przy tym krzepko dyskursem kościelnym - opartym na prostackiej, bezdyskusyjnej tezie, że rodzina jest najważniejsza, bez względu na to, jaka by była. Tworzy się więc jakaś obłudna religia rodziny. Nie wolno na nią narzekać, a w jej imię wolno przekraczać wszelkie normy moralne i odwracać się od powinności zbiorowych.
Za wszelką cenę staramy się zatem osiągnąć szczęście rodzinne, lecz osiągnięte - okazuje się nadbudowane na strasznej pustce. Bo rodzina jest często pustą twierdzą. To świat zewnętrzny - ideologiczny wymóg szczęścia narzucanego przez masowe społeczeństwo - nią dyryguje. Powstają tysiące identycznych rodzin z identycznymi przedmiotami, z mniej lub bardziej skrywaną niechęcią - jeśli nie wrogością - wzajemną. Niepotrafiące ze sobą rozmawiać. Czy pani wie, że przeciętna polska rodzina rozmawia z dzieckiem siedem minut dziennie?! Powstają rodziny, które różnią się tylko wielkością plazmy i długością samochodu. To zresztą znamienne - w reklamach nie ma rodzin wielodzietnych i niepełnych, nie ma samotnych matek. A wszelkie kłopoty da się natychmiast rozwiązać poprzez kupno proszku do prania albo pastylek od bólu głowy. I co tu zrobić? Chyba tylko się upić.
Jedyny ratunek tkwi w odrzuceniu przekonania, że rodzina jest jedyną, absolutną wartością. I uznaniu, że oprócz niej istnieją inne wartości: praca, przyjaźń, solidarność, otwartość na innego, obowiązek społeczny, uczestnictwo w kulturze."
źródło: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53663,8682450,Truskawki_i_popiol.html?as=1&startsz=x
@Jack jakoś Szwedom nieźle to wychowywanie dzieci wychodzi. Rzekłbym nawet że o wiele lepiej niż nam. To ja wolę ten drugi biegun. Podejrzewam zresztą (szkoda że nie mam danych na ten temat), że takich "niejasnych" przypadków, w których dzieci są zabierane rodzicom i trafiają do domów dziecka jest bardzo mało, ale oczywiście są bardzo "medialne".
OdpowiedzUsuńDe Vilu,
OdpowiedzUsuńTy nie bijesz swojej żony, a twoje dzieci mają lepiej u ciebie w domu niż w domu dziecka. Natomiast są mężowie którzy biją żony (i jest to zjawisko powszechne, a odwrotne - marginalne, z prostej przyczyny różnic w sile fizycznej) i są dzieci, które w domu dziecka miałyby lepiej niż w rodzinnym. To Ty, proszę, nie podchodź do sprawy jednostronnie ;-)
Nigdy nie twierdziłam, że nie ma mężczyzn krzywdzonych przez partnerki. Natomiast w tym poście skupiam się na patriarchacie kościelnym, stąd więcej o przewadze mężczyzny, którą ten model implikuje.
Jeżeli chodzi o stosunek ilości mężczyzn znecajacyxh się fizycznie nad swoimi dziećmi i żonami do kobiet necajacyxh się na członkami swoich rodzin psychicznie może nie do końca być prawdziwy. W końcu mało który facet przyzna się do tego że zdominowała go kobieta. A ją znam dużo takich przypadków. Tzw pantofle. Nigdzie o tym się nie słyszy :-(
OdpowiedzUsuńDyskusja o poście na FB:
OdpowiedzUsuńMarcin: Ble. Propagadna i indoktrynakcja antykościelna. To nie fair po wszystkim co kościół zrobił, kogo chronił, ochraniał, bronił w czasach od potopu, przez powstania po rządy komuny. Nie fair wobec bohaterskich księży poprzez wieki, na meczeństwie popiełuszki kończąc. Jestem niewierzący ale sprawiedliwy. Odpuść Paciu kościołowi. Mnie możesz nękać. Ale zmuszanie chłopców do ubierania pończoch to jest dla mnie przemoc i gwałt na psychice. Wszystkiego dobrego w NR2014...
Ja: Marcin, to że Popiełuszko zginął męczeńską śmiercią w żaden sposób nie usprawiedliwia tego, co Kościół robi teraz. To tak jakbyś chciał uzasadnić, załóżmy, podatkowe i korupcyjne przewały państwa polskiego faktem że ucierpiało w rozbiorach i w czasie wojen światowych. Albo próbować uzasadnić przestępstwo dokonane przez geja męczeństwem Matthew Sheparda. Te perspektywy się nie przekładają.
Zmuszenie chłopców do zakładania pończoch? Widziałeś "Facetów w rajtuzach" albo jakikolwiek film z czasów baroku? To co wolno a co nie założyć mężczyznie to kwestia zmienna w czasie i pzestrzeni. Natomiast dla mnie gwałtem na psychice jest mówienie chłopcom, że nie wolno im okazywać uczuć, że muszą zarabiać więcej od kobiet, że muszą być na wyższych stanowiskach niż one, że nie wolno im kochać drugiego chłopca. To jest propaganda i indoktrynacja równie zbrodnicza co te z którymi walczył Popiełuszko, bo jej owocami są dramaty osobiste i rodzinne, złamane życiorysy i samobójstwa.
Ale spoko ja cię lubię więc możesz mnie nękać, nie wiem czy jestem sprawiedliwa ale na pewno jestem empatyczna. Mam empatię dla wszelkiej odmienności, i uważam że każdy ma prawo być SOBĄ, a nie mężczyzną, kobietą, Polakiem, mężem, ojcem czy inna zbiorowa tożsamość przycinająca indywidualną osobowość do wymyślonej przez kogoś matrycy. The Matrix has you. Ja również wszystkiego naj życzę w 2014.
A nie jest tak, że "im gorzej, tym lepiej" (ludziom, kościołowi)? Tj. taka zabiedzona, niechciana, zmaltretowana jednostka chyba jest bardziej skłonna do ucieczki w religię? Oczywiście do dominującego na rynku operatora (statystycznie).
OdpowiedzUsuń