Zapraszam również na mój blog motocyklowy

Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/

wtorek, 10 listopada 2009

Asyż i Rzym - Raj i Wielki Babilon


Asyż. Jeśli istnieje usprawiedliwienie dla istnienia miast, to właśnie takie że są Asyżem albo że powinny dążyć, by być takie jak Asyż. W tym miejscu jest Dobro i Pokój. Siła ducha Biedaczyny nasączyła każdy kamień, czy to leżący w ziemi, czy współtworzący domy i chodniki. Każdy zielony stok okolicznych wzgórz, każdy szarozielony liść oliwnych drzew jest nią przeniknięty.
Człowiek epoki przedmatrixowej chodzi krętymi i stromymi uliczkami, po których i Franciszek chodził; zanurza się w ciemność gotyckich naw, w których i on się modlił. I czuje pokój. Nawet w tłumie pielgrzymów i turystów, nawet pomiędzy skuterami i samochodami jest tu spokojnie i bezpiecznie. Nawet wzniosłe i przestrzenne bazyliki są tu ludzkie: bo czuje się w nich, że nie dla blichtru, ale z miłości zostały wzniesione. Ludzie zbudowali je dla Franciszka i Klary zaledwie kilka, kilkanaście lat po ich śmierci, a przecież nie mieli dźwigów i softu do projektowania. Siła miłości tych Świętych tak pociągnęła za sobą ludzi, którzy się z nimi zetknęli. Ta miłość jest tam nadal. Po 800 latach.
W tym miejscu Niebo styka się z Ziemią.



Nigdzie na świecie nie było mi tak dobrze.
Rzym, którego doświadczyliśmy bezpośrednio potem, powalił nas i przytłoczył swoim ogromem, brudem, hałasem, przepychem i arogancją. Kontrast powalający. Asyż Franciszka: duchowy, pokorny, ubogi, miłujący. Rzym papieży i cesarzy: doczesny, władczy, pyszny, pazerny, okrutny. To było jak strącenie z nieba w inferno.
Zobaczyłam na własne oczy tę którą św. Jan opisał w Apokalipsie:
Wielką Nierządnicę,
Niewiastę siedzącą na Bestii szkarłatnej,
mającej siedem głów i dziesięć rogów.
A Niewiasta była odziana w purpurę i szkarłat,
cała zdobna w złoto, drogi kamień i perły,
miała w swej ręce złoty puchar pełen obrzydliwości
i brudów swego nierządu.
Pijana krwią świętych i krwią świadków Jezusa.

I zdałam sobie sprawę, że nie jest to, jak głoszą grzeczne przypisy do Biblii Tysiąclecia "Rzym pogański, stolica cezaryzmu, siedlisko zepsucia moralnego, a po Rzymie - mocarstwa prześladujące Kościół". Ta nierządnica, to właśnie papiestwo k**wiące się przez kilkanaście wieków z władzą świecką, papiestwo koronujące cesarzy i królów, władające nimi bądź o tę władzę walczące. Ta dziwka na bestii to instytucjonalny Kościół który zamiast głosić Ewangelię miłości i naśladować biednego Cieślę z Nazaretu wysyłał armie i tarzał się w dostatkach. To Rzym kościołów z marmuru i barokowego złota, budowanych w czasach gdy nie było opieki społeczenej i chorzy lub biedni mogli po prostu umrzeć na ulicach, o ile się nimi nie zajęli szeregowi z dołów tego Kościoła zakonnicy. To Rzym "pijany krwią", bo palił na stosach "heretyków", między innymi tych, którzy wskazywali, że nie tędy droga. O tym właśnie pisze Jan:

A Niewiasta, którą widziałeś, jest to Wielkie Miasto, mające władzę królewską nad królami ziemi».
I przyszedł Biedaczyna z Asyżu i siła jego ducha była tak wielka, że nawet papież Innocenty nie potrafił go na stos wysłać, ale dał mu imprimatur. Legenda głosi, że Innocentemu tuż przed ich spotkaniem śnił się mały człowiek, który podtrzymał upadający Lateran, siedzibę papieża. Właśnie tak było: gdyby nie on, który po prostu poszedł za wezwaniem Jezusa "wszystko co masz, rozdaj ubogim i chodź za mną", nie wiadomo czy chrześcijaństwo by przetrwało, czy nie zapadłoby się, przegnite, pod ciężarem własnej biżuterii.


Wszak Jezus z krzyża w San Damiano nakazał Franciszkowi "naprawić kościół". Więc Franciszek pozbierał kamienie i odbudował Porcjunkulę. Nie wiedział, że tak naprawdę wyremontował walącą się instytucję i dał jej natchnienie do powrotu we właściwym kierunku. Oczywiście ten proces ma jeszcze przed sobą długą drogę. Bo początek końca k**wienia się centrali Kościoła z władzą świecką i bogactwem doczesnym zaczął się dopiero ponad siedem wieków później, na Soborze Watykańskim Drugim.
I jest jeszcze dużo do zrobienia.


Fotki robiłam w Asyżu w październiku 2007

3 komentarze:

  1. LLLubię ten brak oporu używania mocnych słów względem kościoła (przez wielkie lecz małe K) ;)

    /FilipS

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z dyskutantów niniejszego bloga twierdzi, że rzeczy po imieniu nazywać należy. Więc to czynię :-)

    A Kościół, jak widać, jest ekipą niejednorodną. Wtedy i teraz. Generuje postaci zachwycające i przerażające. Nie przestaje mnie to zadziwiać.

    OdpowiedzUsuń
  3. cóż, do Kościoła, jak i do każdej innej instytucji, nie przyłączają się tylko ludzie dobrzy, ale także ci zachłanni, rządni władzy, szacunku, chłopców itd. ;-)

    /FilipS

    OdpowiedzUsuń