Rozmowa ze Zbigniewem Mikołejką w Wysokich Obcasach:
"A rodzina gwarantuje szczęście?
To złudzenie. Szczególnie w Polsce, gdzie rodzina jest często konstruktem ideologicznym. Deklarujemy więc nagminnie, we wszelkich badaniach i wywiadach, że jest dla nas najwyższą wartością, lecz w praktyce łatwo się ją porzuca, np. dla emigracji, stosuje przemoc, oszukuje.
Okopanie się w rodzinie jest "obudowane" przy tym krzepko dyskursem kościelnym - opartym na prostackiej, bezdyskusyjnej tezie, że rodzina jest najważniejsza, bez względu na to, jaka by była. Tworzy się więc jakaś obłudna religia rodziny. Nie wolno na nią narzekać, a w jej imię wolno przekraczać wszelkie normy moralne i odwracać się od powinności zbiorowych.
Za wszelką cenę staramy się zatem osiągnąć szczęście rodzinne, lecz osiągnięte - okazuje się nadbudowane na strasznej pustce. Bo rodzina jest często pustą twierdzą. To świat zewnętrzny - ideologiczny wymóg szczęścia narzucanego przez masowe społeczeństwo - nią dyryguje. Powstają tysiące identycznych rodzin z identycznymi przedmiotami, z mniej lub bardziej skrywaną niechęcią - jeśli nie wrogością - wzajemną. Niepotrafiące ze sobą rozmawiać. Czy pani wie, że przeciętna polska rodzina rozmawia z dzieckiem siedem minut dziennie?! Powstają rodziny, które różnią się tylko wielkością plazmy i długością samochodu. To zresztą znamienne - w reklamach nie ma rodzin wielodzietnych i niepełnych, nie ma samotnych matek. A wszelkie kłopoty da się natychmiast rozwiązać poprzez kupno proszku do prania albo pastylek od bólu głowy. I co tu zrobić? Chyba tylko się upić.
Jedyny ratunek tkwi w odrzuceniu przekonania, że rodzina jest jedyną, absolutną wartością. I uznaniu, że oprócz niej istnieją inne wartości: praca, przyjaźń, solidarność, otwartość na innego, obowiązek społeczny, uczestnictwo w kulturze."
Jako komentarz do tego mogłabym wkleić cytat z rozmowy z Grzegorzem Sobaszkiem w Wysokich Obcasach, który wydaje mi się zaskakująco prawdziwy w wielu przpadkach:
OdpowiedzUsuń"Lubi pan kobiety, oczywiście oprócz tego, że się ich boi? Z tej książki wynika, że nie bardzo.
Uwielbiam kobiety, spędzam z nimi większość czasu, ponieważ mężczyźni są na ogół tak nieinteresujący. Niestety, kobiety są często głupie, bo nie potrafią docenić swojej przewagi nad mężczyznami. Niby umieją lepiej rozmawiać o emocjach, ale z tego nie korzystają. Nie potrafią, czy też nie chcą, być samodzielne, zbyt uzależniają się od mężczyzn emocjonalnie i mentalnie. Większość rzeczy, które robią, robią nie dla własnego rozwoju, lecz z obawy przed porzuceniem. Za bardzo rezygnują z siebie. Znam wiele bardzo inteligentnych kobiet, które wykazują się niewiarygodną głupotą w sprawach emocjonalnych. Najbardziej łebska kobieta potrafi dojść do krawędzi wytrzymałości, żyjąc w złym związku, i z jakichś niezrozumiałych dla mnie przyczyn jej nie przekracza.
Boją się samotności?
Pewnie też. Ale często wykorzystujemy toksyczne związki, aby zrzucić na partnera odpowiedzialność za własne życie. Ludzie żyjący w złych związkach dostają bonus - unikają prawdziwej rozpaczy, prawdziwego smutku, konfrontacji z samym sobą. Mąż palant służy do tego, by na niego narzekać. Ludzie często wykorzystują krzywdę w celach marketingowych. Kobiety chyba częściej.
A faceci?
Z nami jest jeszcze gorzej. Jeśli facet mówi: 'Jestem dupkiem', to zazwyczaj nie jest to szczere. Mówi to po to, żeby wzbudzić litość kobiety. Rzeczywisty komunikat brzmi: 'Załatw za mnie wizytę hydraulika, bo to duperela dla mojego geniuszu'.
Ten ostatni akapit mnie powalił. A myślałam, że jak facet tak mówi, to jest to dla niego ostateczny upadek. A to lenistwo plus spryt. W wyścigu ewolucyjnym, nagrodzonym przetrwaniem, wygrywają cwaniacy?
OdpowiedzUsuńNo nie wiem. Ja czasem mówię że jestem beznadziejny i w ogóle, ale dotyczy to spraw w których moja żona nijak mi pomóc nie może.
OdpowiedzUsuńNie chcę się wypowiadać nt. facetów, bo uważam, iż nie można tu generalizować. Każdy człowiek jest inny. Znam kobiety, które myślą i działają jak faceci, znam facetów, którzy rozczulają się do łez nad zdechłym kwiatuszkiem. Mówmy raczej o normalnych ludziach w tym nienormalnym kraju.Tym bardziej, że już nawet wszechwładnie indoktrynująca TV już dawno zabiła kobiecość ponieważ... te wszystkie uśmiechnięte mamuśki na ekranie trapi wciąż wiele dolegliwości (czyli jednak słaba płeć???): "Nawet nie zauważysz mojego lekkiego nietrzymania moczu" - myśli sobie laska mocząca się we wspólnym basenie ze swym randkowiczem... "Nie mogę pojechać na wycieczkę - bo właśnie mam sraczkę (Stoperan Ci pomoże!), " A w ultracienkich podpaskach śmigam na rowerze jak gołębica- nawet w tym trudnym okresie". Bleh... A ja myślałem, że gazy, czkanie, zgaga i moczenia nocne to domena tylko Polaków i to w męskiej ich części :(. koteg
OdpowiedzUsuńPo głębokim przemyśleniu sprawy, uświadomiłem sobie, że jest w naszym kraju jedna kobieta kobieca, która nie ma dolegliwości gastrycznych oraz problemów z "tymi" sprawami. To Maryja (której kult jest szeroko znany i lubiany). Niedościgniony wzór rodzicielki. Tylko... kilka razy w życiu pytałem hierarchów, skąd Maryja miała dzidziusia (już będąc dzieckiem - chciałem wiedzieć). Okazało się, że sprawcą tego nie był jej mąż Józef (fuj... przecież to obleśne domniemanie), ale było to typowe dzieworództwo a zapłodnieniem zajął się osobiście Duch Święty. Tylko jak, czym? Podobno umieścił w świętym łonie gotowy zarodek. Oj... panowie bibliści - pachnie mi to czymś paskudnym. In vitro ???!!! koteg
OdpowiedzUsuń