Zapraszam również na mój blog motocyklowy

Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/

sobota, 17 kwietnia 2010

Wyznania człowieka apolitycznego

Alan Rudawy w komentarzu do przedpoprzedniego posta napisał (podkreślenia moje):

Byłem w Kampinosie u znajomych. 30 km od Warszawy. W ciągu tygodnia siedziałem w archiwach - Akt Nowych i Wojskowych. W piątek wieczorem z Natalią - pewną cudną Panią z Hiszpanii - przemierzaliśmy Krakowskie Przedmieście. Pokazywałem oczywiście i Pałac Prezydencki. Może akurat jedli kolację. Ostatnia wieczerza?

W sobotę dostałem kilka smsów od znajomych i dzwoniła Mama. W Puszczy nie mają telewizora (całe szczęście), więc słuchaliśmy radia. Przez moment. No cóż stało się. Wypadek komunikacyjny. Tu akurat sporo ludzi z pierwszych stron gazet. Na pewno tragedia dla Rodzin i Przyjaciół, również dla tych, którzy mieli wcześniej ciepłe myśli na temat prezydenta i innych uczestników (tacy byli również zanim rozbił się samolot, np. moi znajomi z Puszczy, ja - nie).

Jurek - mój gospodarz Kampinoski był roztrzęsiony. Pojechał do Warszawy. Wrócił zdziwiony reakcjami - że ludzie jak do zoo, że jakiś taki chaos, brak szacunku. Ciekawość. Ja nie pojechałem. Zostałem w Puszczy. Poszedłem na spacer z Psem Oskarem, którego miesiąc wcześniej wydostaliśmy z domu, w którym był katowany. Ptaki śpiewały wiosennie bardzo. Dwa łosie na polanie też spokojnie przeżuwały pierwsze wiosenne zieloności. Jak gdyby nigdy nic. No bo i cóż się stało?

Codziennie ginie wiele osób w naszym kraju. Pewnie w tygodniu około setki w wypadkach komunikacyjnych. Też tragedia dla ludzi bliskich. Wiadomo śmierć prezydenta to znacznie większa sprawa medialna, ale na poziomie smutku czy śmierci samej, różnicy moim zdaniem nie ma.

Ponadto zdaje się, że tragedia była do uniknięcia. Mieli wybór. Wybrali źle. Nie wiem kto i jak decydował. Wiadomo jednak, że mieli wybór, bo wieża radziła lądowanie na innym lotnisku. Zatem błąd. Ba! może zwyczajna głupota, co tylko powiększa tragedię.

W niedzielę wróciłem do Warszawy, bo od poniedziałku znów do archiwów. Chciałem ominąć tłumy, ale się nie udało. Zatrzymali mnie na rogu pewnej ulicy gdzie była także kawiarnia. Nie mogłem przejść na drugą stronę ulicy, bo miała jechać trumna z prezydentem. Siedziałem więc w kawiarni, a dziki tłum oblegał ladę kupując kawę. Zimno było. I nagle krzyk: "jadą! jadą!". ludzie wskakiwali na stoły kawiarni, przepychali się i robili zdjęcia... Żenujące. Siedziałem tyłem do okna. Potem udałem się w stronę przeciwną niż tłum.

Słyszałem jeszcze tylko jedną starszą Panią oburzoną, że trumna była zamknięta i nic nie można było zobaczyć. A jeden pan sprzedający kwiaty, powiedział do pana od zniczy: "eee... na papieżu lepiej się zarobiło". Tysiące rozjechanych tulipanów i róż... To jest też masakra. Szkoda, że chrześcijaństwo nie przejęło od judaizmu idei, że osobom zmarłym nie można ofiarowywać żywych istot (w tym roślin). choć wonczas pewnie ukamienowaliby samochód z trumną...

nie mam jak Ty Paciu, wyrzutów, że nie poświęciłem niektórym z tych ludzi ciepłej myśli. nie jest możliwe, by wszystkim poświęcić. nie jest możliwe by wszystkich lubić. wracając do Wrocławia widziałem przy drogach rozjechane lisy i jedną sarnę. znacznie mocniej mnie to dotknęło i potrząsnęło niż wypadek Smoleński.

wcale nie mówię, że pośród tłumów opłakujących byli i Ci, co mocno przeżyli tę tragedię i bardzo osobiście. nie dziwię się również i tym, którzy jechali z daleka i jadą dzisiaj na pogrzeb. sam kilka lat temu jechałem na pogrzeb Jacka Kaczmarskiego. to był mój osobisty ból i smutek. ogromna strata - do dzisiaj. nie ważne ilu ludzi przyszło na pogrzeb. ja chciałem tam się pojawić, bo czułem, że chcę, że to ważne dla mnie. pewnie są więc Ci, którzy podobnie czują teraz. myślę jednak, że nikły to procent.

przydałoby się naszemu narodowi pewne trzeźwe spojrzenie. myślenie przed tragedią i życie po tragedii z wnioskami, które padają, ale chyba na skałę i szybko je wiatr rozgoni.

dla mnie odruchem (między innymi) patriotycznym był udział w wydarzeniach nad Rospudą kilka lat temu. to było działanie przeciw tragedii, a nie po.

amen

4 komentarze:

  1. A gwoli argumentu mojego zrozumienia dodam, że Kaczmar też umarł 10 kwietnia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze znajdą się tacy, którzy na tragedii chcą zarobić. Już w ubiegłą sobotę na allegro sprzedawane były koszulki żałobne z datą 10.04.2010.
    Mnie porusza wiele tragedii, także tych niemedialnych. Ludzkich i zwierzęcych. Ci, którzy marzli nad Rospudą u mnie mają najwyższy szacunek. Ocalili coś wspaniałego i wiele zwierzęcych istnień.
    Katastrofa pod Smoleńskiem zabrała Polsce wielu ludzi wybitnych, takich, którzy tworzyli rzeczywistość społeczno-polityczną. WYbranych w demokratycznych wyborach. Kraj się zatrząsł w posadach, wszedł w życie zapis konstytucyjny o Marszalku Sejmu jako pełniącym obowiązku prezydenta. Do tego wiele ludzkich dramatów, zycia przerwane zbyt wcześnie. Młodziutkie stewardesy, funkcjonariuszka BOR z kolegami. Wszystkich szkoda. Żałoba narodowa, moim zdaniem, w pełni uzasadniona, bo naród stracił wiele.
    Niestety są i akcenty, których należy się wstydzić. Jak choćby artykuły w fakcie "jak skłądano ciało prezydenta" i zdjęcia robione z ukrycia. Żenada.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, naród, na czele którego stoi prezydent, stracił wiele. Żałoba narodowa bez dwóch zdań. Smutek wielu osób rozumiem, nie rozumiem zaś patetycznych słów na wyrost ("drugi Katyń", "największa tragedia w powojennej Polsce"), nie rozumiem tych histerycznych gestów i zrywu, który oprócz krótkotrwałej solidarności niczego nie zmienia. Być może lądowanie też spowodowane było taką "ułańską szarżą": co?! my Polacy nie wylądujemy?! MY?! POLACY?!

    OdpowiedzUsuń
  4. chwała i sława.
    lepiej bym nie ogarnęła własnych rozczochranych myśli.

    OdpowiedzUsuń