Michał Łapaj |
W 2006 wpadła mi w ręce płyta "Second Life Syndrome". I to była miłość od pierwszego usłyszenia...
Od tej pory słucham ich z płyt i na żywo, po prostu są niezrównani.
Mariusz Duda |
Piotr Grudziński |
Jakie to musi być uczucie, patrzeć na salę wypełnioną szczelnie kilkoma setkami ludzi, skandującymi nazwę twojego zespołu? Na tych w pierwszych rzędach, którzy doznają amoku gdy dotykasz strun? (I ja tam byłam i też trzepałam łupież z włosów.) To musi dawać siłę, bo chłopaki z Riverside, mimo długiego, energicznego koncertu wracali na scenę trzy razy !!! grając po kilka utworów na każdy bis.
I jakiś czas po koncercie, mimo zmęczenia, wyszli porozmawiać ze słuchaczami... Tacy mili i skromni ludzie, mimo kolejki po autografy i próśb o podarowanie kostki od gitary, która potem przechowywana będzie jak relikwia :-) ("Pick of destiny? ;-) Udało mi się przełamać i zamienić parę zdań z Michałem, którego bardzo cenię, bo jego wkład i expresja są extremalnie ważne dla odbioru całości, a sekcja którą ogania - keyboardy, cztery na raz! i magiczny theremin - rzadko jest doceniana (przeciętny odbiorca "widzi" i "słyszy" głównie wokal, gitary...). Co powiedzieć w takiej sytuacji? Przecież nie "gratuluję, świetnie graliście" bo kim ja jestem, żeby oceniać występ takich wymiataczy? Mogę co najwyżej podziękować, że chcą się dzielić ze zwykłymi śmiertelnikami owocami swojego niezwykłego talentu.
Michał i ja |
A przecież jestem wypłoszem, zwierzęciem niestadnym, w tłumie dostaję stanów lękowych, więc na czym polega ten fenomen fenomenalnego odbioru na koncercie? Na OBECNOŚCI. Na BYCIU BLISKO zespołu i odbieraniu ich uczuć, wyrażanych nie tylko przez muzykę, ale też mowę ciała i całą emocjonalną aurę, którą przecież tak mocno odbieram z ludzi w bezpośrednim kontakcie. Koncerty Riverside (a jest to mój nie pamiętam już który) są tak wspaniałe, bo CZUJĘ, że muzycy, mimo iż grają po raz iluś-setny, czynią to za każdym razem z taką samą radością i zaangażowaniem. Robią to, co kochają. "Cookies need love, like everything does".
Więcej zdjęć...
poprzednie wpisy:
Riverside i "kultura narodowa"
Koncert w Berlinie 2009
Lunatic Soul i Oslo
Lunatic Soul - o byciu sobą w naszej kulturze
.
.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWątpię, by kiedykolwiek mieli amatorskich dźwiękowców. Po prostu Słowianina, w którym byłeś razem ze mną na koncercie kilka lat temu, nie da się sensownie nagłośnić. Każdy koncert Riverside na którym byłam poza Szczecinem - w różnych miejscach w Berlinie i w Polsce - był nagłośniony doskonale. Zawsze stoję pod samą sceną i wszystko słychać świetnie. W Słowianinie nie da się podejść bliżej niż 15 m od sceny bo się człowiek zabija o ścianę dźwięku. Na koncertach Łony w Słowianinie jest zresztą to samo. Dobrze że znam wszystkie jego utwory na pamięć, bo nie miałabym pojęcia o czym jest rapowane. Jak wystąpił support którego nie znałam, to nie zrozumiałam ani jednego słowa.
OdpowiedzUsuńNo, ale tak jak pisałam, na koncertach to nie o to chodzi.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa też się nie znam, ale Totentanza słyszałam tak samo słabo wtedy jak gwiazdę wieczoru. I byłam na dobrze nagłośnionych koncertach w Szczecinie, np. na Kaki King we wspomnianym przez ciebie FBC. I żaden koncert Riverside poza Słowianinem nie był źle nagłośniony, i żaden koncert w Słowianinie, Łony czy kogokolwiek, na którym byłam, nie był dobrze nagłośniony. Mit, nie mit, moje doświadczenie potwierdza go w 100%.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPytałam Łonę o koncerty nie w Słowianinie, ale powiedział, że po prostu nie ma alternatywy. Nie ma w Szczecinie sali która byłaby w stanie pomieścić wszystkich zainteresowanych.
OdpowiedzUsuń