Niebieskie niebo lśni nad Oslo, słońce nagrzewa szare kamienie ścian i chodników. Chodzę jak zwykle bez planu i celu, skręcając w te ulice, które mnie bardziej wołają. Na uszach Lunatic Soul. Mieszkańcy Skandynawii są inni. Czasami napotykam ich spojrzenia - matki z wózkami, biznesowi ludzie z teczkami, robotnicy w kombinezonach, studenci z książkami - uśmiecham się do nich, a oni do mnie. Młody i pełen energii pracownik służb recyclingowych dłońmi w roboczych rękawiczkach wrzuca na ciężarowe auto potężny pakiet makulatury, ważący chyba ponad tonę. Odrzuca kasztanowe kędziory z oczu, widzę że ma na uszach słuchawki: bratnia muzyczna dusza. Wysyłam mu uśmiech i od razu dostaję uśmiech w odpowiedzi. Przeszłam na drugą stronę ulicy i nagle - przeszył mnie gwałtowny dreszcz, bo usłyszałam płaczącego na głos dorosłego człowieka.
Rozejrzałam się - pusto - i zdałam sobie sprawę, że płacz dobiegł mnie z moich własnych słuchawek, z towarzyszącej mi płyty.
Pośród wielu bredni jaką wymyśliła nasza chora kultura jest też i ta, że mężczyznom nie wolno płakać. Od dzieciństwa są tresowani do odcinania się od własnych emocji i udawania kogoś innego niż są: twardzieli. Tymczasem to właśnie bycie sobą wymaga dużo większej odwagi. Przyznanie się do wrażliwości i niemożności poradzenia sobie ze wszystkim to częściowe odsłonięcie, a na to potrzeba więcej śmiałości niż na chowanie się za pancerną przyłbicą. A wrażliwość i słabość to cechy piękne, bo nieodzowne składowe człowieczeństwa.
W skandynawskich miastach jest taki niezwykły zapach. Tu w Oslo tak samo jak w kochanej Kopenhadze. Trochę jakby aromat ciepłego chleba, a trochę tych szarych kamieni. I może morza trochę. Nie wiem. Jest jedyny w swoim rodzaju. Dopiero pochwycenie go tutaj uświadomiło mi, jak bardzo za nim tęskniłam.
(pisałam na Karl Johans gate, na ławce przed budynkiem parlamentu Norwegii)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz