Kiedy kierowniczka wyrzucała mnie z mojej pierwszej pracy, jako jeden z powodów podała karygodne zachowanie posługiwania się xywą w prywatnych rozmowach telefonicznych. Głównym powodem podanym przez panią kierownik była moja nieznośnie niezależna osobowość.
Dzień kiedy oznajmiła mi że nie przedłuży mi umowy był jednym z najradośniejszych w mym żywocie. Miałam powyżej uszu tej toxycznej instytucji, a sama nie mogłam z niej odejść bo postawiłabym osobę mnie rekomendującą w głupiej sytuacji.
W Firmie jest nas ponad 50 i sporo imion się powtarza, ale że prawie wszyscy mają xywy, to nie ma dwóch ludzi do których zwracalibyśmy się w ten sam sposób. To zazwyczaj dużo upraszcza; utrudnia tylko gdy przyjdzie listonosz i chce podpisu adresata, wymienionego z oficjalnego nazwiska, a my się zastanawiamy który to jest. A mamy piękne xywy. LocK i Loku, Amorfis i Estelar, De Vil i Kaktus. Albo Nash. Pewnego dnia Boss mówi do portiera:
- Mało jest miejsca, zaparkowałem trochę za blisko tego żółtego Reno, gdyby miał problem z odparkowaniem, pan wie, gdzie mnie szukać.
- Ale ten żółty, to jest któryś z waszych pracowników.
- Aaa! - przypomniał sobie Gstlt. - To Nash!
- No to przecież mówię, - portier na to - że wasz!
Są tacy co rzeką, że używanie xyw jest niechrześcijańskie, ja zaś myślę, że one oddają bardziej charakter osoby, niż chrzcielne imię, nadawane wszak w pierwszych dniach życia, gdy amorficzne szczenię ludzkie nie zdążyło jeszcze wykazać się żadnymi indywidualnymi cechami. No i wielu wielkich ludzi znamy tak naprawdę pod ich xywami. Święty Franciszek otrzymał na chrzcie imię Jan. Francesco, czyli Francuziasty, było xywką.
Postanowiłam pisać jakieś bardziej pozytywne rzeczy, które nie będą wywoływały złych emocji i inkwizycyjnych dyskusji, ale nie wiem czy to dobry pomysł.
A ja od 12 roku życia używałem ksywy wszędzie i zawsze, oprócz sytuacji, w których korzystanie z imienia i nazwiska było niezbędne. W te wakacje, kiedy zmieniło się we mnie i w moim życiu bardzo dużo, postanowiłem też wrócić do korzeni, w tym - do personaliów nadanych. Wierzę, że w imieniu i nazwisku jest moc - moc dana nam przez rodziców i całych pokoleń przodków stojących za nami.
OdpowiedzUsuńNie ma to nic wspólnego z tym jakie relacje mam z rodzicami i dziadkami i z tym co od nich chcę, a czego nie chcę wziąć w dalszą "podróż". Większości rzeczy nie chcę. Ta moc, o której mówię jest podobna do mocy ziemi. I wiecie co? Czuję ją. Nie tylko w życiu, przez które dużo pewniej idę, ale i właśnie w relacjach z rodziną. Będąc POlkiem, byłem na własne życzenie kimś obcym, kimś z boku, kimś bez tradycji. Teraz jestem Pawłem, mam należne sobie miejsce w tej rodzinie, liczę się ja, moje zdanie, moje wartości i zasady. Powrót do imienia i nazwiska pozwolił mi to poczuć bardziej. Przynależę do tego czasu, tego świata, tego ciała i tego continuum. Czuję energię ziemi i czuję energię przodków. Ba, "czuję"! Daje mi w plecy niesamowicie, aż sam idę naprzód. Moje imię jest dla mnie jak sztandar, jak miecz i tarcza odziedziczone po przodkach. Ksywa nigdy czymś takim nie była. Przypominała mi tylko o tym, że jestem jedną, jedyną, indywidualną, niepowtarzalną istotą. Teraz nie musi mi tego przypominać. Teraz i tak to wiem :o)
Ja nie mam nic przeciwko temu żeby ktos do mnie mówił ksywą. Ba, niektóre osoby nawet jakby mówiły imieniem to by było bardzo dziwne i nienaturalne. Natomiast nie lubię przedstawiać się ksywą. To jakieś strasznie infantylne mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie musi Ci się takowe wydawać Filusie. Odczucie to całkowicie subiektywne. Ja właśnie jakbym się przedstawiał ksywką to czułbym się jakbym kłamał. Nikogo nie namawiam do przedstawiania się imieniem i nazwiskiem, niech tam każdy przedstawia się jak chce i jak mu odpowiada.
OdpowiedzUsuńAle wiesz Nocny Grajku - kobiety nie mają nazwisk. Swoich nazwisk. Noszą (niczym brzemię) nazwisko właściciela - ojca, potem męża. Końcówki "Nowakówna, Nowakowa" właśnie na to wskazują, wszak używane są również by wyrazić własność przedmiotów (Arkowa skoda...)
OdpowiedzUsuńMi się podoba system który jest w Islandii, gdzie nie ma nazwisk tylko "otczestwo"/"matczestwo" do wyboru (Sigurdsson, Bjorksdottir)
Eee, a to nie jest tak (w tej Islandii), że jest Sigurdsson, Sigurdsdottir, zależnie czy osoba nosząca nazwisko jest kobietą czy mężczyzną, a nie że może sobie wybrać po mamie czy po tacie?
OdpowiedzUsuńPoza tym, czy zrobiłoby Ci różnicę gdyby nazwisko było po matce a nie po ojcu? Tak samo nie Twoje. Mąż to co innego, ale tutaj też obowiązku nie ma.
Zasięgnąłem informacji i rzeczywiście, czasem (aczkolwiek rzadko) nadaje się potomkowi/potomkini nazwisko od imienia matki.
OdpowiedzUsuńNo, ale że o tomlee nie wspomniałaś, to czuję się urażony ;)
OdpowiedzUsuńPaciu, ale nikt nie każe kobiecie zmieniać nazwiska! To jest tylko jej wybór, którego dokonuje kierując się potrzebą, tradycją, czy czymkolwiek innym. Równie dobrze to mężczyzna może przyjąć nazwisko żony, aczkolwiek takich przypadków znam niewiele...
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, jest to dosyć dziwne: nosić jedno nazwisko przez 20 - 30 lat, a potem nagle nazywać się inaczej... ale ja tu nie jestem expertem ;)
AMa
ps. to dobry pomysł :)
Trafnym komentarzem zdają mi się być słowa znajomego, zapytanego co w formie czwartkowej kolacji ma w zwyczaju serwować stołówka. Zwykle bywa różnie - powiedział. Niezaprzeczalną przewagą ksywy nad imieniem i nazwiskiem jest jedynie to, iż częściej mieści się w jednym wyrazie.
OdpowiedzUsuńCo do oddawania charakteru - prędzej przyjdzie charakter do imienia/ksywy dostosować.
Po dziś dzień w głowę zachodzę jak Lancetnik (pewnie bardziej słowo nawet niż obiekt), o którym dopiero co usłyszeliśmy na lekcji biologii, zdał się licować z moim charakterem na tyle, że nie inaczej niż tak mnie niektórzy znajomi rozpoznają.
Wołali też na mnie mały (podglądał mnie tam kto pod prysznicem, czy jak) i to też chyba mało o charakterze mówiło.
Żeby mówiło, trzeba aby nadawca znał nosiciela dobrze, a to zwykle znaczy lat wiele, a to zwykle znaczy, że nosiciel mariankiem, klopsem, czy ryśkiem jednak zostanie po kres swych dni (bo po co nagle po latach wielu wołać na klopsa - samsonie).
AMko, ale nazwisko "panieńskie" nie jest nazwiskiem panny, lecz jej ojca. Więc też "nie moje".
OdpowiedzUsuńNawet jakbym chciała przyjąć nazwisko panieńskie mojej mamy - to jest to nazwisko mego dziadka... nazwisko panieńskie babci - to jest nazwisko jej ojca - i tak dalej - nie znajdzie się kobiety z własnym nazwiskiem.
Amorfis kochany, "Poza tym, czy zrobiłoby Ci różnicę gdyby nazwisko było po matce a nie po ojcu?" - chyba tak, może dlatego że z mamą się jednak lubię?
TomLee - wybacz ;-) Uwaga wszyscy! u nas w Firmie jest też TomLee i ma śliczną xywę! Nie chciałam żeby post był zbyt długi ;-) Od razu informuję też że śliczne xywki mają: Filus, Acze, Adaśko, Czaban, Catface, Drops, Hopek, Maku, Macio, Cichy Rożek, Skosiu... ;-) (ciekawe kto następny się upomni)
nie wiem czy dobry pomysł - w tej dyskusji ognia brakuje, więc nie ma czym podpalać stosów...
:) za szybko przeczytałam i zrozumiałam co chciałam. masz rację.
OdpowiedzUsuńniemniej nie uważam akurat tego za przejaw dyskryminacji. idąc tym tokiem rozumowania, mężczyźni też nie noszą "własnych" nazwisk, a jedynie nazwiska swoich ojców i dziadków.
Ama
Hmmm... w takim razie powinienem nazywać się co najmniej Paweł Dąbrowski Dyczko Oleszczuk Walczuk Wojewoda Zdanowicz (w kolejności alfabetycznej :o)
OdpowiedzUsuńA koleżanka moja i Chicka podpisuje się nazwiskiem po mamie i może nawet już sobie oficjalnie zmieniła. W sumie to bardzo sympatycznie by było, gdyby - oprócz obowiązującej względnej swobody w zmianie nazwiska - domyślnie panie przejmowałyby je po mamach, a synkowie po tatach :o)
Amko i Nocny Grajku,
OdpowiedzUsuńAle mężczyźni noszą nazwiska (innych) mężczyzn, zaś kobiety - nie kobiet, lecz mężczyzn.
Nie mówię że to dyskryminacja, tylko jakiś elementarny brak :-) Po prostu nazwiska kobiet nie istnieją.
Lancetniku/M4urycy,
masz rację że nie zawsze xywa oddaje charakter. Jeden znajomy Alana Rudawego któregoś dnia w schronisku pod Łabskim Szczytem poprosił o herbatę Earl Grey (z pięknym brytyjskim akcentem) że do dziś tak o nim mówimy, mimo że cierpiał z tego powodu przez parę pierwszych dni.
A Cichy Rożek cicho siedział w rożku gdy na wyjeździe firmowym w Sztokholmie po nocach graliśmy w mafię.
Bywa, że xywa bierze się z nazwiska, z wyglądu (np. Sivy), ale sporo z zainteresowań (Amorfis), poglądów (Pacyfka), no i na pewno mają większą szansę oddać charakter osoby niż, nie ubliżając nikomu, Jan Kowalski albo Nowak.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPoza tym, trochę nie rozumiem tego "płciowego rasizmu". Od mężczyzny jest gorsze, tylko dlatego że jest od mężczyzny? Skoro tak samo "nie Twoje"?
OdpowiedzUsuńNazwisko jest z definicji czymś, co przechodzi z pokolenia na pokolenie - takie jest, takie ma być i chwała mu za to. Nazwisko, które nie należy również do innego człowieka - ojca, dziadka itp. to nie nazwisko tylko ksywa właśnie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że za moim nazwiskiem stoi dłuższa i większa tradycja, a przez to i moc, niż fakt, że poprosiłem o herbatę albo siedziałem w rogu. Ksywy są sympatyczne, ale kruchutkie było moje poczucie tożsamości w czasach, gdy budowałem ją na ksywie. Kruchutkie w porównaniu z dniem dzisiejszym.
Na jednym z warsztatów psychologicznych, w których uczestniczyłem, wziąłem udział w pewnej medytacji. Polegała ona najpierw na wyobrażeniu swoich rodziców w chwili gdy spotkali się i miłości, która - choćby jej było i niewiele - była przyczyną mojego powstania. Później trzeba było wyobrazić sobie rodziców stojących za nami, poczuć ciepło i wsparcie tej sprawczej miłości, która w nich była. W medytacji za rodzicami stali ich rodzice, za nimi dalsze pokolenia - aż po horyzont. To było dla mnie potężne doświadczenie. I co najlepsze - zależało tylko ode mnie. Moi rodzice nie zmienili się, dalej byli tacy sami jak wtedy, kiedy uciekałem od nich co sił w nogach, kiedy odcinałem się od rodziny, kiedy czułem się mały, nieważny i skrzywdzony, kiedy potem powoli wracałem. I tacy sami są teraz, kiedy czuję się w tej rodzinie silny, kiedy czuję jej wsparcie i kiedy naprawdę ją kocham. Symbolem tego jest moje nazwisko - jest jak talizman, który tę moc w sobie zawiera.
Odnosząc się do Twojego ostatniego postu dodam jeszcze, że myślę, że z piekłem jest tak samo, jak z doświadczeniami na ziemi, między innymi z moimi relacjami rodzinnymi: ani inni, ani Bóg piekła nie tworzy. To my możemy je sobie urządzić dla siebie. Potrzeba nam do tego dokładnie tych samych zewnętrznych środków, z których możemy stworzyć niebo. Tak jak śpiewa Tomasz Szwed:
"Jedzie pociąg ekspresowy, jedzie i nie zwleka,
Jednych wiezie wprost do raju, innych wprost do piekła."
Amorfisie kochany, ale gdzie ja pisałam że gorsze? Nie można być gorszym lub lepszym od czegoś, czego nie ma. I w ogóle nie chciałam tego wartościować. Ot, zauważam brak, dziurę, i tyle.
OdpowiedzUsuńNocny Grajku,
OdpowiedzUsuńnazwiska powstały również jako xywy. Wczoraj czytałam o kurdyjskim polityku który nazywa się Ahmet Türk. "Dziadek Ahmeta dobrze żył z Turkami, więc wśród rodaków-Kurdów znany był jako „Turek”. Nazwisko Türk samo do niego przylgnęło." Nowak to ten który był nowy we wsi, Kowalski od zawodu, Stawicki bo mieszkał przy stawie, Jankowski bo z Jankowa, czyli wsi należącej do Janka. Gąsienica - nazwisko częste na Podhalu - wzięło się od człowieka który tam przybył w dziwnej koszuli w pasy, która się miejscowym skojarzyła z owym zwierzątkiem. A rody arystokratyczne? Zamoyscy, z Zamościa, czyli dóbr leżących za mostem. I tak dalej. Ktoś poprosił o herbatę, ktoś siedział w rogu. Ktoś zmienił sobie nazwisko Apfelbaum na Warszawski, żeby uniknąć dyskryminacji. Widzenie w tym mocy lub wsparcia jest chyba bardzo subiektywne.
Oczywiście każdy może sobie opierać tożsamość i poczucie własnej wartości na czym ma ochotę. Ja wolę jednak czerpać je z tego, co ode mnie zależy, np. z więzi które wybrałam i o które dbam, z własnego systemu wartości i sposobu postępowania, a nie przypadkowych cech czy relacji wylosowanych w ruletce entropii. Ani z nazwiska, ani z xywy. To są tylko słowa. Nie czuję żeby za mną stał jakiś ród, jakaś siła. Moi przodkowie płodzili dzieci przez przypadek, albo by było komu pracować na roli, żeby było komu kontynuować biznes czy ziemię, by mieć na starość oparcie, a nie z jakichś metafizycznych pobudek. Nikt z nich o mnie nie myślał, bo nie mógł - nie było wtedy mnie. Owszem, można myśleć o dziecku/prawnuku przyszłym, ale de facto nie myśli się o nim jako o jednostce, tylko jako o "moim potomku".
Oczywiście każdy może te rzeczy odczuwać inaczej, ale wątpię by jeden sposób postrzegania tych spraw był adekwatny dla wszystkich ludzi. Czy każdy poddany opisywanej przez Ciebie wizualizacji doszedłby do takich jak Ty odczuć.
Na pewno nie jest. Wszystko jest w 100% subiektywne i to jedyne "zobiektywizowane" stwierdzenie na jakie mnie stać :o)
OdpowiedzUsuńDlatego opowiadam o sobie - dla opowieści i dla usystematyzowania sobie własnych przekonań, tych, które mi służą i dają mi energię do życia.
Nie chce mi się ostatnio pisać nie będąc sprowokowanym czyimiś przemyśleniami, zatem dziekuję Ci za inspirację. Chyba - Twoim zwyczajem - zrobię z moich komentarzy notkę na własne blogsisko :o)
Warto komentarze wynotkowywać czasem, bo mało kto je czyta, a i tam powstają cenne myśli. Wówczas powstaje inspiracja do nowych komentarzy i w ten sposób przyrasta masa memowa :-)
OdpowiedzUsuń:D
OdpowiedzUsuńJa myślę, że za dużo jest słów na świecie. Ale odpowiadam sobie: "A kto ma niby niepotrzebne wykreślać?"
Podziwiam ludzi, którzy potrafią nie wchłonąć się w ten gąszcz słów, pisanin, dyskusji, komentarzy, wywodów, wykładów, a potrafią żyć szczęśliwie i pięknie. Ja chyba muszę ów gąszcz polubić, bo jakoś bez interakcji mi źle.
Taaa... Gąszcz informacji. Polecam: http://bronikowski.com/1382
OdpowiedzUsuńTo może teraz się uda z linkiem: http://bronikowski.com/1382
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńnocny grajek pisał:
OdpowiedzUsuń"czuję energię przodków"
Pawle alias POlku, POlku alias Pawle, uważaj, by przodkowie się tyłkami nie okazali.
Było o Islandii, ale i katolowa Hiszpania ma nieco lepij, bo tam nosi się i w dowód wpisane ma się nazwisko oćca oraz matuli (w tej właśnie kolejności). a jak Pani ślub bierze, to ostawia nazwisko ojca i dopisuje mynża... czyli plemnikowość podowojona... oczywiście można sobie nazwisko matuli zostawić, ale rzadko pono się zdarza, bo sobie ludzie tradycją mordę wycierają ;)
za iberyjskim zwyczajem podążając pozdrawiam wszytkich jako
Alan Łukasz Weiss Fiołna