Zapraszam również na mój blog motocyklowy

Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Przyszło mi już w wielu absurdach grać... ;-)

Łona, Webber, Jose (The Pimps) na wczorajszym koncercie
 Studio S-1 wypełnione po brzegi młodzieżą, Łona taki sam jak zawsze - GENIALNY. Koncert nagrywany, by wydać DVD, a do tego transmitowany na żywo na antenie radia - rządowego, więc te wszystkie hóie itd. w textach to tak trochę nie wypada ;-) Na szczęście fani-miłośnicy znający repertuar na pamięć chórem kilkuset gardeł uzupełniali texty w odpowiednich miejscach. Np. "gowno" (tak, bez prawego alta) w "ą, ę", albo w wersie następującym po owym zacytowanym w tytule (mądrej głowie dość dwie słowie, a kto nie zna niech posłucha tutaj. Młodzież oczywiście potrafi wykrzyczeć nie tylko wulgaryzmy ale i słynne "Mrożkiem" w zwrotce o celebrytce. Oraz - pokierowana przez Mistrza Ceremonii, bez żadnego instruktażu, tylko pozawerbalnie - klaskać na 7/4. Co zobaczycie na DVD, oby się szybko ukazało.


Łona z Johnnym i Szymonem, moimi towarzyszami koncertu

Wrodzone Braterstwo Polsko-Urugwajskie...

Za zachodniopomorską wioską zaczyna się unijny asfalcik, nowiutki, równiutki, gładki jak mózg człowieka, który głosił teorie, że Unia nas zeżre. „Powiedz wnukom, że tu kiedyś była Polska” – taki napis widniał na plakacie zawieszonym w oknie kantoru wymiany walut przed referendum akcesyjnym. „Powiedz wnukom, że tu kiedyś były Niemcy” – rzekł na to kąśliwie mój krewny, z zamiłowania i edukacji historyk Szczecina.
(...)
Najbardziej było mi wstyd podczas meczu o trzecie miejsce na poprzednim mundialu. Akurat zaniosło mnie do Pustkowa, uroczej wsi nad Bałtykiem, z sympatyczną, niezatłoczoną plażą. Tamtejsze pensjonaty przyciągają także poza sezonem liczne grupy niemieckich kuracjuszy. W ów lipcowy wieczór wszyscy mieszkańcy i polscy wczasowicze byli patriotami Urugwaju, kraju, o którym większość z nich zapewne nie słyszała wcześniej, a z pewnością nie potrafiliby go wskazać na mapie. Dlaczego? Bo akurat grał przeciw drużynie Niemiec. Niemiec, z których pochodziła większość kapitału nakręcającego ekonomię tej małej miejscowości.

Więcej w najnowszej opowieści na MotoRmanii...

Komentarz Alana:
Tak, Luis Alberto Suárez, który uwiesza się na Marcinie "Polskim Czołgu" Wasielewskim na zdjęciu powyżej, to zawodnik o mentalności zbliżonej do pana z kantorka. Już kilka razy płacił kary i był zawieszany na kilka meczy za paskudne obrażanie czarnoskórych zawodników oraz homoseksualistów. A ostatnio nie mając lepszego pomysłu na wygranie ugryzł piłkarza przeciwnej drużyny, tak że owemu momentalnie zrobił się znak biało-czerwony! Nie mówiąc o licznych oszustwach meczowych i grze, której daleko od fair-play. To taki podprogowy powód nadwiślańskiego kibicowania Urugwajowi zwany utożsamieniem. Ale co ja tam wiem, ja kibicowałem Niemcom. Mógłbym wprawdzie argumentować to widowiskową, szybką grą, świetną techniką niemieckich piłkarzy, niezwykłą sprawnością i wytrzymałością, ale ktoś mi zaraz wytknie, że "tak, tak... w końcu nazywasz się Weiss, ba! Alan Weiss" ((-;

Pacia: a ty nie jesteś wnukiem Szewacha Weissa? ;-)

Alan: To by się zgadzało. Wypieram swoją żydowskość popierając faszystowskie oczywiście po wszystkie pokolenia Niemcy. 

Więcej ciekawych dyskusji w komentarzach poniżej :-) 
.
 

środa, 24 kwietnia 2013

Pierwsze dziecko - to nigdy nie jest ŚWIADOMA decyzja

Parę zdań z dyskusji pod poprzednim postem "Wasz ALTRUIZM to zwykłe ĆPANIE":

Rozie (ojciec):
Nijak nie widzę w rodzinie wielopokoleniowej możliwości nauki roli matki (ojca widzę litościwie pominęliśmy, może to i lepiej). Jest możliwość pewnego odciążenia młodej matki, tu zgoda. Natomiast raczej nie widzę możliwości nauki. Oraz: każde dziecko jest inne.
I tak, pierwszy okres jest najbardziej upierdliwy, bo dziecko jest najbardziej absorbujące. W zasadzie śpi, je, wydala i się drze. W dziwnych interwałach. Jak masz niefart, to głównie się drze, a śpi lekko i najchętniej zasypia przy jedzeniu. Jak zacznie się samo poruszać, to jest lepiej, bo często wystarczy zapewnić bezpieczne środowisko do eksploracji, żeby się chwilę sobą zajęło. I tak, przy kontakcie intelektualnym jest łatwiej. Jest szansa na wytłumaczenie, że najpierw coś, a potem coś. Jest szansa na dowiedzenie się, czemu płacze. Przyzwyczajenie pewnie też. No i dowcip o kozie.

Ja: 
Ojców pomijamy, bo wszystko wskazuje na to że nie istnieje coś takiego jak instynkt ojcowski. Jest to kulturowe,wyuczone. Udział ojców w wychowaniu gigantycznie się zwiększył na przestrzeni ostatnich pokoleń, ale badania wskazują na to że nie wynika to z większej chęci spędzania czasu z niemowlętami/parolatkami, ale z faktu iż kobiety coraz śmielej formułują wymagania wobec swych partnerów, a oni starają się im sprostać. Ale to zupełnie inny temat.
Masz 200% racji, że NIE MA MOŻLIWOŚCI NAUCZENIA SIĘ, czym jest macierzyństwo. Nawet jak mieszkasz w domu z dzieciatą siostrą. Nawet jak zajmujesz się jej dziećmi, to są to nadal JEJ DZIECI. I odpowiedzialność obciąża ją. Nawet zawodowa niania ma ten komfort że wieczorem ma fajrant i luz mentalny do rana. Matka tego nie ma nigdy. To nieprawdopodobnie wyczerpuje. Matki których mężowie poświęcają czas dzieciom zazwyczaj i tak czują się bardziej obciążone - właśnie dlatego że nawet jeśli partner "pomaga" to angażuje tylko czas, zaś odpowiedzialność jest jej,ona musi wszystko zaplanować, przygotować, skoordynować, pamiętać...
Tak więc doświadczenie kontaktów z CUDZYM dzieckiem nie jest moim zdaniem podstawą do miarodajnego doświadczenia czym jest macierzyństwo. Zatem jestem przekonana że NIE MA MOŻLIWOŚCI "ŚWIADOMEJ" DECYZJI NA PIERWSZE DZIECKO. Bo wszystko co myślisz na ten temat może się nie sprawdzić. Dlatego jak moi znajomi informują mnie o ciąży to cieszę się z nimi tylko wtedy gdy jest to druga ciąża. Fakt, że zdecydowana większość par nie decyduje się na drugie dziecko (w PL przypada 1,3 dziecka na kobietę) jest również znaczący.

sobota, 20 kwietnia 2013

Wasz ALTRUIZM to zwykłe ĆPANIE


Kilka lat temu zaczęłam pisać o czarnych stronach macierzyństwa. Nie byłam świadoma, że wypowiedziałam wojnę ostatniemu, najświętszemu tabu naszego społeczeństwa. Stąd szok, gdy z rąk czytelników, obcych i przyjaciół, spotkał mnie CYBERLINCZ. Jeden z commentarios classicos:

z Twoich postów widać, jak bardzo skupiasz się na sobie.. Twój ból, Twoje cierpienia, Twoje poświęcenia...
Miłość ma sens i jest piękna wtedy, gdy się więcej daje niż bierze. I gdy jest bezinteresowna.
Jasne, że macierzyństwo nie należy do łatwych i prostych spraw, ale bez przesady, samo nowe życie, uśmiech dziecka, widok jak rośnie i się rozwija - rekompensuje całe cierpienie.
Przynajmniej tak jest w przypadku większości kobiet - myślałam nawet, że wszystkich - ale czytając Twój wpis, widać że są kobiety które sądzą inaczej. Dla mnie to czysty egoizm.

Oczywiście każdy kto umie posługiwać się mózgiem widzi, że autorka nie jest żadną altruistką. Kontakt z dzieckiem sprawia jej przyjemność większą, niż dyskomfort wywołany wysiłkiem, a więc w bilansie wychodzi na plus. Dziecko jest dla niej zatem źródłem przyjemności. JEJ przyjemności - a więc egoistycznej. 
Ponadto to jawny fałsz, iż ona "więcej daje niż bierze" bo jak sama chwilę później przyznaje, jej cierpienie jest rekompensowane z nawiązką przez radość.

A teraz, po latach, czytam:
"Nauka od lat próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy miłość macierzyńska to instynkt, czy zachowanie wyuczone. Krystyna Rymarczyk, psycholog, neurobiolog: - Badania pokazują, że jednak instynkt. Gdy pokazuje się kobietom zdjęcia różnych dzieci, w tym ich własnych, to przy oglądaniu fotografii własnego potomstwa wyraźnie widać pobudzenie tzw. obszaru układu nagrody. Czyli tej części mózgu, która odpowiada za poczucie zadowolenia. Silne pobudzenie układu nagrody powoduje wydzielanie dużych ilości DOPAMINY, co wzmaga stan EUFORII i radości. "
Dopamina. Ośrodek nagrody, ten sam który uaktywnia się podczas sexu, jedzenia słodyczy, picia wódy, ćpania amfy. Dokładnie o tym pisała moja "altruistyczna" czytelniczka. "Uśmiech dziecka rekompensuje całe cierpienie". Po prostu twój układ nerwowy zalewał się endogennym dragiem. Ten cały twój altruizm to jest najbanalniejsza NARKOMANIA!

W zasadzie mnie to nie dziwi. Ewolucja musiała to zrobić w ten sposób po to, by ludzkie samice były w stanie przetrwać ten koszmarny, absurdalny, wieloletni wysiłek. Inne ssaki mają to jakoś sensowniej rozwiązane. Poród trwa kilka minut, opieka nad potomstwem kilka miesięcy, rzadko rok. Szczenię ludzkie po roku dopiero stawia pierwsze kroki. Źrebię potrafi biegać galopem godzinę po przyjściu na świat.

"Dlaczego niektóre kobiety nie odczuwają szczęścia z posiadania dzieci? - mówi dalej neurobiolog Krystyna Rymarczyk. - Przyczyny mogą być różne. Psychologiczne, społeczne, ale też biologiczne - wynikające z zaburzeń na poziomie biochemii mózgu. Zaburzenia wydzielania prolaktyny lub oxytocyny wpływają najprawdopodobniej na wadliwe działanie układu nagrody - kobieta nie odczuwa szczęścia, patrząc na swoje dziecko. "

I wówczas staje się ono czymś na kształt złamanej nogi. Nie dość że sprawia mnóstwo bólu i kłopotu, to musisz to ciągnąć ze sobą wszędzie. Najprostsze sprawy, jak wejście na schody, stają się wyprawą na K2. Nie możesz normalnie przemieszczać się, pracować, funkcjonować na żadnej płaszczyźnie.

Społeczeństwo zrozumie, jeśli kobieta przyzna się, że nie kocha swej siostry, brata, ojca, nawet matki. Zrozumie, że nie kocha męża i gdy odejdzie od niego. Ale nie wybacza tym, które nie kochają dziecka. Takie osoby żyją w osamotnieniu, w poczuciu winy. Nie ujawniają się ze strachu przed potępieniem. Wiedzą, że nie dostaną wsparcia. Że nikt nie będzie potrafił wyjść poza swój punkt widzenia, poza swoje doświadczenie i przeżywanie tej sprawy. Zupełnie jak z kochającymi płeć własną. Oni też są w mniejszości - nie rozumianej, pogardzanej, nienawidzonej.

Macierzyństwo jest w Polsce detabuizowane dopiero od jakichś dwóch lat (duże zasługi pisma "Bachor"). O ile coraz łatwiej jest przyznać się do zmęczenia, frustracji, bezradności, poczucia uwięzienia - to o braku miłości do dziecka jeszcze nadal nie bardzo. "Normalna" większość nie potrafi pojąć, że emocje to coś, co pojawia się bez kontroli człowieka - a więc brak uczuć pozytywnych, czy też uczucia negatywne nie są skutkiem decyzji ani osądu, jak to określiła cytowana czytelniczka. "są kobiety, które sądzą inaczej", napisała, zamiast "czują inaczej".
I za coś, co przytrafiło im się wbrew ich woli i intencji, nazywane są nieludzkimi potworami. Egoistkami.

PS. Wpis jest w zamierzeniu uniwersalny, nie osobisty. Precyzuję w komentarzach poniżej

.





wtorek, 16 kwietnia 2013

Comparatio Pejserini


"My też... my też patrzyliśmy na wiosenny śnieg z większym przerażeniem niż Ojciec Rydzyk słuchał w wiadomościach, jak Papież Franciszek jeździł autobusem. Podczas gdy w Toruniu główkowano, jak teraz wytłumaczyć się słuchaczom ze "służbowego" Lexusa, my równie mocno kombinowaliśmy, jak złożymy ten kwietniowy numer" - początek wstępniaka w bieżącym wydaniu papierowym MotoRmanii. Uwielbiam porównania Pejsera :-)

Basia skomentowała: "Lexus stał się rydzykowny" ;-)


piątek, 12 kwietnia 2013

"Chcę być taki jak mamusia!"

Dlaczego powyższa deklaracja jest obciachem, zaś "chcę być taka jak mój tata" - nie jest? Próbuję analizować stereotypy dotyczące płci w prawie-nie-motocyklowym felietonie na MotoRmanii.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Riverside. Urywa głowę

Michał Łapaj

W 2006 wpadła mi w ręce płyta "Second Life Syndrome". I to była miłość od pierwszego usłyszenia...
Od tej pory słucham ich z płyt i na żywo, po prostu są niezrównani.
Mariusz Duda
Piotr Grudziński

Jakie to musi być uczucie, patrzeć na salę wypełnioną szczelnie kilkoma setkami ludzi, skandującymi nazwę twojego zespołu? Na tych w pierwszych rzędach, którzy doznają amoku gdy dotykasz strun? (I ja tam byłam i też trzepałam łupież z włosów.) To musi dawać siłę, bo chłopaki z Riverside, mimo długiego, energicznego koncertu wracali na scenę trzy razy !!! grając po kilka utworów na każdy bis.
I jakiś czas po koncercie, mimo zmęczenia, wyszli porozmawiać ze słuchaczami... Tacy mili i skromni ludzie, mimo kolejki po autografy i próśb o podarowanie kostki od gitary, która potem przechowywana będzie jak relikwia :-) ("Pick of destiny? ;-) Udało mi się przełamać i zamienić parę zdań z Michałem, którego bardzo cenię, bo jego wkład i expresja są extremalnie ważne dla odbioru całości, a sekcja którą ogania - keyboardy, cztery na raz! i magiczny theremin - rzadko jest doceniana (przeciętny odbiorca "widzi" i "słyszy" głównie wokal, gitary...). Co powiedzieć w takiej sytuacji? Przecież nie "gratuluję, świetnie graliście" bo kim ja jestem, żeby oceniać występ takich wymiataczy? Mogę co najwyżej podziękować, że chcą się dzielić ze zwykłymi śmiertelnikami owocami swojego niezwykłego talentu.

Michał i ja

A przecież jestem wypłoszem, zwierzęciem niestadnym, w tłumie dostaję stanów lękowych, więc na czym polega ten fenomen fenomenalnego odbioru na koncercie? Na OBECNOŚCI. Na BYCIU BLISKO zespołu i odbieraniu ich uczuć, wyrażanych nie tylko przez muzykę, ale też mowę ciała i całą emocjonalną aurę, którą przecież tak mocno odbieram z ludzi w bezpośrednim kontakcie. Koncerty Riverside (a jest to mój nie pamiętam już który) są tak wspaniałe, bo CZUJĘ, że muzycy, mimo iż grają po raz iluś-setny, czynią to za każdym razem z taką samą radością i zaangażowaniem. Robią to, co kochają. "Cookies need love, like everything does".

Więcej zdjęć...


poprzednie wpisy:
Riverside i "kultura narodowa"
Koncert w Berlinie 2009
Lunatic Soul i Oslo
Lunatic Soul - o byciu sobą w naszej kulturze

.
.