Kilka lat temu zaczęłam pisać o
czarnych stronach macierzyństwa. Nie byłam świadoma, że wypowiedziałam wojnę ostatniemu, najświętszemu tabu naszego społeczeństwa. Stąd szok, gdy z rąk czytelników, obcych i przyjaciół, spotkał mnie
CYBERLINCZ. Jeden z
commentarios classicos:
z Twoich postów widać, jak bardzo skupiasz się na sobie.. Twój ból, Twoje cierpienia, Twoje poświęcenia...
Miłość ma sens i jest piękna wtedy, gdy się więcej daje niż bierze. I gdy jest bezinteresowna.
Jasne,
że macierzyństwo nie należy do łatwych i
prostych spraw, ale bez przesady, samo nowe życie, uśmiech dziecka,
widok jak rośnie i się rozwija - rekompensuje całe cierpienie.
Przynajmniej
tak jest w przypadku większości kobiet - myślałam nawet, że wszystkich -
ale czytając Twój wpis, widać że są kobiety które sądzą inaczej. Dla
mnie to czysty egoizm.
Oczywiście każdy kto umie posługiwać się mózgiem widzi, że autorka nie jest żadną altruistką. Kontakt z dzieckiem sprawia jej przyjemność większą, niż dyskomfort wywołany wysiłkiem, a więc w bilansie wychodzi na plus.
Dziecko jest dla niej zatem źródłem przyjemności. JEJ przyjemności - a więc egoistycznej.
Ponadto to jawny
fałsz, iż ona "więcej daje niż bierze" bo jak sama chwilę później przyznaje, jej cierpienie jest rekompensowane z nawiązką przez radość.
A teraz, po latach, czytam:
"Nauka od lat próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy miłość macierzyńska to instynkt, czy zachowanie wyuczone. Krystyna Rymarczyk, psycholog, neurobiolog: - Badania pokazują, że jednak instynkt. Gdy pokazuje się kobietom zdjęcia różnych dzieci, w tym ich własnych, to przy oglądaniu fotografii własnego potomstwa wyraźnie widać pobudzenie tzw. obszaru układu nagrody. Czyli tej części mózgu, która odpowiada za poczucie zadowolenia. Silne pobudzenie układu nagrody powoduje wydzielanie dużych ilości DOPAMINY, co wzmaga stan EUFORII i radości. "
Dopamina. Ośrodek nagrody, ten sam który uaktywnia się podczas sexu, jedzenia słodyczy, picia wódy, ćpania amfy. Dokładnie o tym pisała moja "altruistyczna" czytelniczka. "Uśmiech dziecka rekompensuje całe cierpienie". Po prostu twój układ nerwowy zalewał się endogennym dragiem.
Ten cały twój altruizm to jest najbanalniejsza NARKOMANIA!
W zasadzie mnie to nie dziwi. Ewolucja musiała to zrobić w ten sposób po to, by ludzkie samice były w stanie przetrwać ten koszmarny, absurdalny, wieloletni wysiłek. Inne ssaki mają to jakoś sensowniej rozwiązane. Poród trwa kilka minut, opieka nad potomstwem kilka miesięcy, rzadko rok. Szczenię ludzkie po roku dopiero stawia pierwsze kroki. Źrebię potrafi biegać galopem godzinę po przyjściu na świat.
"Dlaczego niektóre kobiety nie odczuwają szczęścia z posiadania dzieci? - mówi dalej neurobiolog Krystyna Rymarczyk. - Przyczyny mogą być różne. Psychologiczne, społeczne, ale też biologiczne - wynikające z zaburzeń na poziomie biochemii mózgu.
Zaburzenia wydzielania prolaktyny lub oxytocyny wpływają najprawdopodobniej na wadliwe działanie układu nagrody - kobieta nie odczuwa szczęścia, patrząc na swoje dziecko. "
I wówczas staje się ono czymś na kształt złamanej nogi. Nie dość że sprawia mnóstwo bólu i kłopotu, to musisz to ciągnąć ze sobą wszędzie. Najprostsze sprawy, jak wejście na schody, stają się wyprawą na K2. Nie możesz normalnie przemieszczać się, pracować, funkcjonować na żadnej płaszczyźnie.
Społeczeństwo zrozumie, jeśli kobieta przyzna się, że nie kocha swej siostry, brata, ojca, nawet matki. Zrozumie, że nie kocha męża i gdy odejdzie od niego. Ale nie wybacza tym, które nie kochają dziecka. Takie osoby żyją w osamotnieniu, w poczuciu winy. Nie ujawniają się ze strachu przed potępieniem. Wiedzą, że nie dostaną wsparcia. Że nikt nie będzie potrafił wyjść poza swój punkt widzenia, poza swoje doświadczenie i przeżywanie tej sprawy. Zupełnie jak z kochającymi płeć własną. Oni też są w mniejszości - nie rozumianej, pogardzanej, nienawidzonej.
Macierzyństwo jest w Polsce detabuizowane dopiero od jakichś dwóch lat (duże zasługi pisma "
Bachor"). O ile coraz łatwiej jest przyznać się do zmęczenia, frustracji, bezradności, poczucia uwięzienia - to o braku miłości do dziecka jeszcze nadal nie bardzo. "Normalna" większość nie potrafi pojąć, że emocje to coś, co pojawia się bez kontroli człowieka - a więc brak uczuć pozytywnych, czy też uczucia negatywne nie są skutkiem decyzji ani osądu, jak to określiła cytowana czytelniczka. "są kobiety, które sądzą inaczej", napisała, zamiast "czują inaczej".
I za coś, co przytrafiło im się wbrew ich woli i intencji, nazywane są nieludzkimi potworami. Egoistkami.
PS. Wpis jest w zamierzeniu uniwersalny, nie osobisty. Precyzuję w komentarzach poniżej
.