siewnia memów - dla wszystkich, ale szczególnie dla Was Ludzie których kocham, a którzy jesteście czasem tak daleko...
Zapraszam również na mój blog motocyklowy
Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/
sobota, 27 czerwca 2009
Koniec pewnej epoki
Jest piękny rok 2006. Delikatne światło poranka ciepło podkreśla urodę detali architektonicznych na elewacjach kamienic wokół placu Zamenhofa. Placem przemyka, odpaliwszy auto i pomachawszy mi zza szybki, pani Renata, która robi dla NCDC różne gadżety z logo. Właśnie przechodzę pod zegarem na Deptaku, niespiesznie idąc w stronę kochanego biura.
Pipip! - Amorfis przysłał SMS. "Kup mi proszę drożdżówkę, bo jak jechałem do pracy, to było jeszcze zamknięte".
Wchodzę do Duetu zatem - uśmiechnięta sprzedawczyni wprawia mnie w konsternację pytaniem, czy drożdżówka ma być z serem czy z truskawką.
- Hmm - mówię - to dla mojego przyjaciela. On przyjeżdża tu co rano na rowerze. Taki szczupły, ciemne włosy...
- A, jasne! - pani curkierniana już wie, który wariant preferuje Amorfis. Zjawisko, które nie mogłoby wystąpić w żadnym hipermarkecie.
I znów deptak - śliczne latarnie, wdzięcznie wygięte kształty ławeczek. W ciszy poranka słychać wróbelki, które śmigają po drzewkach rosnących w wielkich donicach. Dziewczyny właśnie otwierają kochaną Fanaberię i sponad doniczek z kolorową florą uśmiechają się do mnie. Uśmiecham się i ja, wiedząc że w przerwie w pracy lub po fajrancie wskoczę tu wypić czekoladę na gorąco, może w towarzystwie któregoś z moich uroczych przyjaciół. W drzwiach Galerii macha do mnie chłopak prowadzący zajęcia z lepienia ceramiki, pod którego okiem zrobiłam japońskiego duszka dla Tadka na prezent ślubny. Gołębie rozbryzgują poranne słońce, trzepocząc się w fontannie. Przez okno biura nieruchomości pozdrawia mnie znajomy pośrednik. A z przeciwka, w stronę drzwi niebieskiej kamienicy, tej samej do której i ja zmierzam, idą ukochani kumple z ukochanej Firmy.
Uśmiechają się do mnie promiennie.
I w tej chwili przenika mnie i otula niezwykłe uczucie, że to jest moje miejsce. Że jestem tu u siebie. Że je współtworzę, że coś w nie wnoszę, a ono mi sprzyja, jest przyjazne. Pierwszy raz w 30 roku życia poczułam się tak w mieście mego urodzenia, z którego zawsze chciałam wyjechać. Uczucie przynależności ogarnęło nie całe miasto co prawda, ale ten Deptak, jego najpiękniejszą ulicę.
Niebo jest wysokie i niebieskie. Będzie piękny dzień.
Teraz (czerwiec, 2009) piszę to siedząc z lapkiem w Fanaberii. Przed chwilą było tu Dziecko Emo, słodkie zjawisko do niedawna pracujące w Galerii. Parę tygodni temu wyjechał do Warszawy, teraz jest tu chwilowo, po wyniki matury. Iza, moja ulubiona kelnerka z Fanaberii, wraz z inną koleżanką, odchodzi z pracy. Bez nich to miejsce nie będzie już tym, czym było. Zresztą i tak zaglądam tu nie codziennie, ale góra raz w tygodniu, kiedy dziecko mnie wypuści. Biuro Firmy ukochanej od roku jest gdzie indziej i nie mijam już tych pięknych latarni, tego lśniącego bruku każdego poranka.
Deptak się rozpada.
Straciłam swoje miejsce na świecie. Znów jestem na banicji.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wish I ever had such a feeling.
OdpowiedzUsuń