Równo osiem lat temu, pod Szpiglasową przełęczą dwóch ratowników TOPR zginęło pod lawiną. Szli na ratunek dwóm turystom, którzy mimo ostrzeżeń wyszli w góry i zginęli pod śniegiem.
Parę dni temu w Dolomitach stało się to samo. Dwóch nierozważnych turystów, czterech ratowników, lawina.
Ratownicy są niezwykłymi ludźmi. Znam ich kilku osobiście. Są etyczni, odpowiedzialni, niezawodni, oddani swej pracy-pasji. Ale nie to jest kluczem do ich działania. Jakżeż ogromną miłością trzeba kochać ludzi jako takich, żeby być tak zawsze w gotowości ratować ich - najczęściej nie sobie podobnych wytrawnych górskich wędrowców, ale właśnie ceprów, bezmyślnych, źle przygotowanych, poszkodowanych na skutek własnej głupoty, przecenienia własnych możliwości. Jak trzeba kochać ludzi, by iść w te góry, najczęściej w śnieżycy lub ulewie, w nocy, kilometrami wspinać się pod górę, godzinami stać na stanowisku asekuracyjnym. Efektowne kinowe akcje ze śmigłowcem to rzadkość na tle codzienności, jaką jest znoszenie z ceprostrady ziomków którzy skręcili kostkę, bo poszli w góry w klapkach lub adidaskach.
Nie jest łatwo spotkać ludzi tak wartościowych, tak wiernych swemu powołaniu jak ratownicy górscy. A to właśnie oni giną na skutek czyjejś głupoty. Boże, jak to boli.
Czy bolało ich tam, pod śniegiem?
______________________________________________________
ps. parę godzin po tym jak to napisałam - kolejne ofiary lawiny wywołanej prawdopodobnie przez samych turystów.
siewnia memów - dla wszystkich, ale szczególnie dla Was Ludzie których kocham, a którzy jesteście czasem tak daleko...
Zapraszam również na mój blog motocyklowy
Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/
środa, 30 grudnia 2009
niedziela, 27 grudnia 2009
Amplifikator (nie)obecności
Przez te całe święta i bardziej nas boli obecność tych, z którymi chcielibyśmy nie mieć nic wspólnego, i brak tych, z którymi już nigdy nie przytulimy się na tym świecie.
To już drugie święta bez Joli.
________________________________________________
To już drugie święta bez Joli.
________________________________________________
Niedziela Świętej Rodziny
...no to sobie idę rodzinnie z Alankiem do Dominikanów. Alanek nie lubi dziecięcego akwarium za szybą, więc sobie powolutku, bezgłośnie chodzi po labiryncie przejść między ławkami, ogląda świeczki, choinki. No a ja za nim jak owczarek za jagnięciem.
Zamiest kazania List Episkopatu do rodzin, napisany tak jakby ludzie byli debilami, czy raczej jakimiś robotami, którym wrzuca się polecenia. Róbcie to! Nie róbcie tego! Żyjcie tak, jak wam mówimy! To jest dobre, to jest złe, kropka. Broń Boże zastanawiać się dlaczego.
Pomiędzy licznymi bredniami i taka: "W tym miejscu należy przypomnieć o odpowiedzialności rodziców za właściwe przeżywanie narzeczeństwa przez ich dzieci. Nie da się z wiarą pogodzić przyzwolenia na grzeszne życie narzeczonych". W jaki niby sposób? Narzeczeni to z reguły ludzie już dorośli, w jaki sposób rodzice mogliby im na cokolwiek zezwalać lub zabraniać??? Do jakiego wieku, panowie biskupi, można się wpieprzać dziecku w życie, waszym zdaniem? No i taki Polak-katolik, jak wspomniany przeze mnie parę dni temu, słucha tego, i myśli: "Czyli jednak dobrze zrobiłem że syna k*rwami obrzuciłem".
Biskupi traktują dorosłych ludzi, wiernych, dokładnie w ten sposób, jak Polak-katolik syna. Jak durnia. Zero psychologii. Nakazy-zakazy. Nie że tam dawanie świadectwa, przykładu, proponowanie swych wartości i szanowanie wyborów. Ale: ty nie myśl, ty rób co ci każę, bo to ja wiem lepiej. Nie liczysz się, nie masz godności i podmiotowości którą powinienem szanować. Właściwie to śmieciem jesteś.
Chodzę sobie w potoku głupot za moim "wyrazem dojrzałości miłości małżeńskiej", a jakaś baba w wieku emerytalno-rentowym jadowicie do Alanka: "A dlaczego ty nie stoisz w jednym miejscu?!" Ale szkoda mi było nerwów, by powiedzieć babsztylowi: "Bo Pan Bóg tak stworzył małe dzieci, że nie potrafią stać w miejscu. Jak będzie stary to sobie będzie stał". I jeszcze, że jak sobie od dziecka skojarzy kościół z gwałceniem jego natury, z miejscem opresywnym i nudnym, to Boga w tym miejscu doświadczał nie będzie.
Dusza jest więzieniem dla ciała.
Zamiest kazania List Episkopatu do rodzin, napisany tak jakby ludzie byli debilami, czy raczej jakimiś robotami, którym wrzuca się polecenia. Róbcie to! Nie róbcie tego! Żyjcie tak, jak wam mówimy! To jest dobre, to jest złe, kropka. Broń Boże zastanawiać się dlaczego.
Pomiędzy licznymi bredniami i taka: "W tym miejscu należy przypomnieć o odpowiedzialności rodziców za właściwe przeżywanie narzeczeństwa przez ich dzieci. Nie da się z wiarą pogodzić przyzwolenia na grzeszne życie narzeczonych". W jaki niby sposób? Narzeczeni to z reguły ludzie już dorośli, w jaki sposób rodzice mogliby im na cokolwiek zezwalać lub zabraniać??? Do jakiego wieku, panowie biskupi, można się wpieprzać dziecku w życie, waszym zdaniem? No i taki Polak-katolik, jak wspomniany przeze mnie parę dni temu, słucha tego, i myśli: "Czyli jednak dobrze zrobiłem że syna k*rwami obrzuciłem".
Biskupi traktują dorosłych ludzi, wiernych, dokładnie w ten sposób, jak Polak-katolik syna. Jak durnia. Zero psychologii. Nakazy-zakazy. Nie że tam dawanie świadectwa, przykładu, proponowanie swych wartości i szanowanie wyborów. Ale: ty nie myśl, ty rób co ci każę, bo to ja wiem lepiej. Nie liczysz się, nie masz godności i podmiotowości którą powinienem szanować. Właściwie to śmieciem jesteś.
Chodzę sobie w potoku głupot za moim "wyrazem dojrzałości miłości małżeńskiej", a jakaś baba w wieku emerytalno-rentowym jadowicie do Alanka: "A dlaczego ty nie stoisz w jednym miejscu?!" Ale szkoda mi było nerwów, by powiedzieć babsztylowi: "Bo Pan Bóg tak stworzył małe dzieci, że nie potrafią stać w miejscu. Jak będzie stary to sobie będzie stał". I jeszcze, że jak sobie od dziecka skojarzy kościół z gwałceniem jego natury, z miejscem opresywnym i nudnym, to Boga w tym miejscu doświadczał nie będzie.
Dusza jest więzieniem dla ciała.
czwartek, 24 grudnia 2009
Czas święty
Pomiędzy szałem komercji a resentymentem narzekania na nią przywołujemy przebrzmiałe formy, bezskutecznie usiłując odtworzyć zmitologizowane naszą pamięcią treści. Zgorzkniali doświadczeniem życia, zranieni i rozczarowani przez ludzi, daremnie próbujemy odtworzyć zapach naszego dzieciństwa.
Żywimy nadzieję, że chociaż tego dnia ludzie będą mówili ludzkim głosem, więc otwieramy się na nich naszą miękką nieopancerzoną stroną by znowu doświadczyć, że nikt tak nie potrafi skrzywdzić i zawieść jak ołtarzykowana w naszej kulturze rodzina.
Możemy mieć ferie w szkole, urlop w pracy, ale nikt nie da nam wakacji od alergii, bolącego kręgosłupa, źle funkcjonujących nerek, jelit czy żył, grypy, przewijania zasranych pieluch, zrywania się w nocy, wynoszenia śmieci, wymieniania kuwety kotu i psich kup na zalodzonych chodnikach.
W tym czasie, kiedy rzeczywistość zaklinana na różne sposoby mimo wszystko nie chce się od nas odczepić, czuję ciepło i czułość na myśl o Was Ludzie Kochani. Że jest wasza miłość i mądrość.
środa, 23 grudnia 2009
Demonów Narodzenie
Klee pisze:
Więcej, jest to czas który się z założenia spędza z "najbliższymi", z których połowa to durnie, niedorajdy, skretyniali faszyści, a druga połowa to ci którzy w pokorze i pocie dają się tej pierwszej wykorzystywać. Czas celebrowania "więzi", polegającej na prymitywnym powiązaniu biologiczno-genowym lub czyimś nietrafionym przed laty i dawno rozpadniętym lub wbrew wszystkiemu ciągniętym powiązaniu cywilno-prawnym.
Jak tak sobie sięgnę pamięcią w nieodległą przeszłość i nieodległe pokrewieństwa, to jest właśnie ten czas, kiedy niby-wyleczony-alkoholik znów się nawali do nieprzytomności, czas który Polak-katolik wybierze by przy zastawionym pierogami stole obrzucić k*wami swe trzydziestoletnie dziecko za utrzymywanie przedmałżeńskich stosunków płciowych, czas okazywania pogardy krewnym o odmiennych poglądach politycznych i obyczajowych, czas w którym ma z ludzi wychodzić to co najlepsze a wyłazi samo najgorsze, żądza władzy, bezwzględność, brutalność, małość i miałkość umysłów i sumień.
No nic, jeszcze parę dni i będziemy mieli to już za sobą.
idzie czas świątecznych blablabla, nieszczerych uśmiechów, fałszywych uścisków, idiotycznych min przy łamanym opłatku, metodycznie zaplanowanej i konsekwentnie przeprowadzonej niestrawności, stosów nielubianych potraw, krępujących wizyt i nietrafionych prezentów.
Więcej, jest to czas który się z założenia spędza z "najbliższymi", z których połowa to durnie, niedorajdy, skretyniali faszyści, a druga połowa to ci którzy w pokorze i pocie dają się tej pierwszej wykorzystywać. Czas celebrowania "więzi", polegającej na prymitywnym powiązaniu biologiczno-genowym lub czyimś nietrafionym przed laty i dawno rozpadniętym lub wbrew wszystkiemu ciągniętym powiązaniu cywilno-prawnym.
Jak tak sobie sięgnę pamięcią w nieodległą przeszłość i nieodległe pokrewieństwa, to jest właśnie ten czas, kiedy niby-wyleczony-alkoholik znów się nawali do nieprzytomności, czas który Polak-katolik wybierze by przy zastawionym pierogami stole obrzucić k*wami swe trzydziestoletnie dziecko za utrzymywanie przedmałżeńskich stosunków płciowych, czas okazywania pogardy krewnym o odmiennych poglądach politycznych i obyczajowych, czas w którym ma z ludzi wychodzić to co najlepsze a wyłazi samo najgorsze, żądza władzy, bezwzględność, brutalność, małość i miałkość umysłów i sumień.
No nic, jeszcze parę dni i będziemy mieli to już za sobą.
Zabijemy świnię, bo Bóg się rodzi.
Skoro święta Bożego Narodzenia opierają się na pozytywnych przesłankach, takich jak dobroć, życzliwość i wybaczenie, to należałoby je celebrować pożywieniem, w którego składzie nie ma potraw będących wynikiem poderżnięcia komuś gardła.
(Juliet Gellatley)
Był trup (cała masa potencjalnych trupów, czekających na swoją kolej), ale tak jakby nie było zabójcy.
(...) Jak to się dzieje, że po zjedzeniu karpia podczas wieczerzy wigilijnej możemy spokojnie nasłuchiwać ludzkiej mowy zwierząt? Co karp by o tym powiedział?
("Zabijanie od święta", w Tygodniku Powszechnym)
Zabijemy świnię, bo Bóg się rodzi
A jak już się urodzi
To nas oswobodzi
(Dezerter, posłuchaj tu)
sobota, 19 grudnia 2009
Tylko człowiek potrafi być prawdziwie nieludzki,
mimo iż jego wysoka inteligencja i świadomość zobowiązuje nas, byśmy wykazywali się większą empatią niż chociażby drapieżniki.
W Tygodniku Powszechnym artykuł:
Te powyższe cytaty to lżejsze z opisanych tam potworności. Ja to wszystko wiem - jacy są ludzie, szczególnie wieśniacy; co się dzieje w rzeźniach. Wielki szacunek Tygodnikowi, że zajął się tą sprawą. Bo te wszystkie świadome, czujące istnienia, które cierpieć będą jutro czy za rok lub 10 lat, nie mogą czekać aż ludzie rozwiążą "ważniejsze", bo ich własne, "ludzkie" problemy. Dla nich to już będzie za późno.
W tym kontexcie słowa "ludzki" i "zezwierzęcenie" wymieniają się znaczeniami.
I jeszcze jedno. "Humanitarny ubój" to brednia. Póki ludzie nie przestaną zabijać by zjeść, zwierzęta będą masowo nie tylko umierać, będą również cierpieć niewyobrażalny dla nas ból i strach.
W Tygodniku Powszechnym artykuł:
Jeszcze niedawno, gdy do zrywki drewna na górskich zboczach używano koni, żeby ruszyły, górale rozpalali pod ich brzuchami ogniska. Pies, podobnie jak koń, to w tych stronach tylko sprzęt.
(...)w pobliżu klasztoru, gdzie mieszkają bardzo sympatyczne siostry. Kiedyś jedna kotka miała tam w piwnicy młode. Raz przychodzę i kociąt nie ma. Siostry poleciły dozorcy, żeby je wrzucił żywcem do pieca. – Dlaczego? – pytam. Odparły: – Przecież to nie ma duszy”.
(...)Fundacja Viva! rozesłała do stu warszawskich parafii list z prośbą, żeby proboszczowie napomknęli o zwierzakach coś dobrego, przyszła tylko jedna, anonimowa odpowiedź: „co wy się takimi pierdołami zajmujecie!”.
(...)w Katechizmie, owszem, jest o tym, że ludzka godność kłóci się z zadawaniem niepotrzebnych cierpień zwierzętom, ale zaraz o tym, że „równie niegodziwe jest wydawanie na nie pieniędzy, które mogłyby w pierwszej kolejności ulżyć ludzkiej biedzie”.
Te powyższe cytaty to lżejsze z opisanych tam potworności. Ja to wszystko wiem - jacy są ludzie, szczególnie wieśniacy; co się dzieje w rzeźniach. Wielki szacunek Tygodnikowi, że zajął się tą sprawą. Bo te wszystkie świadome, czujące istnienia, które cierpieć będą jutro czy za rok lub 10 lat, nie mogą czekać aż ludzie rozwiążą "ważniejsze", bo ich własne, "ludzkie" problemy. Dla nich to już będzie za późno.
W tym kontexcie słowa "ludzki" i "zezwierzęcenie" wymieniają się znaczeniami.
I jeszcze jedno. "Humanitarny ubój" to brednia. Póki ludzie nie przestaną zabijać by zjeść, zwierzęta będą masowo nie tylko umierać, będą również cierpieć niewyobrażalny dla nas ból i strach.
piątek, 18 grudnia 2009
Których Bóg obdarzył kondycją homosexualną...
Pisze Joanna Bątkiewicz-Brożek:
Piszę ja jej zatem tak (ale nie odpisała mi):
Założenie, że najistotniejszym kryterium w ocenie nadawania się na rodzica jest pozostawanie w związku z osobą innej płci, jest ryzykowne. Rodzice zakatowanego na śmierć trzyletniego Bartka Kwiatkowskiego są bowiem jednym z wielu przykładów, że to umiejętność tworzenia więzi i kochania dziecka oraz partnera jest kluczowa w tworzeniu rodziny. Jeżeli nadal jednak upierać się będziemy przy twierdzeniu, że "różnica płci wychowujących [dziecko] osób stanowi podstawę" jego rozwoju, powinniśmy rozważyć konieczność odbierania dzieci osobom owdowiałym, rozwiedzionym i rodzącym dziecko poza małżeństwem.
Możemy uznać iż każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie, możemy też dać sobie prawo do hurtowej oceny grupy osób iż nie nadają się na rodziców (ocena taka nazywana jest też "stereotypem" lub "uprzedzeniem"). Niezależnie od tego, próba przeniesienia odpowiedzialności z indywidualnych osób, decydujących o aborcji, na homoseksualistów pragnących zaopiekować się porzuconymi dziećmi, jest głębokim moralnym nadużyciem. Zabicie dziecka, aby przypadkiem nie trafiło pod opiekę związku jednopłciowego, wydaje mi się dziwnym wyrazem troski o nie, tym bardziej że jest konsekwencją decyzji o pozbyciu się go w taki czy inny sposób.
Tym bardziej mi przykro, że muszę takie insynuacje czytać w Tygodniku, który jak dotąd wydawał mi się pismem wykazującym empatię wobec osób, które Bóg obdarzył kondycją homoseksualną.
Sąd we Francji przyznał prawo do adopcji lesbijce. (...) To kolejny wyrok Trybunału, który pod pozorem obrony praw mniejszości uderza w prawa innych – tym razem najsłabszych. Dzieci bowiem mają niezbywalne prawo do wzrostu w rodzinie, a różnica płci wychowujących je osób stanowi podstawę, na której powinny kształtować się ich osobowość oraz umiejętność budowania relacji społecznych. (...) [wyrok] otwiera furtkę do walki o nowelizację prawa do adopcji dla homoseksualistów. Furtka ta może wieść na niebezpieczne tereny, bo jak wiadomo z doświadczenia Hiszpanii czy Wlk. Brytanii, kobiety nie oddają dzieci do adopcji w obawie, że trafią one do związków homoseksualnych. Zamiast rodzić, poddają się więc aborcji.
Piszę ja jej zatem tak (ale nie odpisała mi):
Założenie, że najistotniejszym kryterium w ocenie nadawania się na rodzica jest pozostawanie w związku z osobą innej płci, jest ryzykowne. Rodzice zakatowanego na śmierć trzyletniego Bartka Kwiatkowskiego są bowiem jednym z wielu przykładów, że to umiejętność tworzenia więzi i kochania dziecka oraz partnera jest kluczowa w tworzeniu rodziny. Jeżeli nadal jednak upierać się będziemy przy twierdzeniu, że "różnica płci wychowujących [dziecko] osób stanowi podstawę" jego rozwoju, powinniśmy rozważyć konieczność odbierania dzieci osobom owdowiałym, rozwiedzionym i rodzącym dziecko poza małżeństwem.
Możemy uznać iż każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie, możemy też dać sobie prawo do hurtowej oceny grupy osób iż nie nadają się na rodziców (ocena taka nazywana jest też "stereotypem" lub "uprzedzeniem"). Niezależnie od tego, próba przeniesienia odpowiedzialności z indywidualnych osób, decydujących o aborcji, na homoseksualistów pragnących zaopiekować się porzuconymi dziećmi, jest głębokim moralnym nadużyciem. Zabicie dziecka, aby przypadkiem nie trafiło pod opiekę związku jednopłciowego, wydaje mi się dziwnym wyrazem troski o nie, tym bardziej że jest konsekwencją decyzji o pozbyciu się go w taki czy inny sposób.
Tym bardziej mi przykro, że muszę takie insynuacje czytać w Tygodniku, który jak dotąd wydawał mi się pismem wykazującym empatię wobec osób, które Bóg obdarzył kondycją homoseksualną.
Etykiety:
etyka,
LGBT / homofobia / mniejszości,
queer,
religia,
społeczeństwo
Subskrybuj:
Posty (Atom)