Po kilku dłuższych latach wróciłam do tego filmu i mimo że teraz znam dużo dokładniej biografię Franciszka i widzę jakich dramatyzacji i filmizacji dokonał Zefirelli, film nie wydaje mi się już tak naiwny i zhipisiały jak wcześniej. To znaczy - jest wielce hipiczny, ale nie jest to żadne nadużycie :-) Zwłaszcza podoba mi się ten motyw, że kiedy Francesco już zaczyna widzieć, którędy szukać tego czego nie może odnaleźć w mainstreamie mieszczańskiej kultury i obrosłej bogactwem religii, biega po łąkach z makami w ubranku o kolorze denim-jeans-blue :-)
Symboliczna wartość kolorów wytworów ludzkich odgrywa zresztą w filmie bardzo istotną dla przekazu rolę. Dobro i prostota są białe, szare lub bure. Chciwość i pycha - pstrokate i złote. Piękna jest scena gdy papież Honoriusz III, siedzący na złotym tronie w złotej bazylice, podźwiguje się i wyzwala spod ciężkiego złotego płaszcza i klęka przed Franciszkiem w białych szatach. Ta chwila jego wolności nie trwa zresztą długo.
Konflikt z Kościołem instytucjonalnym, spersonifikowanym w postaci Gwida, biskupa Asyżu, nie przebiegał wcale tak dramatycznie, nie prowadził do schizmy ubogich czy rozlewu krwi. Gwido w rzeczywistości był wobec Franciszka w porządku i nawet pomógł zorganizować ucieczkę Klary z domu, by się mogła oddać życiu zakonnemu. Zefirelli użył osoby biskupa by pokazać zepsucie Kościoła tamtych (i wielu innych) czasów - uwikłanego w majątek i władzę, szukającego zbytków i zaszczytów, przez co stojącemu w jawnej sprzeczności z głoszoną wszak Ewangelią Chrystusa. W mistrzowskim skrócie pokazuje to scena gdy biskup wścieka się, że musi wstać od suto zastawionego stołu, ale wobec tłumu wiernych krzyczy że oderwano go od modlitwy. Zresztą zarówno Gwido jak i papież nie są ukazani płasko i jednostronnie - raczej jako ludzie których pierwotny zapał i czystość powołania pogubiły się w codziennych problemach zarządzania dużą instytucją.
Zefirelli wiernie przedstawił ideę która prowadziła Franciszka: jego odejście od schematów obowiązujących w otaczającej go kulturze nie było powodowane protestem, ale poczuciem dojmującej pustki, marności i braku spełnienia w tym, co ona oferowała. Franciszek zbyt mocno kochał, zbyt był pokorny, by się buntować, by być przeciw. Co ciekawe, pokora nie oznacza posłuszeństwa. Gdyby był posłuszny ojcu - do czego wszak zobowiązuje dekalog - zostałby po prostu kupcem i spadkobiercą firmy. Nie byłoby zakonu, a perspektywicznie być może i chrześcijaństwa w ogóle. Pokora nie wyklucza się z wiernością sobie i wytrwałością w podążaniu własną ścieżką. Ta wierność, w połączeniu z biorącym się z pokory szacunkiem dla tych którzy idą własnymi ścieżkami, także innymi od mojej, to kwintesencja postawy którą teraz nazywamy liberalną, a która jest kluczowa dla przekazu Jezusa z Nazaretu.
Tu można obejrzeć cały film. Uwaga, między 11 a 12 odcinkiem jest kilkuminutowa dziurka którą można wypełnić oglądając ten fragment od 6:50, a potem ten.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz