W Tygodniku Powszechnym text Jacka Prusaka "Jak kocha Bóg" - w numerze którego temat to "Geje i krzyż". Polemizuje z nim (TP nr 6/2012) Andrzej Paszewski, genetyk z PAN, który twierdzi, że "homosexualizm jest patologią" i sprzeciwia się "naruszaniu praw rodziców chcących uchronić swoje dzieci od przyjęcia tej orientacji w wyniku wpływów kulturowych. Działania środowisk homosexualnych przekroczyły etap walki o godność i tolerancję, a stały się działalnością promocyjną. Przecież parady równości nie robią dziś nic innego..."
Kolejny przykład moralności Kalego. Flaga tęczowa jest be, a krzyż, hostia, różańce, figurki i obrazy Maryi są okay. Tym, których katolicyzm dyskryminuje, nie wolno manifestować swej tożsamości, bo to "propagowanie dewiacji", ale katolikom wolno urządzać parady katolicyzmu po ulicach miasta (Boże Ciało, drogi krzyżowe i procesje różańcowe przynajmniej 4 razy do roku przechodzą pod moimi oknami) nie bacząc na to że mam prawo chcieć uchronić swoje dziecko przed przyjęciem, w wyniku wpływów kulturowych, waszej patologii umysłu, waszej dewiacji sumienia zwanej powszechnie religią.
Pod postem wytworzyła się ciekawa dyskusja...
Dałam tam takie wyjaśnienie:
Tak naprawdę nie jestem wrogiem religii. Jak każdy wytwór człowieka, od nitrogliceryny po internet, nie jest ani dobra ani zła - jest narzędziem w ręku dobrych lub złych ludzi. Ja tylko nie mogę pogodzić się z nienawiścią, szczególnie z nienawiścią do odmienności. Hipotetyczna wola, którą opisałam w poście, miała być experymentem myślowym, czy raczej emocjonalnym: skoro homofobi nazywają gejów lansującymi się "dewiantami", to może niech spróbują postawić się w sytuacji, w której ich religię ktoś nazywa dewiacją i chce przed nią "chronić dzieci". Wszak każdy rodzic "ma prawo" do wychowywania dzieci "według swoich wartości". Nie byłoby lepiej, gdybyśmy swoje wybory moralne podejmowali wyłącznie za siebie bez narzucania ich innym i oceniania ich? Bez nienawiści do tego co inne? Dlaczego nasze światopoglądy nie są wyłącznie afirmatywne, dlaczego nie skupiamy się tylko na pozytywnych wartościach? "Mam na imię Marcin i kocham Pawła" nie oznacza wszakże "nienawidzę każdego Marcina który kocha Paulinę". "Kocham Jezusa" nie musi implikować "nienawidzę gejów". Jestem za każdą miłością, za tą do Boga i tą do człowieka. Ale też wierzę, że każda miłość która implikuje nienawiść, nie jest tak naprawdę miłością, tylko zakamuflowaną pychą.
Ryba komentując jak zwykle trafił w sedno (podkreślenia moje):
Można gadać tak godzinami, przerzucać się argumentami i zastanawiać nad tym, czy promocja homoseksualizmu może być w jakiś sposób skuteczna. Z jednej strony przecież trudno sobie wyobrazić, że gdy zaczniesz być zewsząd bombardowana informacjami, że delfin butlonosy to ma klawe życie to nagle zapragniesz być delfinem butlonosym. Ale z drugiej strony nie do końca zbadane są wyroki kontinuum seksualnego Kinseya i może faktycznie jest tak, że perspektywa bliskich zabaw kolegi z kolegą jest wprost proporcjonalna do intensywności reklamy?
Mam wrażenie, że na gruncie społecznego dyskursu toczącego się wokół promocji homoseksualizmu (w znacznej mierze również w odniesieniu do przyszłej orientacji dzieci adoptowanych przez pary homoseksualne) i wynikającej stąd konieczności obrony rodziny główną wątpliwość można zredukować do pytania: co tak naprawdę złego jest w tym, że dziecko staje się homoseksualistą? To w zasadzie pytanie o to, co złego jest w osobie homoseksualnej w ogóle?
Ja osobiście odnoszę wrażenie, że takie zło można wytłumaczyć jedynie strachem przed złem metafizycznym, irracjonalnym - a taki strach jest najskuteczniejszą zaporą przed światem, w którym zagadnienia związane z orientacją seksualną są najgłębiej neutralne.
:) uwielbiam nasze równoległości myślowe.
OdpowiedzUsuńCiekawostka: Maciej Giertych też jest genetykiem i członkiem PAN oraz zwolennikiem ... kreacjonizmu. Interesujący zbieg okoliczności , prawda? ;)
OdpowiedzUsuńC'mon, idę o zakład, że dziecko Pani ochrzciła.
OdpowiedzUsuńPanie Anonimowy - co to ma wspólnego z tematem?
OdpowiedzUsuńW cytowanym urywku nie zauważyłaś dość istotnego elementu: "działalność promocyjna". O ile parady dewiantów seksualnych SĄ działalnością promocyjną, o tyle procesje Bożego Ciała trudno tak samo nazwać. To po pierwsze.
OdpowiedzUsuńPo drugie, parady "tęczowe" spotykają się z protestem z prostego powodu - są po prostu obsceniczne. Parady miłośników seksu analnego też by pewnie były obsceniczne, ale miłośnicy seksu analnego nie mają aż tak nierówno pod sufitami i nie afiszują się ze swoimi pragnieniami na ulicach.
Procesje Bożego ciała natomiast z całą pewnością obsceniczne nie są.
Po trzecie - w naszej kulturze od setek lat ukształtowała się zasada, że sprawy seksualne są sprawami tabu - są prywatne i takimi pozostają. Ta sama kultura nie nakłada podobnych ograniczeń na sprawy religijne. Trudno, w takiej kulturze przyszło ci żyć.
A po czwarte i najważniejsze - istotnie rodzice powinni mieć możliwość wychowywania swoich dzieci tak jak chcą i chronić je przed tym, co uważają za patologiczne. Warto jednak zauważyć, że o ile religii dzieciom w szkole się nie narzuca to edukację o pingwinkach - tak.
"spotykają się z protestem z prostego powodu - są po prostu obsceniczne" - wszystkie? Nie zgadzam się ale niech tam - faktycznie kojarzę kolorowe migawki z Berlina, które, ehm, powiedzmy że nie harmonizują z moim pojęciem piękna :) Ale co z tego? Po prostu nie jeżdzę do Belina na takie imprezy, a jeśli mnie córka widząc taką migawkę zapyta o co chodzi to jej opowiem jaki mam stosunek do tego. Nie boję się takich pytań.
OdpowiedzUsuń"O ile parady dewiantów seksualnych SĄ działalnością promocyjną". No są, a nawet SĄ ;), bo każdą manifestację poglądów można nazwać działalnością promocyjną. I co z tego? Nie słyszałem aby homoseksualiści dążyli do dominacji tej orientacji. Proszę przeczytać odpowiedź o. Prusaka - wspomina o tym, a zakładam, że zna temat lepiej ode mnie.
A co do prawa do ochrony - skąd pewność, że kontakt z "tym co patologiczne" jest zagrożeniem? O ile wiem nie stwierdzono nawet aby dzieci wychowywane przez pary homoseksualne miały większą skłonność do homoseksualizmu. Widok demonstracji chyba nie działa silniej? Jeśli jestem w błędzie to z pewnością łatwo to wykazać - poproszę o stosowne dane bez stwierdzeń w rodzaju "z całą pewnością" czy "SĄ".
Nie interesuje mnie analiza zagrożeń. Pokazałem po prostu dlaczego pochody dewiantów są (cytuję) "be" a procesje religijne są "cacy":
OdpowiedzUsuń1. Boże Ciało to nie promocja religii, ale obrzęd. Pochody dewiantów to promocja dewiacji.
2. Pochody dewiantów to obscena, a Boże Ciało nie.
3. Afiszowanie się z seksualnością w naszej kulturze nie uchodzi, religijność natomiast jest akceptowana.
4. Religii się dzieciom w szkole nie narzuca, a opowiadania o pingwinkach - tak.
Dlatego też twoje insynuacje o "moralności Kalego" są nie na miejscu.
Ad. 0 Zachęcam do analizy zagrożeń, bo może się okazać, że nie taki diabeł straszny :)
OdpowiedzUsuńAd. 1 Dlaczego pochody "dewiantów" to promocja dewiacji? Może różnie rozumiemy słowo "promocja". Ja przez "promocję" rozumiem zachętę do zainteresowania się czymś nowym. Nie wiem jak dla Ciebie ale dla mnie homoseksualizm nie jest ani nowy ani zachęcający.
Imprezy tego typu odbieram jako manifestację treści:
"Heloł, jesteśmy wśród Was!". Nie widzę powodu żeby doszukiwać się w nich innych treści. Pan profesor w liście też żadnego powodu nie podał.
Ad. 2 I co z tego? Nie musisz w nim brać udziału, a ewentualna szkodliwość Cię nie interesuje (patrz pkt 0)
Ad. 3 Serio? Jak rozejrzę się po bilboardach w naszym kraju to mam całkiem inne zdanie o naszej kulturze. A co się dzieje latem ...
Ad. 4 Co jest nie tak z pingwinami? Pogooglałem i trafiłem na książeczkę o pingwinach gejach. Domyślam się, że nawiązujesz do niej? Co z nią nie tak? Kto kogo zmusza? Chyba jestem nie w temacie - poproszę o wprowadzenie, bo w ubiegłym tygodniu zgodziłem się na udział córki w zajęciach z wychowania do życia w rodzinie (nikt mnie nie zmuszał, ani ja córki nie zmuszałem).
Witam Zamurowany,
OdpowiedzUsuńz twoim określeniem "obsceniczne" można by się zgodzić, gdyby wszelkie manifestacje mniejszości z założenia i w sposób nieunikniony zawierały takie elementy jak nagość lub zachowania sexualne dokonywane w miejscu publicznym. Tymczasem zupełnie nie ma takiej konieczności, i w większości przypadków - takiej praktyki. Co więcej - w Polsce mają one cel i założenie pokazania "jesteśmy tacy jak wy i kochamy tak samo" - więc tym bardziej pozbawione są takich elementów. W tym kontexcie twoja difoltowa niezgoda na nie jest nie do obronienia.
Anyway czy z takim samym zacięciem katolicy protestują przeciw karnawałowi w Rio, który jest również obrzędem uświęconym tradycją? Przecież to czysta sexualność. Ale nic wam w tym nie przeszkadza. Hipokryzja, tak częsta niestety.
Procesje Bożego Ciała, drogi krzyżowe i marsze życia "Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ SĄ" działalnością promocyjną, bo dużo lepsze warunki do modlitwy daje zacisze świątyń bądź pozamiejska przyroda. Wiem bo 30 lat życia modliłam się kilka razy dziennie. Jeśli wychodzi się z tym w miasto to dla manifestacji wiary a nie dla kontaktu z Bogiem. I ja jako rodzic dziecka mam takie samo prawo nie chcieć by moje dziecko widziało coś co uważam, tak jak ty miłość jednopłciową, za dewiację. Nie mówię, że jestem przeciw. Mówię, że mam prawo.
Ciekawe co byście powiedzieli gdyby w każdej szkole każda klasa raz w tygodniu miała, nieobowiązkowe, zajęcia z homosexualizmu.
Niestety, Zamurowany, w twoich wypowiedziach widzę tylko nieracjonalną nienawiść. Tak sprzeczną z ideami Jezusa z Nazaretu. Który, na marginesie, był ostrym rozpieprzaczem tradycji i ustalonych świętości.
I jeszcze jeden szczegół: wielu rodziców jest niezadowolonych z wyborów partnerstwa swoich dzieci. Ale nawet tak ważna osoba jak matka nie jest w stanie sprawić by jej Marcinek pokochał raczej Kasię niż Basię, niezależnie jak by ją reklamowała, i jak bardzo by twierdziła że "Basia nie jest ciebie warta". Tym bardziej nie da się przekonać Marcinka by pokochał Michała. To raczej miłość wybiera nas, a nie my ją.
OdpowiedzUsuńKultura i tradycja zależy od społeczeństwa, a nie na odwrót. Można ją tworzyć, zmieniać i zwalczać to w niej co uważamy za chore. Kościół Katolicki propaguje np. dziewictwo do ślubu i antykoncepcję tzw. naturalną, a nawet mocno zaangażowani wyznawcy rzadko realizują te wymagania. Czy także w tym wypadku, Zamurowany, byłbyś skłonny uznać dyktat "tego co przyjęte w kulturze"? A co z alkoholem, Kościół propaguje trzeźwość, a Polacy chleją na umór? Czy społeczny difolt jest dla ciebie argumentem tylko wtedy gdy pokrywa się z twoimi poglądami?
OdpowiedzUsuńPrzy okazji - myślę, że film "Kinsey " byłby dobrą ilustracją tej dyskusji:
OdpowiedzUsuńhttp://www.stopklatka.pl/film/film.asp?fi=16676 .
Kaktus, ja nie polemizuję z tezami Autorki bloga, tylko męczy mnie konforntacyjny ton, bijący ze zwrotu: "wasza patologia umysłu, wasza dewiacja sumienia zwanej powszechnie religią". Pani Pacyfko, gdzie tu pacyfizm? Uważam, że agresywny ateizm czy antyklerykalizm jest bez sensu. Idę o zakład, że Autorka ochrzciła dziecko - jak 99,9 % ludzi w tym kraju. Z różnych wcześniejszych wpisów wnoszę, że wiele apektów chrześcijaństwa jest jej bliskich. Czemu więc ten jad? Jak ma to przekonać np. Zamurowanego, jeśli odpycha nawet mnie, osobę niewierzącą?
OdpowiedzUsuńŻyjemy w kraju gdzie ciągle żywi nas się przymusowo stereotypami typu "90 procent Polaków to katolicy". Kolejnym stereotypem jest podawanie faktu, że religijność pokazywana publicznie jest elementem kultury polskiej. Ja się pytam - jaka religijność? Którego wyznania? Mojżeszowego? Ciekaw jestem czy ten pogląd utrzyma się, jak w polski krajobraz wtopią się muezini wzywający 5 razy dziennie wiernych na modliwę z co wyższych budynków... A pacyfizm Pacyfki? Też stereotyp, że niby oznacza dupowatość wołową... Dla mnie Pacyfka jest osobą, która potrafi bronić skutecznie swoich poglądów. A etymologia tego słowa może być różna. Znacie choćby słowo "pacyfikacja"? Na pewno termin ten nie kojarzy się z dupowatością... Tak jak z gołąbkiem pokoju nijak nie kojarzy mi się "Peacemaker" (doskonały i bardzo nowoczesny na swoje czasy model colta wprowadzony w 1873 r. na uzbrojenie kawalerii amerykańskiej). I dla mnie Pacyfka jest takim właśnie peacemakerem.
OdpowiedzUsuńFerdynand Maria Kiepsko - Wlazło
P.S. Fanatykom i fundamentalistom religijnym (niezależnie od wyznania) mówimy w krótkich prezydenckich słowach: "spieprzajcie dziady!". Najbardziej krwawe rzezie w historii świata odbywały się na tle religijnym! A oni znów podnoszą głowy, uważając że mają patent na prawdę! A na ten przykład: nie słyszałem o wojnach i rzeziach zainicjowanych przez gejów - mających żal i nienawiść do reszty heteroseksualnego świata... W mordę jeża, alem się napisał...
Anonimowy: zobacz: ja nie napisałam, że jestem za zakazaniem procesji - napisałam tylko, że "mam prawo chcieć" bronić swoje dziecko - nie mówię że chcę, tylko że skoro zakazywanie marszów równości to jakaś "obrona dzieci" i "prawo rodziców" to zupełnie analogicznym byłoby zwalczanie procesji religijnych, z tych samych powodów. Moja, jak mówisz, agresywna analogia ma zmusić do myślenia, do dostrzeżenia że można za dewiację uważać nie tylko to co katolikom-homofobom wydaje się zboczeniem, ale też ich postawa.
OdpowiedzUsuńMylisz się podejrzewając że "ochrzciłam dziecko jak 99% ludzi" - bo ja nic nie robię na pałę, dlatego że tak wszyscy, że tradycja. Jeśli ochrzchciłam, to świadomie, wybierając starannie miejsce i duchownych w tym wydarzeniu uczestniczących, moich wieloletnich przyjaciół. Bo kiedyś byłam osobą głęboko wierzącą, intensywnie praktykującą, działającą w strukturach Kościoła. Wtedy jeszcze miałam nadzieję na to że Kościół ma szanse iść w dobrym kierunku. Minęło kilka lat, Teraz już takiej nadziei nie mam, a co do mojej relacji z Bogiem, jest to sprawa zbyt osobista by dyskutować ją tu na forum. Pamiętaj że wiara i religijność nie są tożsame, choć często powiązane. Można wierzyć w Boga ale kompletnie nie wierzyć w Kościół.
Imputowanie komuś (zresztą bliżej nie poznanemu) tego typu serwilistycznego postępowania: "Idę o zakład, że Autorka ochrzciła dziecko - jak 99,9 % ludzi w tym kraju" jest zwykłym obrażaniem interlokutora.
OdpowiedzUsuńZiutek
I pamiętajcie nawet Chuck Norris popiera PiS (półobrót i spokój)!
zastanawiam sie co sie stalo u Paci, ze znajduje w sobie tak wielkie poklady pogardy do KK, w ktorym jak by nie bylo wielu (bylych?) przyjaciol pozostalo... smutne
OdpowiedzUsuńSadze, ze nawet jesli to pogarda to raczej bolesna niz chelpiaca sie soba, choc to tylko moje domysly.
OdpowiedzUsuńAle czemu dodales/las "bylych"? Przyjazn to przyjazn, jesli cos moze ja zabic to raczej postawy niz przynaleznosc.
Joasia
Ja nie znajduję w sobie takiego uczucia jak pogarda. Raczej - rozczarowanie, bunt, niezgodę na ilość cierpienia jakie jest owocem niektórych propagowanych przez KK ideologii.
OdpowiedzUsuńNie mówię też że nie doceniam wielkiego dobra które wielu ludzi Kościoła tworzy w świecie, ale to się nie "bilansuje" ze złem.
I nie straciłam żadnego z przyjaciół. Prawdziwa przyjaźń to więź międzyludzka która jest silniejsza od różnic światopoglądowych. Może dlatego że nie zmieniły się tak naprawdę moje postawy etyczne, tylko teraz wyciągam z nich dalej idące wnioski.
Pacyfka! Luzik! Każdy przyzwoity człowiek wie, że katechizmowa definicja homoseksualizmu jest wewnętrznie nieuporządkowana. :)
OdpowiedzUsuńRyba - uwielbiam Cię eternalnie! :-D
OdpowiedzUsuńEternalnie?
UsuńOj, gewałt!
Ale ja słyszałem, że to bardzo boli! :-D
@Ryba wspaniałe, genialne, a wręcz transcendująco-kongenialne :)
Usuń@Kazik
UsuńAła!
Myślałem, że boli tylko za pierwszym razem! :)
Namnożyło się tych Anonimowych, więc dla odróżnienia będę Anonimem
OdpowiedzUsuńPacyfka: Przecież nie zasadzam się na Pani prawo do chcenia lub nie chcenia czegokolwiek, bo nie polemizuję z Pani tezami, tylko z językiem, którego Pani używa. Pani analogia zrównująca parady równości z procesjami kościelnymi jest może złośliwa (w sensie: ma zirytować homofoba-katola), lecz nie uważam jej za agresywną i nigdzie jej tak nie określam. Zwróciłem tylko uwagę, że określanie poglądów adwersarzy mianem patologii czy dewiacji nie zachęca do dialogu i nie licuje z deklarowanym pacyfizmem. Powtórzę raz jeszcze: jestem niewierzący i by tak rzec ‘gay-friendly’, jednak obrzucanie kogoś obelgami uważam za szkodliwe, a w najlepszym razie jałowe. Nie odniosła się Pani do tego zarzutu.
Pacyfka & Ziutek: Pisałem: „Idę o zakład, że Autorka ochrzciła dziecko - jak 99,9 % ludzi w tym kraju”. Czy to zdanie jest obraźliwe? Gdzie jest w tym oskarżenie o serwilizm, albo zarzut „robienia czegoś na pałę, dlatego że tak [robią] wszyscy”? Nie zakładam, że ci, którzy ochrzcili swoje dzieci, są obrzydliwymi konformistami, albo bezmózgami idącymi za stadem. Jednak w moim odczuciu ludzie ci nakładają na siebie obowiązek borykania się z liczącą dwa i pół tysiąca lat schedą, której jednym z elementów był raczej negatywny stosunek do homoseksualności. Ja sam nie ochrzciłem swoich dzieci właśnie dlatego że nie czułem się na siłach tłumaczyć im potem, że owe cierpienia będące „owocem niektórych propagowanych przez KK ideologii” stanową – być może integralną – część mojej/naszej/ich tradycji. Ale (przepraszam, że się powtarzam) nie widzę sensu w bluzganiu.
Tak naprawdę nie jestem wrogiem religii. Jak każdy wytwór człowieka, od nitrogliceryny po internet, nie jest ani dobra ani zła - jest narzędziem w ręku dobrych lub złych ludzi. Ja tylko nie mogę pogodzić się z nienawiścią, szczególnie z nienawiścią do odmienności. Hipotetyczna wola, którą opisałam w poście, miała być experymentem myślowym, czy raczej emocjonalnym: skoro homofobi nazywają gejów lansującymi się "dewiantami", to może niech spróbują postawić się w sytuacji, w której ich religię ktoś nazywa dewiacją i chce przed nią "chronić dzieci". Wszak każdy rodzic "ma prawo" do wychowywania dzieci "według swoich wartości". Nie byłoby lepiej, gdybyśmy swoje wybory moralne podejmowali wyłącznie za siebie bez narzucania ich innym i oceniania ich? Bez nienawiści do tego co inne? Dlaczego nasze światopoglądy nie są wyłącznie afirmatywne, dlaczego nie skupiamy się tylko na pozytywnych wartościach? "Mam na imię Marcin i kocham Pawła" nie oznacza wszakże "nienawidzę każdego Marcina który kocha Paulinę". "Kocham Jezusa" nie musi implikować "nienawidzę gejów". Jestem za każdą miłością, za tą do Boga i tą do człowieka. Ale też wierzę, że każda miłość która implikuje nienawiść, nie jest tak naprawdę miłością, tylko zakamuflowaną pychą.
OdpowiedzUsuństwierdzenie "nie znajduje w sobie pogardy", "nie jestem wrogiem religii" w rzeczywistości niewiele znaczą w sytuacji gdy u innych wywołują (delikatnie mówiąc) poczucie dyskomfortu. Wewnętrzny komfort towarzyszący "dowalaniu tym drugim" w istocie również naznaczony chęcią ograniczania cudzych praw i wolności wcale nie musi oznaczać, ze de facto nie jest to plucie obcemu w twarz. Mi osobiście czytając od pewnego czasu Twoje teksty na temat KK in gremio jest przykro, choć sam mam przyjaciół gejow. Juz nawet nie mowie, ze (i tu pewnie co niektorzy buchną smiechem, ale co tam) ze to w tradycyjnym rozumieniu (bu cha cha) zgorszenie, ale przykro mi raz po raz dostawac po buzi. Tak sie czuje, tez moze subiektywnie, ale jednak.
OdpowiedzUsuńO, widzisz, to jest dokładnie tak jak z narracją KK na temat homosexualnych. "traktujemy was z delikatnością, ale wasze akty są wewnętrznie nieuporządkowane", "niezgodność z prawem naturalnym" "nienawidź grzechu, kochaj grzesznika" - różnica jest wyłącznie w formie, bo oficjalne dokumenty trzeba pisać językiem dyplomatycznym, zaś poszczególni hierarchowie i ukształtowani przez nich wierni ujmują sprawy dosadniej, mówiąc o grzesznikach, pedałach, dewiantach, redukując łączące ich więzi wyłącznie do żądzy, itd. Pomyśl sobie, jaki "dyskomfort" oni czują, słysząc takie rzeczy na codzień od duchownych i świeckich, którzy przecież też mogą jak ja zadeklarować "nie nienawidzę, nie pogardzam, ale pedalstwem się brzydzę".
OdpowiedzUsuńZarzucasz mi chęć ograniczania cudzych praw i wolności. Tak, uważam, że człowiek nie powinien nienawidzić drugiego człowieka, za cechy niebędące efektem jego wyboru. Orientacji się nie wybiera, religię tak, uprzedzając twoją ripostę. Jeśli chodzi o prawo do nienawiści, wolność nienawidzenia - jestem przeciw.
Ja nie mowie o narracji KK, hierarchach i "ukształtowanych wiernych", choc wszystko mozna tlumaczyc "systemami". Marks tez tak chciał świat przetłumaczyć i wiadomo jak skoczył. Mowie o Tobie i o mnie, który Ciebie czyta. Dobro i zło i plucie w twarz bliźniemu zaczyna sie od relacji JA i TY, a nie od mega systemów i stosunków miedzy wielkimi masami. Jak to "rozpieprzacz" mówił o źdźble i belce?
OdpowiedzUsuńRelacje ja-ty są ponad światopoglądem. Moi przyjaciele to wiedzą. Są wśród nich padlinożercy i homofobi. Kocha się nie "za coś" ale "mimo".
OdpowiedzUsuńOk. Jakoś będę próbował odnaleźć w gronie padlinożerców. Zetrę ślinę z twarzy i dalej będę próbował kochać.
OdpowiedzUsuńWidzisz - ja nie mogę zastosować takiej retoryki. Bo nie jestem gejem, opluwanym przez homofobów za to kogo kocha. Bo nie jestem zwierzęciem, zarzynanym po to by zadowolić wybredne podniebienia. Nie mogę powiedzieć "zetrę ślinę i krew i będę kochać dalej". Bo staję w obronie innych, słabszych, będących mniejszością, a nie siebie. Ale wierz mi, ślina pluta na gejów i krew zwierząt mnie też boli. Gdyby nie bolały, nie pisałabym tego wszystkiego tutaj. Nie tylko ty jesteś zraniony.
OdpowiedzUsuńnooo, w taki sposób dochodzimy do rozwiązań rodem z kodeksu Hammurabiego. "Ranicie słabszych? Dobra, popatrzcie tylko na to..." To raczej nie pomoże rozwiązać problemy o których piszesz... Wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńPacię widzę tu pośród tych "szukających, kto chory", "obnażających z lękiem" i "wrzeszczących z rozpaczy" jako śpiewał Jacenty:
OdpowiedzUsuń"To, czy pragnie rozpalić, czy ugasić pożar -
Odróżnia wrzask wściekłości od wrzasku rozpaczy.
To, czy w czas dżumy włączasz się w klekotek grzechot
By ogłuszyć zarazę - czy szukasz - kto chory
(...)
To - jakimi słowami język twój cię stwarza,
Gdy wydajesz na ludzi wyroki portretów -
Czy chwali i obraża, czy z lękiem - obnaża -
Różni mowę trybunów od mowy poetów."
[Jacek Kaczmarski, "Rozróżnienie", 1995]
Alanis... to nie aż tak pięknie. Mam tylko przerost empatii. To choroba. Prof Dąbrowski pisał o takich jak ja - psychoneurotykach: "odczuwacie innych - tak jak samych siebie - zarażając się każdym bólem"
OdpowiedzUsuńWiesz Pacyfka, można gadać tak godzinami, przerzucać się argumentami i zastanawiać nad tym, czy promocja homoseksualizmu może być w jakiś sposób skuteczna. Z jednej strony przecież trudno sobie wyobrazić, że gdy zaczniesz być zewsząd bombardowana informacjami, że delfin butlonosy to ma klawe życie to nagle zapragniesz być delfinem butlonosym. Ale z drugiej strony nie do końca zbadane są wyroki kontinuum seksualnego Kinseya i może faktycznie jest tak, że perspektywa bliskich zabaw kolegi z kolegą jest wprost proporcjonalna do intensywności reklamy?
OdpowiedzUsuńMa wrażenie, że na gruncie społecznego dyskursu toczącego się wokół promocji homoseksualizmu (w znacznej mierze również w odniesieniu do przyszłej orientacji dzieci adoptowanych przez pary homoseksualne) i wynikającej stąd konieczności obrony rodziny główną wątpliwość można zredukować do pytania: co tak naprawdę złego jest w tym, że dziecko staje się homoseksualistą? To w zasadzie pytanie o to, co złego jest w osobie homoseksualnej w ogóle?
Ja osobiście odnoszę wrażenie, że takie zło można wytłumaczyć jedynie strachem przed złem metafizycznym, irracjonalnym - a taki strach jest najskuteczniejszą zaporą przed światem, w którym zagadnienia związane z orientacją seksualną są najgłębiej neutralne.
Ryba, człowieku, ty jak zwykle utrafiasz w sedno.
OdpowiedzUsuńZapewne dlatego mi jest wszystko jedno czy orientację można zareklamować czy nie, bo nie mam nic przeciwko temu żeby mój syn Alan był homo. Nawet jeśli kondycja homo jest dystrybuowana przez Boga z randomu, to może lepiej, by trafiło na niego, bo będzie miał wsparcie od rodziców, czego większość młodych gejów nie ma. Oczywiście, miałabym strach o to, że ludzie będą go krzywdzili, ale to podobny rodzaj strachu jak wtedy gdy ma się dziecko które chodzi do szkoły przez niebezpieczną dzielnicę: to świat jest zły, a nie moje dziecko.