Fuck the System!
Na rektoracie US kłamliwa deklaracja: Non scholae sed vitae discimus. "Uczymy się dla życia, nie dla szkoły". A studenci zapytani "po co studiujesz?" zamiast odpowiedzieć "bo uczelnia wyposaży mnie w wiedzę i umiejętności potrzebne do wykonywania pracy" jak jeden mąż odpowiadają "bo jakiś papier trzeba mieć". Chodzą do szkoły, by mieć skończoną szkołę, a nie po to, by nauczyła ich radzić sobie w życiu.
Totalitaryzmy mają to do siebie, że próbują człowieka zniewolić okłamując go, że nic poza nimi nie istnieje.
Wachowscy pięknie to pokazali - ludzie którzy całą swoją energię oddają w służbie Systemu są oszukiwani od narodzenia do śmierci, że Matrix jest jedyną rzeczywistością, że nie ma dla niej alternatywy, że nic poza nim nie istnieje.
Takim Matrixem usiłował być komunizm, wbijając ludziom do głów że jest jedynie słusznym systemem powszechnej szczęśliwości, a zarazem szczelnie izolując obywateli przed doświadczeniem tego co na zewnątrz, filtrując medialnie informacje płynące z Zachodu, odmawiając paszportów. A obywatele całe swoje życie zmuszeni byli do pracy na rzecz systemu, pozbawieni w większości możliwości korzystania z jej owoców, którą daje tylko wolny rynek.
Skuteczniejszym Matrixem była niegdyś - i jest nadal w wielu miejscach - religia. "Poza Kościołem nie ma zbawienia". Poza Allahem i tak dalej. System przekonuje że wyjście z niego jest co najmniej skazaniem siebie samego na wieczne potępienie, a często i na karę śmierci doczesną*. I system ów - jak każdy Matrix - podporządkowuje sobie wszelkie aspekty życia jednostki - sferę światopoglądową, moralną, rodzinną, sexualną, wyznacza rytm pracy i odpoczynku, sexu i wstrzemięźliwości, postu i świętowania.
Nadal skutecznym i zakorzenionym w umysłach Matrixem jest system edukacji. Od podstawówki dzieci słyszą od rodziców i nauczycieli "skończ szkołę, bo będziesz nikim".** Funkcjonariusze systemu, agenci Matrixa, czyli nauczyciele, mają bezpośredni interes w przekonywaniu do tego kłamstwa - podporządkowują sobie jednostki, wymuszają posłuszeństwo i pokorę ucznia, wbrew swej woli oddanego w ich władzę. "Nie będę się buntował, bo mnie wyrzucą ze szkoły / uwalą na uczelni - i to będzie koniec". Im zależy na to, by młody człowiek wierzył, że poza edukacją nie ma dla niego perspektyw, że bez dyplomu nie będzie miał pracy - z tej wiary oni żyją, ona im daje pracę. Ta wiara rodziców i młodzieży sprawia, że ludzie oddają systemowi 18 lat życia, od zerówki po magisterkę, i to w tym okresie gdy człowiek jest najbardziej twórczy, najsilniejszy.
Jak każdy Matrix, system edukacji nie bierze odpowiedzialności za efekty podporządkowania się mu. Komunizm nie gwarantował szczęścia; skuteczność zbawiania przez religię jest o tyle dla kościołów wygodna, że absolutnie (sic!) nieweryfikowalna. Szkoły wyższe reklamują się:
"To na was czekają pracodawcy"
"Wybierz swoją przyszłość"
"Mój ojciec ukończył XXX i teraz jest dyrektorem"
- bez żadnej rękojmi na to, bo mając dyplom człowiek nie może dostać pracy, to przecież nie wraca z reklamacją na uczelnię, mówiąc: oddajcie mi pięć lat życia!
Jak każdy Matrix, system edukacji kostnieje straszliwie w swych strukturach. Szkoła jest teraz taka, jaką ją wymyślono w XVIII wieku, by przygotowywała młodych ludzi do życia i pracy. Świat zewnętrzny się zmienił, a struktury i metody szkolne nie. Mamy komputery i internet, a dzieci piszą w zeszytach notatki dyktowane przez nauczyciela. Polonista dyktuje maturzystom biografię pisarza, a oni jak średniowieczni kopiści ją zapisują długopisem na papierze. Tymczasem większość z tych nastolatków mogłaby wyjąć smartfony i znaleźć na wikipedii tę biografię w pięć sekund. Kto kogo tu powinien uczyć funkcjonowania we współczesnym świecie??? Ale agenci systemu nawet tego nie widzą: "my się znamy na tym najlepiej, bo jesteśmy magistrami, profesorami, a jesteśmy profesorami, więc znamy się na tym najlepiej" - nie wychodzą mentalnie poza swój Matrix, mimo że rzeczywistość skrzeczy. Coraz wyraźniejszy bowiem jest rozziew pomiędzy tym, co sobą reprezentują absolwenci, a tym czego potrzebują pracodawcy. Profesorowie nie tracą jednak powodów do samozachwytu: "przecież mamy tak wspaniałych uczniów, wystawiliśmy im piątki!"
Jednemu z tych maturzystów pomagałam pisać CV. Przez 12 lat szkolnictwo nie nauczyło go nic, co mógłby tam wpisać, co przydałoby się ewentualnemu pracodawcy. Prawo jazdy zdobył sam, komputera nauczył się sam, angielski i tak wymagał doszlifowania na kursie.
Jeszcze 20 lat temu wiedzę czerpało się z xiążek, szukało się jej żmudnie kartkując katalogi i tomiszcza w bibliotekach. Im człowiek więcej pamiętał, tym sprawniej się z tym poruszał. Komputery, internet, wyszukiwarki i funkcja CTRL+F zdjęły z nas konieczność zarówno pamiętania, jak i szukania. Ten moment powinien być kopernikańskim przewrotem w nauczaniu. Kończymy z pamięciówą, przez co możemy usprawnić i skrócić edukację. Z wdrukowywania danych przesunąć ciężar na umiejętności docierania do nich, przetwarzania i wykorzystywania. To czego młodzież uczy się na studiach, mogłaby ogarnąć w technikum, to co w liceum możnaby zrobić w gimnazjum. I mając lat 19 iść do pracy. Uczelnie zostawiając tylko w takich dziedzinach jak prawo czy medycyna. A tymczasem co się stało??? Boom edukacyjny - 55% młodzieży, zamiast jak wcześniej kilkanaście, idzie na studia, po to by zdobywać coraz bardziej fasadowe dyplomy. Matrixowi naprawdę nie zależy na tym by się redukować!
Ludzie chodzą do szkoły, "by mieć skończoną szkołę": komunizm, religia i edukacja zostały wymyślone dla człowieka, ale rozrosły się w matrixy, stały celem same dla siebie, zaczęły służyć interesom swych agentów-funkcjonariuszy, a ludzi traktować jako narzędzie dla osiągania samoselfnych celów.
Na szczęście to wszystko widzę nie tylko ja, ale i mądrzejsi ode mnie:
"Człowiek się rodzi artystą i przez całą szkołę walczy, żeby tym artystą pozostać. Bo jak pójdzie do pracy, to supercenne się stanie, że on ma inne pomysły niż cała reszta. Wtedy nie będą szukać kujona, który odpowiedzi na każde pytanie szuka w książkach sprzed dziesięciu lat." - rozmowa z Miłoszem Brzezińskim, Duży Format. (Artykuł bardzo długi, tu fragmenty na ten temat. Tu całość.)
Nie trać czasu na studia - Newsweek : "Lepiej mieć porządny zawód, niż byle jakie studia – oto prawda o polskim rynku pracy. Uczelnie coraz skuteczniej przygotowują dziś do bezrobocia albo marnej pensji."
Wyższa Edukacja: ostatnia bańka spekulacyjna? - The Economist.
Czekam z utęsknieniem na dzień, kiedy ona pierdolnie z trzaskiem i przestanie ssać soki z ludzi żywcem.
-----
*W islamie za apostazję prawo państwowe oparte na szariacie przewiduje karę śmierci, a w mrocznych czasach chrześcijaństwa nie tylko palono heretyków na stosach, ale też stosowano zasadę "cuius regio eius religio".
**Skrzywdzone tym podejściem jest szczególnie moje pokolenie, bo nasi starzy, ukształtowani w komunizmie gdzie rzeczywiście papierek określał człowieka, potem wciskali dzieciom ściemę, że dyplom rzeczywiście je ustawi, po to by patrzeć jak prosto w bezrobocie czwórkami idą absolwenci w latach 90. i dwutysięcznych.
Odnoszę podobne wrażenie - masz absolutną rację pisząc o słabościach obecnego systemu edukacji, jednak sądzę, że w wielu momentach piszesz nie o tego systemu wadach, co o wyborach jednostek opartych o nieprecyzyjną wizję przyszłości.
OdpowiedzUsuńZaczynałem studiować rok wcześniej niż Ty, Pacyfko, ale wiedziałem ile będę mógł zarobić jako nauczyciel polskiego czy bibliotekarz. To, co z czasu studiów było dla mnie największym zdziwieniem, polegało na tym, że widziałem tam fabrykę nauczycieli bez pasji - polonistów, których pasją nie jest literatura, biologów, których pasją nie jest biologia, geografów... itd - a sam takich nauczycieli spotykałem wcześniej.
Myślę jednak, że pasjonat danej dziedziny na tradycyjnych studiach nauczy się naprawdę wiele (oczywiście mam świadomość, że im dziedzina bliżej IT, tym rozziew między programem nauczania a sferą współczesnych innowacji jest większy). Sądzę, że struktury akademickie zawsze będę o krok wstecz za potrzebami rynku, ale nie na tyle wstecz, żeby rozsądnie prognozujący młody człowiek mógł winą za brak życiowego sukcesu w znaczącym procencie obciążać system edukacji.
W życiu nie przypuszczałem, żebym miał bronić współczesnego systemu edukacji, ale jest coś takiego, jak podstawy. Żeby znaleźć biografię na Wikipedii, trzeba umieć czytać i pisać. Ktoś tę wiki uzupełniał, no i przydałoby się umieć zweryfikować, czy nie ma oczywistych bzdur.
OdpowiedzUsuńZresztą zamień biografię (damn! to zły przykład, w żadnej szkole nie dyktowano mi biografii!) na nieco bardziej skomplikowane pojęcie z matematyki czy statystyki i... wiedza na wiki jest totalnie niezrozumiała i nieprzyswajalna dla ucznia. Ba, ja często mam problemy ze zrozumieniem tego, co jest tam zapisane, a zwykle zaglądam tylko po to, by sobie coś odświeżyć/przypomnieć.
Wreszcie, szkoła może uczyć wiązać fakty i wykorzystywać dostępną wiedzę do rozwiązania konkretnych problemów. To się jak najbardziej przydaje w pracy.
Nie żebym twierdził, że dyplom dla dyplomu jest OK i w ogóle, że dyplom cokolwiek znaczy, ale niekoniecznie jest tak źle, jak piszesz.
Rozie, zajrzyj jeszcze raz do posta. Ja nie piszę nic o likwidacji szkolnictwa na poziomie podstawowym, gdzie człowiek uczy się pisać i czytać. Mówię o tym że system powinien się zmienić, uprościć, skompresować, postawić sobie zupełnie nowe cele i znaleźć do nich metody.
UsuńPrawda to co piszesz: "szkoła może uczyć wiązać fakty..." - może, ale tego nie robi. Szkoła uczy zdawać testy. Tadeusz, mój przyjaciel, kiedy pracował jako nauczyciel akademicki, obserwował radykalną zmianę wśród studentów od roku gdy przyszło na studia "pokolenie testów". Umieją znaleźć w texcie potrzebne informacje, ale kompletnie nie mają umiejętności syntezy. A była to śmietanka młodzieży - studenci psychologii, dobierani spośród kilkunastu kandydujących na jedno miejsce.
Pewnie są miejsca, w których nie jest źle - ale to zależy od kreatywności jednostek, system w żaden sposób tego nie wymusza, ani tym bardziej nie premiuje. Nauczyciel jest oceniany wg zdawalności testów przez uczniów, a nie jak pomógł im się rozwinąć. Moja przyjaciółka, nauczycielka angielskiego w liceum opowiada o swej pracy: "Chciałabym zrobić lekcje o sytuacjach komunikacyjnych, jak się porozumieć rozmawiając z obcokrajowcem, ale nie mam na to czasu - mam go tylko tyle by przerobić materiał do matury, a jeśli uczniowie będą mieli gorsze oceny, uderzy to we mnie".
Oj nie, jestem bardzo daleko od szukania przyczyn nieudacznictwa młodych w systemie edukacji, ale w fakcie, że młodzi mu zawierzyli. Owi nie umiejący się odnaleźć młodzi powinni raczej puknąć się w głowę i powiedzieć: ale byłem głupi, że dałem sobie tę brednię wmówić. Ewentualnie rozliczyć to ze swoimi rodzicami, bo w przypadku 19stolatka, który od dzieciństwa był wychowywany do posłuszeństwa (po to by się lepiej go kontrolowało), do niemyślenia i do podporządkowywania się autorytetowi rodziców i spełniania ich oczekiwań i ambicji trudno jest oczekiwać dojrzałości myślenia, jaj, odwagi, wiary w siebie i przekonania o prawie do życia po swojemu, potrzebnych do postawienia się rodzinie i olania systemu.
OdpowiedzUsuńPacyfko, piszesz: Oj nie, jestem bardzo daleko od szukania przyczyn nieudacznictwa młodych w systemie edukacji, ale w fakcie, że młodzi mu zawierzyli.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie rozumiem.
Pokolenie Pacinki - jak sama pisze - jest skrzywdzone przez ten system ... Choć widać, że sama Pacia jakoś na ludzi wyszła, a nawet znalazła wspaniałą i chyba nieźle płatną pracę. Więc owe krzywdy włożyłbym między bajki, albo potraktował jako skuteczną szczepionkę na życie. Mógłbym teraz pomarudzić, że to Moje Pokolenie dopiero zostało skrzywdzone, bo w socjaliźmie państwo każdemu musiało zapewnić pracę, a jak się nieco postarzaliśmy do wolny rynek kopnął nas w podogonie miękkie... Bo lepszy był "młody z doświadczeniem i angielskimi dyplomami" niż stary "niekreatywny i z komuchowym skażeniem". W ogóle nie ma czasów, które nie "krzywdziłby" któregoś z pokoleń. Tak jak nie ma Sprawiedliwości, bo Prawo bywa surowe tylko dla maluczkich. A w ogóle to "coitus regio - coitus religio", chyba bardziej charakteryzuje dzisiejsze czasy.
OdpowiedzUsuńWasz Ziutek
okay musimy rozróżnić "nieudacznictwo" od "niekompetencji" - ta druga to właśnie owoc złego systemu. Nieudacznictwo objawiające się w pretensjach "mam dwa magistry, studia podyplomowe, i nie mogę znaleźć pracy, co za skandal, żądamy...! jesteśmy oburzeni...!" jest skutkiem wychowania. Przed wyborem kierunku studiów młody człowiek powinien zapoznać się z rynkiem pracy, sprawdzić ile jest ofert i jakie płace w zawodzie, który uzyska po 5 latach nauki. A potem mieć pretensje tylko do siebie, ewentualnie do rodziców, którzy nie uświadomili go, że tak właśnie należy robić. Szkoła powinna również wspomagać tę umiejętność, ale szkoła jest w stanie co najwyżej nauczyć technicznie, jak to robić. Szkoła nie ma możliwości ukształtować w młodym człowieku adekwatnej postawy, świadomości że twoje życie zależy od ciebie i że to ty poniesiesz konsekwencje swych decyzji. Rodzice mogliby takie postawy kształtować, ale zazwyczaj nie robią tego z trzech powodów. Po pierwsze sami są roszczeniowi i bezradni, jako owoc poprzedniego systemu. Po drugie, często dzieckiem zaspokajają niespełnione ambicje: "ja nie zrobiłem magistra ale ty zrobisz", "jestem lekarzem więc i ty powinieneś", "nie pozwolę byś zmarnował swoją szansę tak jak ja zmarnowałem". I po trzecie, najważniejsze. Świadomość że to ja i tylko ja poniosę konsekwencje swoich wyborów oznacza też niezależność, bo wymaga wyemancypowania się ze spełniania oczekiwań innych. "Co z tego że mama chce żebym był prawnikiem skoro to ja będę ponosił tego konsekwencje. Zrobię po swojemu". Mało który rodzic ma jaja, uczciwość i odwagę potrzebne do tego by tak wychować dziecko aby umiało się buntować - bo w pierwszej kolejności zbuntuje się przeciw niemu.
OdpowiedzUsuńPrzepiękna ilustracja powyższego (obrazek)
No tak Pacyfko, ale takie wnioski są oparte o miarę naszych doświadczeń. W sporej mierze podzielam Twoje spostrzeżenia, jednak jestem przekonany, że żyjemy w świecie otwartym bardziej na umiejętność opartą na pasji i doświadczeniu niż na wykształceniu popartym papierem. To przekonanie wypływa z prostej obserwacji znanych mi osób, których wybór kierunku kształcenia akademickiego okazał się nieadekwatny nawet nie tyle do potrzeb rynku, co stał się ścieżką rozwoju realizowaną inaczej (a czasem ścieżką porzuconą). Stąd pewnie mój optymizm, że - niezależnie od tego, jak bardzo system edukacji jest spieprzony - na końcu stoi człowiek, który na zmiany warunków zawsze będzie reagował szybciej niż jakikolwiek system.
OdpowiedzUsuńZapomniałem dorzucić przepiękną ilustrację powyższego optymizmu. :)
OdpowiedzUsuńRybo - jest wokół mnie kupa ludzi, co to wyszli na ludzi mimo tego że byli w systemie edukacji. rzucili studia w trakcie, by pracować lub rozwijać własne firmy, albo poszli do pracy w zupełnie innych dziedzinach i w nich się spełniają. Ale czasu straconego na ganianie z indexem po dziekanatach nie odda im już nikt. I nerwów zszarganych. Byli tacy co umieli się wyemancypować i porzucić studia inżynierskie na rzecz pracy inżyniera i studiów które są pasją - jak Kazik. Mimo lamentów rodziny. Ja taka silna nie byłam, ugięłam się przed lamentami rodziny i zmarnowałam pięć lat życia. A teraz robię coś absolutnie innego i nic z tych intelektualnych onanizmów, które uprawialiśmy na uczelni, nigdy mi się nie przydało do niczego. Co najwyżej do wprawiania interlokutorów w konsternację konstrukcjami w stylu: "to transcenduje delimitacje imaginacji" :-P
OdpowiedzUsuńwięc cały ten mój post jest tak naprawdę przeciw marnowaniu czasu przez młodych ludzi. Bo młodość jest krótsza niż nam się wydaje. Żyć możemy lat 90, ale młodzi jesteśmy tylko przez kilka, i warto ten czas wykorzystać jak najlepiej, chociażby na imprezowanie, zamiast na siedzenie w zakurzonej bibliotece.
Haha, no tak, to prawda. Pamiętam jednak, że siedzenie w bibliotece oplatałaś siecią etycznych determinantów z przekonaniem wykluczającym kontrakcję. Gdybym wtedy zaczął Cię przekonywać, że imprezowanie to hacking systemu czułbym się jak przedstawiciel handlowy szatana na zachodniopomorskie! :)
OdpowiedzUsuńKurwa, jaka ja byłam durna.
OdpowiedzUsuńRybo - od kilku dni wraz z Dziunem cieszymy się twoim sformułowaniem "przedstawiciel handlowy szatana na zachodniopomorskie!". Jesteś poetą najwyższej klasy :-D
OdpowiedzUsuńBierzcie i cieszcie się z tego wszyscy - byleby na Creative Commons CC BY 3.0! :-D
OdpowiedzUsuńOdkopię ten wątek cytatem o tym, że edukacja jest dla prestiżu.
OdpowiedzUsuń"[...]And when everything else fails, we can always extend education. There is some prestige in being a Ph.D. student, for example. Whether there is any practical purpose in training so many Ph.D. students is irrelevant. And that is why we are not really trying to make higher education more efficient. Nobody cares that lectures have been shown to be an expensive and inefficient learning technique. It creates lots of jobs: one for the lecturer, and another one for each one of the students. We have the technology to replace expensive university degrees with cheap and labor-saving certifications, but I predict it will not make a dent into higher education. In fact, I can only see education becoming more labor intensive. We will extend the duration and cost of higher education beyond any practical sense. It will come to occupy a greater and greater fraction of our GDP. Not because the added education increases our practical efficiency, but because it is a very efficient way to grant many people a high status.[...]"
http://lemire.me/blog/archives/2012/07/18/why-we-make-up-jobs-out-of-thin-air/
Praca jako etat/zażynanie się po 180-200h tygodniowo oraz edukacja jako papier są nobliwe i zwiększają status.
Mocny text. Szacun dla przenikliwości autora.
OdpowiedzUsuń