Zapraszam również na mój blog motocyklowy

Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/

środa, 30 marca 2011

Hagiografia współczesna

Na Frondzie hagiografia: "Młoda, piękna dziewczyna. Miała wybór: zmiana wyznania i dalsze życie albo trwanie przy swojej wierze i pewna śmierć. Wybrała Chrystusa."
Z artykułu dowiadujemy się że nie chodziło o męczeńską śmierć z rąk muzułmanów czy innych chińskich komunistów. Chodziło o przeszczep, który można by wykonać dzięki zmianie obywatelstwa, przy czym w formularzu zamiast chrześcijaństwo trzeba by wpisać judaizm lub ateizm. Dziewczyna nie chciała wpisać - i umarła.

Skomentowałam link na fej zbuku: I wy myślicie że Jezus się z tego cieszy? Jeśli tak to musi być jakimś extremalnie zarozumiałym okrutnym dupkiem. I zostałam zapytana dlaczego. Więc odpowiadam tutaj.

Wyobraźcie sobie. Lata 80. Dwaj Depesze idą na koncert rapowy w koszulkach z wizerunkiem i logo DM. Co było do przewidzenia dostają wpierdol, i umierają w konsekwencji.
Na ich pogrzebie Dave Gahan, lider DM, mówi: szkoda że nasi bracia odeszli, ale dali przykład bohaterskiej postawy, jestem z nich dumny. Warto było nie zdjąć koszulki i dać się zabić W Imię Moje.

Czy nie powiedzielibyście że Dave z tej przypowieści jest zarozumiałym dupkiem? Który woli żeby człowiek cierpiał ale zachował mu wierność?

Nie krytykuję broń boże postawy bohaterki artykułu, ani tych depeszów z przypowieści. Mimo iż jej słowa ostatnie: "‎Prawdziwe bohaterstwo to zostawić na boku wszystkie swoje sprawy i zająć się bliźnim" - mają się nijak do decyzji o śmierci - martwa już nikomu nie pomoże, nie zostawiła też "na boku" swojej sprawy: wyznania. Niemniej, wierność własnym przekonaniom jest czymś mi bliższym niż pragmatyzm. Ale ci którzy promują tę postawę (Fronda) wcale nie są zwolennikami wierności sumieniu - im chodzi o wierność specyficznie pojmowanemu, izdeologizowanemu chrześcijaństwu. Osobę działającą w zgodzie z sumieniem lecz w niezgodzie z religią, (np. prof. Polaka-Węcławskiego) obrzucają obelgami wyzywając od zaprzańców.


O wizji Boga który jest próżnym dupkiem pisał też Kazik w Replikatorze Memetycznym

.
Poczytajcie sobie dyskusję pod postem

Bóg umarł, Bóg zmartwychwstał, nic się nie zmienia

...by zacytować kardynała Ratzingera, który nawiązując do słynnego zakładu Pascala, zadał pytanie za sto punktów: współczesny świat z taką pasją testuje hipotezę, że Boga nie ma, ale skoro wszystkie opcje są w grze, co by się stało, gdybyśmy zaczęli żyć tak, jak gdyby On był?

Stwierdzenie to tak uderzyło mnie swoją absurdalnością, że potrzebowałam parę chwil by ogarnąć na czym tu błąd polega. I zrozumiałam. Pascal, Ratzinger i cytujący ich Hołownia utożsamiają w sposób nieuprawniony "uznanie istnienia Boga" z "zachowywaniem katolickich przykazań". 

Ich rozumowanie jest takie: gdyby ludzie wierzyli w Boga, baliby się że pośle ich na wieczne potępienie, więc aby tego uniknąć, przestaliby czynić rzeczy zabronione przez kościelną ortodoxję. A jak widać gołym okiem, czynią je - łamią przykazania. Hołownia i Ratzinger więc zakładają, iż współcześni im ludzie zakładają, że Boga nie ma.

Motywowanie postępowania w ten sposób jest amoralne. Primo, marginalizuje funkcję używania sumienia na rzecz bezmyślnego przyjmowania zasad z zewnątrz. Secundo, celem etyki jest dobro, ale czynić je warto dlatego że jest dobrem, a nie po to by uniknąć kary wymierzonej przez antropomorfizowany byt supranaturalistyczny. Etyka oparta na strachu to tylko egoizm i zniewolenie umysłu, a nie żadna etyka.

Ja byłam wierząca a teraz nie jestem. Utrata wiary nie zmieniła moich przekonań i decyzji co do dobra i zła. I gdybym znów uwierzyła - moje postępowanie nie zmieniło by się w żadnym stopniu. Wokół mnie jest mnóstwo agnostyków i ateistów bardziej etycznych niż niejeden religijny aktywista. By dążyć do dobra i czynić je, Bóg nie jest potrzebny.

No i jeszcze: ten kto uzna "że Bóg jest" może pod pojęcie "Bóg" podstawić Latającego Potwora Spaghetti, a że pastafarianizm propaguje użycie prezerwatyw, to tego Benedykt by chyba nie chciał. :-)

poniedziałek, 28 marca 2011

Identity is referential, possesion is differential

Alanek oglądał Krecika na takim niby-kompie nokii z ekranem 5". Dziecko ludzi którzy wzrastali w czasach gdy telewizja była czarnobiała, dwa programy, jeden tylko po południu, i 10 minut kreskówki raz na dobę; nie było jeszcze nawet VHSu.
- Gdybym ja w dzieciństwie miał taki prywatny telewizor - mówi Dziuny - to bym ocipiał ze szczęścia.
- Poczucie luxusu nie polega na tym, co się ma, ale na tym, czego nie mają inni.

Tak rzekłam i przypomniały mi się dyskusje pod postem o Lexusie i tożsamości. Być człowiekiem, czy mieć dobra luxusowe. I że mieć można tylko duszę. Ja tam wcale nie czuję, że mam Małą. (Hondę). Ja raczej jestem z nią. Obcuję z nią. Doświadczam jej. Radość z bycia z nią nie polega na tym, że się czuję lepsza od tych, co nie mają. Nie cieszę się że należę do niewielu którzy mogą. Przeciwnie, jeśli jest ktoś kto nie ujeżdża motocykla mimo że by pragnął - jest taka sytuacja dla mnie źródłem smutku.


Na ścianie w krakowskiej kawiarni Nowa Prowincja wyskrobany napis:
Nie masz duszy
jesteś duszą
masz ciało

.

sobota, 26 marca 2011

Gdzie wrony zawracają

Patrioci lokalni Szczecina zżymają się kiedy im się mówi jakie marne to miasto. "Nie porównujcie nas z Wrocławiem!". Wczoraj w Trójce słyszę że na trasę do Polski przyjeżdża Fish. Będzie grał w Ostrołęce, Piekarach Śląskich, Bielsku-Białej itp pipidówach, a Śledziogród omija szerokim łukiem. To co, z Koninem też mamy się nie porównywać?

środa, 23 marca 2011

Generations Wars: episode IV: A New Hope

 "Wszyscy mamy prawo do własnego zdania. Ludzkość od niepamiętnych czasów zadaje sobie pytania o sens życia, ale każdy człowiek odpowiada na nie w inny, tylko sobie właściwy sposób. Nie ma jednej odpowiedzi i nie może jej być, bo każdy człowiek jest inny, niepowtarzalny."

Artykuł profesora Hartmana (TP 12/2011), którego szanuję i cenię, bardzo mnie ucieszył. Jeśli dzisiejsze nastolatki rzeczywiście są takie, to może nie zafundują swoim dzieciom tego, co pokolenie 50-60-cioletnich zafundowało nam: wojen o krzyż i mgłę, trumnokracji, homofobii, nerwic eklezjogennych. Może ich szacunek dla podmiotowości innych ludzi zaowocuje stworzeniem społeczeństwa bez antysemityzmu i innych antyzmów, i żerujących na nich polityków i rozgłośni radiowych. Może ich świadomość własnej podmiotowości i szacunek dla własnych potrzeb spowoduje że nie będą sfrustrowani, zakompleksieni i agresywni, a zatem staną się zdolni do obdarowywania innych dobrem (nie można dać czegoś, czego się nie ma).

Narzekanie na upadek młodzieży było znane już w starożytności i może być przejawem poczucia utraty kontroli. Wszak wybierając wartości inne niż te którymi kieruje się starsze pokolenie, młodzież ucieka spod jego władzy. Przecież zaangażowanie w ponoć instrumentalizowane przez nastolatków dziedziny ("nauka, sztuka, religia") oznacza konieczność ubiegania się o względy starszych: profesorów, recenzentów, mecenasów, biskupów, i innych "autorytetów" których moc dysponowania zasobami i prestiżem opiera się na ugruntowanej pozycji w hierarchii adekwatnych instytucji. Tymczasem świat zmienia się dużo szybciej niż możliwości adaptacyjne jednostki i często młodzi trafniej rozpoznają "otaczającą rzeczywistość" niż ich rodzice.  Ze swoimi otwartymi, elastycznymi umysłami, wolnymi od rutyny i uprzedzeń, często dużo lepiej radzą sobie w technologiach, biznesie, i tam gdzie można tworzyć i badać poza skostniałymi organizacjami.

Z jednym stwierdzeniem się nie zgodzę - że młodzież "torturuje nihilizmem" przedstawicieli innych pokoleń. To najwyżej oni sami się tym rzekomym nihilizmem torturują. Struktura osobowości typowego ponoć nastolatka, nakreślona w artykule, nie przewiduje narzucania komukolwiek czegokolwiek. Wszak - "każdy ma swoje zdanie".

Odpowiedzi na artykuł: Kuba Kryś: "Dzisiejsza młodzież nie ufa ślepo autorytetom. Młode pokolenia nareszcie szukają, patrzą, próbują, eksperymentują – robią to wszystko, co jest potrzebne do wykształcenia zdrowej i pełnej tożsamości. Mojemu pokoleniu wpajano szacunek wobec „autorytetów” czy „prawdy” – śmiem nazwać go ślepym szacunkiem. Dzisiejsza młodzież na szczęście ma już otwarte oczy."
Alan Gonera, "Egzamin niedojrzałości""Jan Hartman pisze o „śmieciu wypełniającym umysły” jego pierwszorocznych studentów. Chciałbym zadać pytanie, skąd ten śmieć się tam wziął. Co robili ci studenci w szkole średniej? Przygotowywali się do matury, a to oznacza, że w ciągu trzech lat musieli wyzbyć się umiejętności twórczego podejścia, zwalczyć w sobie pokusę kreatywnego, świeżego myślenia. Jan Hartman pisze, że głupoty do głów młodych wtłacza „wychowawczy i medialny kartel”. Ale jest jeszcze jeden członek tej mafijnej rodziny: szkoła. (...) Mantra powtarzana przez nauczycieli brzmi: „wstrzelić się w klucz!”.

niedziela, 13 marca 2011

Gdzie na prawo jazdy? (kat. A i B)

DZIESIĘĆ POWODÓW DLA KTÓRYCH WARTO ROBIĆ PRAWO JAZDY (zwłaszcza kategorii A, ale też i B) w AC ACADEMY czyli u Adama Cieślaka



1. Jest to kuriozalne, że w całym Szczecinie jest tylko jedna szkoła jazdy w której instruktorami są motocykliści!!! O tym że można uczyć jeździć na motocyklu nie umiejąc samemu jeździć już pisałam. Instruktorzy jazdy zarówno motocykla jak i samochodu w tej szkole to kierowcy-pasjonaci. A wiadomo, podobnie jak w szkole, że nauka od kogoś kto uwielbia swoją dziedzinę jest stokroć przyjemniejsza i efektywniejsza.
2. Adam ma GIGANTYCZNĄ wiedzę i DOŚWIADCZENIE które potrafi przekazać, a nie tylko wiedzę teoretyczną jak w większości innych szkół. Ten kto sam umie, nauczy dużo więcej niż ten, który zna temat tylko z teorii.
3. W mieście instruktorzy jeżdżą motocyklem najpierw przed kursantem, po jakimś czasie za nim, dzięki czemu kursant uczy się przez naśladowanie, a nie tylko przez instruktaż. Jest to też dużo bezpieczniejsze, gdyż w sytuacji niebezpiecznej instruktor ma większe możliwości ochronić kursanta - historia zna takie przypadki.
4. Kursant szkolony jest, teoretycznie i praktycznie, nie tylko pod kątem egzaminu ale przede wszystkim rzetelnie uczy się jeździć, tak aby poradził sobie w prawdziwym życiu!
5. Gdy popełniałam błędy byłam traktowana z cierpliwością, instruktorzy nie dostresowywali mnie (i tak już przerażonej) - przeciwnie, potrafili wesprzeć moralnie. Nawet Madi oczko nie krzyczała na mnie, a słowo daję, było za co.goopol
6. Instruktorzy doradzą jak wybrać odpowiedni kask, ubiór, jaki kupić motocykl. Adam pomógł mi przy zakupie mojej umiłowanej Małej (Hondy) kwadr
7. Wykłady prowadzone przez Adama (dla kat. A i B) zamiast nudnego obowiązku są pasjonujące i pełne humoru (tak to jest gdy ktoś opowiada o czymś co naprawdę kocha...)
8. Każdy z instruktorów jest niepowtarzalną i fascynującą indywidualnością. grin (A Madi do tego jest piękna... :-)
9. Instruktaż z pierwszej pomocy bardzo ciekawie poprowadzony - równie fajne zajęcia z tego zakresu miałam tylko u ratowników tatrzańskich.
10. And last but not least: Sprawy biurowe, formalne i organizacyjne załatwiane zawsze elastycznie i sympatycznie, tak aby to kursant był zadowolony!

I 11. (nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji.) Szkoła Adama dysponuje ośmioma motocyklami. Większość innych ma tylko jeden - egzaminacyjny, albo i nawet nie, zajeżdżony na maxa. Dzięki temu że jeździłam na różnych maszynach byłam w stanie określić jaki typ motocykla mi odpowiada, czy po examinie chcę mieć chopper, ścigacz czy naked. 

Po kursie w AC ACademy ja, beztalencie, zdałam za pierwszym razem examin na motocykl. Adam nauczył mnie też w końcu prowadzić samochód (bo prawko zrobiłam jeszcze w liceum, ale jeździć nie umiałam). Ania instruktorka samochodu nie tylko uwielbia motoryzację - ona też lubi uczyć i potrafi przekazać swą wiedzę. To jest bezcenne.

niedziela, 6 marca 2011

Uczyć czegoś, czego się nie umie. Polska

Mrożek by tego nie wymyślił. W naszym pięknym kraju państwowe uprawnienia do prowadzenia szkoleń można zdobyć w zasadzie nie umiejąc robić tego, czego będzie się nauczać.

Aby zostać instruktorem nauki jazdy kat. A, wystarczy mieć prawo jazdy adekwatnej kategorii od trzech lat, odbyć kurs, i zdać examin państwowy: bardzo trudny teoretyczny, i niezwykle prosty praktyczny, polegający na wykonaniu czterech manewrów na placu. Nie sprawdza się, czy kandydat radzi sobie w ruchu miejskim, czy jest w stanie ogarnąć nie tylko siebie ale i kursanta, czy umie jechać na biegu wyższym niż drugi...! Egzamin na instruktora jest łatwiejszy niż na samo prawo jazdy!

W rezultacie motocyklistów szkolą ludzie nie umiejący robić tego czego uczą. Znana mi osoba opowiada mi dialog z oczekującym na examin państwowy kandydatem na instruktora (facet koło 50-tki):
- Czym jeździsz?
- Ja? Nie jeżdżę motocyklem.
- No to jak chcesz tego uczyć?!?
- Przecież będę jeździł samochodem za kursantem!
- Ale prawo jazdy masz?
- Tak, zrobiłem 30 lat temu. Ale od tej pory nie jeździłem.

Egzamin na examintora polega na tym że kandydat na examinatora examinuje prawdziwego kandydata na kierowcę, a examinator ocenia, jak kandydat to robi. Dlaczego tak nie wygląda examin na instruktora? Że kandydat pokazuje jak szkoli (żywego kursanta, bądź pozoranta) a ktoś to ocenia? Jak zdobywałam uprawnienia nauczyciela szkolnego to właśnie tak to wyglądało!

W Szczecinie jest tylko jeden ośrodek szkolenia kierowców - Adam Cieślak Nauka Jazdy, w której prawdziwi motocykliści uczą motocyklistów - ta w której ja się uczyłam (do końca tamtego roku były dwie ale teraz jest już tylko jedna). Ludność cywilna natomiast nie zdaje sobie sprawy z tego stanu rzeczy i zakładając, że wszystkie szkoły są mniej więcej takie same, wybierają je z randomu, kierując się godzinami wykładów, lokalizacją szkoły albo ceną. Zresztą są takie szkoły gdzie cenę zaniża się w ten sposób że przez 16 z 20 godzin jazdy nie wyjeżdża się z placu niezależnie od postępów - żeby oszczędzić na paliwie! Potem kursant oczywiście musi wziąć dodatkowe godziny przed examinem i wydaje tyleż kasy co gdzie indziej a marnuje tylko czas.

Zresztą funkcjonuję w realiach gospodarki towarowo-pieniężnej i jako cywilny konsument i jako osoba odpowiedzialna za finanse w sporej firmie i widzę że cena nominalna nie jest tak istotna jak stosunek ceny do jakości. Więc co z tego że zaoszczędzisz 50 czy nawet 200 zł a nie wyniesiesz z tańszego kursu nawet 1/4 tej wiedzy i umiejętności co z kursu u Adama AC Academy?
Tym bardziej że szkolenie motocyklisty to nie to samo co zakup lodówki, bo na motocyklu od twoich umiejętności zależy twoje życie???

W Polsce na drogach co roku ginie kilkuset motocyklistów, nie tylko z braku wyobraźni, ale często z braku umiejętności i wiedzy. Bo jeśli ich instruktorzy mieli tylko teoretyczną wiedzę "jak przygotować do examinu", zamiast praktycznej "jak przygotować do prawdziwego życia"? Statystyki mówią że motocyklista wyjeżdżając na drogę ryzykuje 18 razy bardziej niż kierowca samochodu. Więc i nad wyborem szkoły powinien zastanowić się 18 razy bardziej.