Zapraszam również na mój blog motocyklowy

Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/

wtorek, 8 września 2009

Być posiadanym przez dziecko

"Albo coś z wami nie tak i potrzebujecie porady specjalisty, albo jesteście egoistkami zapatrzonymi w siebie i tylko liczy się ja i moje potrzeby. A że trzeba coś w swoim dotychczasowym życiu zmienić, z czegoś zrezygnować dla drugiego człowieka, to już dramat i rozpacz." - odpisuje czytelniczka Wysokich Obcasów autorkom listów utrzymanych w takim samym duchu jak mój poprzedni post. Taka poganiaczka niewolników.

Nie "coś zmienić". Wszystko zmienić. Nie "z czegoś zrezygnować". Z wszystkiego zrezygnować. Tak właśnie jest kiedy się jest posiadanym przez dziecko.

Jak widać w czerwcu napisałam 16 postów, a w lipcu i sierpniu łącznie połowę tego. A dlaczego? Bo przez wakacje niania nie przychodzi w soboty. A więc ja - z pracy do pracy. Z pracy do pracy. Z firmy do domu, do dziecka. Jak mały zasypia, to często nie mam nawet siły umyć zębów - padam razem z nim. Pracuję, opiekuję się, przewijam, gotuję, sprzątam, zabawiam, rozmawiam. Całe życie podporządkowane potrzebom innych osób. A że chciałabym czasem wyjść z klatki, to jest egoizm? Okay. Jestem egoistką.

4 komentarze:

  1. Pisałaś kiedyś o tym, że książki zalecają nie branie dziecka na ręce, że mówią o tym żeby mu dać trochę popłakać itd. I że to jest be, że dziecku trzeba zawsze dać wszystko czego chce. Teraz piszesz jakie to wielkie obciążenie.

    Nie wiem, jak dla mnie coś tu jest nie tak. Ja swoje dzieci traktuję na równi ze sobą. Tzn. nie są ode mnie ważniejsze, ani ja od nich. Nie biorę dziecka na ręce zawsze jak tego chce, nie jestem na każde zawołanie. Staram się poświęcać swój czas wtedy kiedy go mam i kiedy _oboje_ mamy na to ochotę.

    Jasne, to nie znaczy że mogę wszystko to, co mógłbym gdybym dzieci nie miał. Czasem trzeba wstać w nocy, pomóc w czymś, zająć jakoś, zrobić śniadanie itd., nawet jak nie ma się na to ochoty. Ale bez przesady. Na rączki już nie zawsze trzeba brać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Amorfisku, ale to nie jest tak że na każde zawołanie biorę na ręce. Nie daję mu wszystkiego co on sobie zakaprysi. Zdecydowanie nie, a jak mnie wnerwia to mu o tym mówię. Tamten mój post był o czymś trochę innym.

    Nie zawsze jest tak że zajmujesz się dzieckiem "kiedy masz czas". Trzeba go przewinąć, trzeba go wykąpać, trzeba uśpić, trzeba zapewnić jedzenie i nakarmić czy masz czas i ochotę czy nie. Trzeba z nim być (lub zapewnić mu opiekę) czy chcesz czy nie. Każdego dnia musisz wrócić z pracy/odebrać z przedszkola o określonej porze, a jak potrzebujesz się spóźnić lub chcesz wyjść wieczorem, to trzeba kombinować z nianiami, babciami etc. Trzeba zostać z chorym dzieckiem, zamiast jechać na firmowy półmaraton, mimo że pewnie wolisz pojechać. I tu nie ma "traktowania na równi ze sobą". Jak ty jesteś chory, dziecko się tobą nie opiekuje. To ty zapewniasz mu jedzenie i opiekę. I nawet jeśli wychodzisz czy wyjeżdżasz, to nadal ty musisz wszystko zorganizować i cały czas być pod komórką, gdyby coś się działo. Nigdy nie ma "wolnego". Nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam to szczęście, że jak moje dziecko widzi tatusia to ja już dla niego przestaję istniec. Wobec powyższego popołudnia i wieczory mam prawie zawsze wolne. A z tymi obowiązkami - tak, dziecko to ogromne ograniczenie wolności. Zawsze powtarzała mi to moja mama za co jestem jej niewymownie wdzięczna, bo decydujac się na ciążę byłam świadoma tych zmian, jakie zajdą w moim życiu. M.

    OdpowiedzUsuń