Jechał sobie motocyklista szosą, naraz z boku tuż przed niego wyfrunął wróbelek. Nie udało się uniknąć zderzenia. "Pewnie nie przeżył" zmartwił się kierowca, ale dla pewności zatrzymał się i podniósł wróbelka. Patrzy, a ptaszyna jeszcze dycha, chociaż nieprzytomna. No to zabrał wróbelka do domu, włożył do klatki po kanarku, wstawił miseczki z wodą i jedzeniem i poszedł spać.
Po jakimś czasie wróbelek się budzi, patrzy: leży na uschniętej słomie. Jedzenie w misce. Kraty. Złapał się za głowę:
- O k***a! Zabiłem motocyklistę!
Strasznie stare, ale nie mogłam się powstrzymać :-)
To też jest strasznie stare, w dzieciństwie zrobiło na wielu mych rówieśnikach duże wrażenie, skoro do dziś pamiętamy :-)
siewnia memów - dla wszystkich, ale szczególnie dla Was Ludzie których kocham, a którzy jesteście czasem tak daleko...
Zapraszam również na mój blog motocyklowy
Zapraszam również na mój blog motocyklowy: http://motocyklistka.xemantic.com/
czwartek, 29 października 2009
środa, 21 października 2009
Lizbona i kurtyzana
Portugalczycy są zupełnie inni. Nigdzie się nie spieszą, wszystko załatwią pojutrze. Każdy posiłek celebrują godzinami. My chcielibyśmy wrzucić coś na ruszt i lecieć dalej, a oni podają pierwsze przystawki, drugie przystawki, czasem trzecie, po daniu głównym deser, potem jeszcze kawa... Tak było we wszystkich lokalach w których nasza firmowa wycieczka jadła w Lizbonie.
Ostatniego dnia po obiedzie musieliśmy jeszcze odebrać rzeczy z hotelu i dojechać na lotnisko. Zaczęliśmy więc prosić Michaela, szefa lokalu, żeby pospieszyć podanie głównego dania i nie podawać już deseru. Michael, który bardzo się zaangażował w naszą imprezę, był zrozpaczony. "Gdybym wiedział, że chcecie wyjść o czwartej, umówiłbym się z wami na pierwszą, a nie na drugą trzydzieści. Takie piękne menu z pięciu dań przygotowałem. Bardzo, bardzo was przepraszam." Gdy wychodziłam, jako ostatnia z ekipy, kelner jeszcze biegł za mną z moim obiadem zapakowanym w pudełko...
Napisałam potem do Michaela że zdążyliśmy na samolot i że jedzenie było dobre bardzo. Gdy w odpowiedzi znów przepraszał, napisałam mu że to ja przepraszam jego, bo zachowaliśmy się jak barbarzyńcy i zepsuliśmy jego pracę, w którą włożył tyle serca.
Przytoczyłam mu epizod z autobiografii "Wyznania chińskiej kurtyzany": narratorka była umówiona na wieczór z dwoma amerykańskimi oficerami, więc cały dzień przygotowywała się spotkanie ze specjalnymi gośćmi. Jej kucharz spędził ogromne ilości czasu tworząc wyjątkową kolację: dobierał smaki, komponował przyprawy. A gdy Amerykanie przyszli, zjedli w pośpiechu, "sprawa" z kurtyzaną znającą najbardziej wyrafinowane arkana wschodniej sztuki miłosnej wzięła im po pięć minut.
A są tacy autorzy SF, którzy myślą, że dogadalibyśmy się z Obcymi. Hehe.
(zdjęcia autorstwa Adaśka Najwierniejszego)
a tu jest jeszcze więcej zdjęć z imprezy w Lizbonie i z półmaratonu w którym startowali bliscy mojemu sercu)
niedziela, 18 października 2009
Mordercy drogowi
Chirurg z warszawskiego oddziału ratunkowego pisze, że jego wieloletnie statystyki z kliniki nie potwierdzają kreowanego w mediach obrazu, iż mordercą drogowym jest młody, pijany czy naćpany w BMW, ewentualnie na motocyklu 250km/h lecący przez miasto.
Dopiero w połowie następnego akapitu zorientowałam się, że fałszywy jest obraz który mi się wyświetlił: starzejąca się biurwa z banku, czerwona szminka i paznokcie, włosy tlenione na lakier, w garsonce, z klipsami na uszach. Trzeźwa kobieta 30-40 w dobrym aucie - to ja, mimo całego mojego hipizmu.
Dlatego trzeba jeździć motocyklem. Jest węższy, więc prawdopodobieństwo że się kogoś trafi się zmniejsza.
(Artykuł przeczytaj koniecznie.)
.
Z moich statystyk wynika: małolat w czarnej beemce z ciemnymi szybami pod wpływem amfetaminy lub alkoholu trafia do szpitala (lub trafiają jego ofiary) raz na dwa miesiące. Motocyklista, który kogoś zabił, trafia się raz na pół roku. Natomiast, motocyklista, którego ktoś zabił lub próbował zabić, trafia do nas dwa razy w tygodniu.
A wiecie Państwo kto jest, też w moich statystykach, absolutnym numerem jeden jeśli chodzi o liczbę ofiar? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym, służbowym samochodzie, przejeżdżająca pieszego na pasach. To się zdarza CODZIENNIE, i to kilka - kilkanaście razy dziennie.
Dopiero w połowie następnego akapitu zorientowałam się, że fałszywy jest obraz który mi się wyświetlił: starzejąca się biurwa z banku, czerwona szminka i paznokcie, włosy tlenione na lakier, w garsonce, z klipsami na uszach. Trzeźwa kobieta 30-40 w dobrym aucie - to ja, mimo całego mojego hipizmu.
Dlatego trzeba jeździć motocyklem. Jest węższy, więc prawdopodobieństwo że się kogoś trafi się zmniejsza.
(Artykuł przeczytaj koniecznie.)
.
Walka z owsikami (wiatrakami)
Alan miał owsiki.
Żeby się pozbyć tego paskudztwa, trzeba jednocześnie dać lekarstwa i wysprzątać na steryl cały dom, bo to przetrwalnikuje się wszędzie i jest inwazyjne nawet po trzech miesiącach.
Więc w ciągu jednego dnia wygotować w garnku, uprać i uprasować bieliznę, ubranka, pościel, ręczniki, zasłony, pokrycie kanapy. Wszystko odkurzyć i przetrzeć na mokro. A do tego akcję trzeba czasem powtarzać dwa, trzy razy.
Walka z paromilimetrowym robalem: wiele dni pracy kilku osób. Ja, homo sapiens, ssak, naczelny, tysiące lat dziedzictwa, kultury i cywilizacji, uginam się przed tak prymitywnym syfem, który nie ma nawet układu nerwowego.
Byliśmy na Xiężycu a nie umiemy tego ohydztwa skutecznie wytępić. Mamy transportery opancerzone, tarcze antyrakietowe, nanoroboty, inteligentne rakiety, bomby, które potrafią zabić trzy miliardy ludzi jednocześnie, a nie radzimy sobie z owsikiem czy lamblią.
Wysiłki ludzkości są najwyraźniej źle ukierunkowane.
Żeby się pozbyć tego paskudztwa, trzeba jednocześnie dać lekarstwa i wysprzątać na steryl cały dom, bo to przetrwalnikuje się wszędzie i jest inwazyjne nawet po trzech miesiącach.
Więc w ciągu jednego dnia wygotować w garnku, uprać i uprasować bieliznę, ubranka, pościel, ręczniki, zasłony, pokrycie kanapy. Wszystko odkurzyć i przetrzeć na mokro. A do tego akcję trzeba czasem powtarzać dwa, trzy razy.
Walka z paromilimetrowym robalem: wiele dni pracy kilku osób. Ja, homo sapiens, ssak, naczelny, tysiące lat dziedzictwa, kultury i cywilizacji, uginam się przed tak prymitywnym syfem, który nie ma nawet układu nerwowego.
Byliśmy na Xiężycu a nie umiemy tego ohydztwa skutecznie wytępić. Mamy transportery opancerzone, tarcze antyrakietowe, nanoroboty, inteligentne rakiety, bomby, które potrafią zabić trzy miliardy ludzi jednocześnie, a nie radzimy sobie z owsikiem czy lamblią.
Wysiłki ludzkości są najwyraźniej źle ukierunkowane.
Etykiety:
childfree - wolność od dziecka,
dziecko,
społeczeństwo
Pierwszy "wiersz" hipertextowy
Szukam. Nie zatrzymuję się
w drodze.
Pytam. Nie wierzę
na słowo.
Otwieram się. Nie utwierdzam
w przekonaniu.
Idę. Nie trwam.
(pierwszy mój, nie wiem jak światowa poezja...)
(Mustangowi i Ani wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia:-)
w drodze.
Pytam. Nie wierzę
na słowo.
Otwieram się. Nie utwierdzam
w przekonaniu.
Idę. Nie trwam.
(pierwszy mój, nie wiem jak światowa poezja...)
(Mustangowi i Ani wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia:-)
sobota, 17 października 2009
Skąd jesteśmy? :-)
Strasznie stary dowcip ale bardzo go lubię
Egzamin teoretyczny (ustny) na prawo jazdy.
- Proszę bardzo, dojeżdża pan do skrzyżowania, tu droga z pierwszeństwem, tu znak stop, tu tramwaj, tu karetka. Proszę mi powiedzieć, kto pierwszy przejedzie przez skrzyżowanie?
- Pierwszy przejedzie motocyklista.
- Panie, a skąd tu się wziął motocyklista???
- A kto ich tam wie, skąd oni się biorą...
Egzamin teoretyczny (ustny) na prawo jazdy.
- Proszę bardzo, dojeżdża pan do skrzyżowania, tu droga z pierwszeństwem, tu znak stop, tu tramwaj, tu karetka. Proszę mi powiedzieć, kto pierwszy przejedzie przez skrzyżowanie?
- Pierwszy przejedzie motocyklista.
- Panie, a skąd tu się wziął motocyklista???
- A kto ich tam wie, skąd oni się biorą...
Subskrybuj:
Posty (Atom)