Motocykl jest jak narkotyk. Na nim przeżywa się zupełnie odmienne stany świadomości.
Jednymi z najpiękniejszych chwil na trasie są te, w których spotyka się innych motocyklistów. Jadących z przeciwka, stojących na poboczu, tankujących na stacji na której i my się zatrzymaliśmy. Pozdrawiamy się wtedy podniesieniem ręki. Poczucie wspólnoty zbudowane na podobnej wrażliwości która powoduje, że z wiatru we włosach czerpiemy radość życia.
Gdy w miniony łikęd w cztery maszyny mknęliśmy szosami za nieodległą zachodnią granicą, mijaliśmy wielu braci w nałogu. Pojedynczych, w parach, i całe watahy. Na Shellu w Sassnitz spotkaliśmy gang na ośmiu oldschoolowych Simsonach, który robił hałas na pół miasteczka. Owi kierowcy odpowiadali na nasze pozdrowienia, nieświadomi żeśmy dziećmi innego narodu. Nie wiem, czy gdyby wiedzieli, miałoby to dla nich jakiekolwiek znaczenie. Zapewne, w naszym dobrym XXIw., już nie. Ale jeśli któryś z nich byłby jednocześnie nacjonalistą, popełniłby nieświadomie wysłanie pozytywnej energii do wroga. Która z naszych tożsamości jest zatem ważniejsza, bardziej prawdziwa, lepiej oddająca to o co w nas chodzi? Bycie motocyklistą, czy przynależność do grupy etnicznej czy też kulturowej?
Motocykl jest jak narkotyk. Bo jadąc motocyklem nabiera się tak pozytywnego stosunku do rzeczywistości, jakby sprawy które zatruwały nam dotąd radość istnienia, przestały nagle mieć jakiekolwiek znaczenie. I podejrzewam, że ich prawdziwe znaczenie jest właśnie takie jak wtedy, gdy oglądamy je zza kierownicy. To tylko nasza powszednia małostkowość i upierdliwość wyolbrzymia je tak, że pozwalamy by niszczyły nas, nasze relacje i ludzi wokół. Tak jak na trasie, tak powinniśmy żyć na codzień. W poczuciu wspólnoty z każdym spotykanym gdziekolwiek człowiekiem. Bo naszą najgłębszą tożsamością i podstawą wszelkich pod-tożsamości nie jest polakość, niemiecość, motocyklość. Nie jest za-krzyżyzm czy przeciw-krzyżyzm. Jest nią człowieczeństwo.
nigdym sam motóra nie prowadził, więc czytanie Twoich zachwytów przenosi mnie nieco w innszą galaktykę. ino jeden zgrzyt - jak to ten wiatr we włosach hula, skoro ma się puszkę na głowie?
OdpowiedzUsuńa co do tych simsonowych gangów robiących hałas na pół miasteczka, to wolałbym, żeby w inszej galaktyce byli ;)
Widzisz Alanis... bo to trzeba mieć takie włosy żeby wystawały spod garnca ;-)
OdpowiedzUsuńSimsonowcy są hałaśliwi, ale błyskawicznie się przemieszczają, więc huk słyszysz zbyt krótko, by się nim zmęczyć :-) A ludziom z takim pozytywnym obłędem w oczach szybko się wybacza :-)
Chyba że jeżdżą w tę i z powrotem przez godzinę. I tym dedykuję obrazek Raczkowskiego :) http://raczkowski.soup.io/post/47715456/egnamy-dzi-naszego-koleg-kt-ry-odda
OdpowiedzUsuńLudzie, ale wy się czepiacie... A jak pisałam że dzieci są bez sensu bo drą ryja po nocach i srają w pieluchy, toście mnie je*ali za nadmierny realizm...
OdpowiedzUsuńCiebie się nie czepiamy, ino tych co jeżdżą w kółko.
OdpowiedzUsuńAle żeby im od razu dedykować obrazek o cmentarzu :-/
OdpowiedzUsuńCzy Ty zinterpretowałaś moją dedykację jako życzenie im śmierci?! Obrazek wyśmiewa głupotę i "lans", i tylko o to mi chodziło.
OdpowiedzUsuńI do starszego komenta:
Pokazywanie tylko jednej strony medalu to nie jest realizm. Tym bardziej nadmierny. Przykro mi jeśli poczułaś się "zjebana" którymś z moich komentarzy. Może emocje wzięły górę. Postaram się bardziej panować na przyszłość.